Jeden mówi, że swoją wizję Polski pokazał 5 lat temu i sukcesywnie ją realizuje. Część obietnic powtarza, kilka jest zupełnie nowych. Drugi natomiast zaprezentował obszerny program tuż przed wyborami.
Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski próbują przekonać do siebie wyborców na różne sposoby. W money.pl postanowiliśmy podliczyć ich najistotniejsze obietnice wyborcze. Sprawdzamy, kto bardziej hojnie dysponuje pieniędzmi Polaków. Oczywiście koszty podajemy w ujęciu rocznym.
Nie wszystkie kwoty były możliwe do policzenia, dlatego w niektórych przypadkach posiłkowaliśmy się własnymi szacunkami. Kandydaci bowiem niekoniecznie dbali o to, by podać koszt swoich obietnic.
Duda stawia na budowy i fundusze
Sztabowcy urzędującego prezydenta oraz sam Andrzej Duda w kampanii dużo mówią o wielkich inwestycjach infrastrukturalnych, uparcie forsując dla nich nazwę "Plan Dudy".
W rzeczywistości są to projekty, które obóz Zjednoczonej Prawicy przedstawia od lat, a w obecnej kampanii przekonuje, że są to w dużej mierze pomysły prezydenta.
Na początek CPK i przekop Mierzei Wiślanej. Szacowane koszty to odpowiednio 75 i 2 mld zł. Ale ponieważ budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego ma potrwać jeszcze około 7-8 lat, to roczny koszt wynosi około 10 mld zł.
W obecnej kampanii wrócił również pomysł emerytur stażowych, który przez 5 lat nie został zrealizowany. Duda zapowiadał go już podczas kampanii w 2015 roku. Według szacunków ZUS koszt takiego rozwiązania wyniósłby 13 mld zł rocznie. 9 mld zł trzeba byłoby przeznaczyć na wypłacane świadczenia, kolejne 4 mld zł wyparowałyby ze względu na mniej opłacanych składek.
Z kolei w ostatnich dniach Sejm zajmował się projektami ustawy, wprowadzającymi dwa świadczenia o charakterze społecznym. Mają one być odpowiedzią na epidemię koronawirusa. Pierwsza to dodatek solidarnościowy dla osób, które w kryzysie stracą pracę. Drugi zaś to bon turystyczny, który ma ratować polską branżę. Łączny koszt obu rozwiązań to około 5 mld zł rocznie.
Do tego Duda stawia na tworzenie nowych funduszy. Przy okazji podpisywania ustawy przekazującej 2 mld zł mediom publicznym, prezydent zapowiedział utworzenie Funduszu Medycznego.
Pieniądze z funduszu mają być przeznaczane na trzy zasadnicze cele: leki i świadczenia zdrowotne, inwestycje w służbę zdrowia i profilaktykę. Koszt? 4 mld zł rocznie.
Jest jeszcze drugi fundusz. Chodzi o inwestycje samorządowe, zapowiadane wielokrotnie przez premiera Mateusza Morawieckiego. Teraz Andrzej Duda traktuje go jako element własnego programu. W ramach funduszu każda gmina ma otrzymać średnio 2 mln zł na inwestycje. Biorąc pod uwagę, że w Polsce jest prawie 2500 gmin, to koszt programu sięga 5 mld zł.
Gdy zsumujemy wszystkie najistotniejsze punkty programu Andrzeja Dudy, to szacunkowy ich koszt wyniesie 37 mld zł.
Trzaskowski nie ustępuje
Wspomniany wyżej Fundusz Inwestycji Samorządowych to pomysł bardzo podobny do tego, co proponuje Rafał Trzaskowski. On w swoim programie pisze, że chce stawiać na "inwestycje za rogiem".
"W ramach funduszu (...) samorządy (...) otrzymają pulę środków – co najmniej 30 mln zł na miasto powiatowe. Będą z nich mogły zrealizować wybrane przez siebie inwestycje". Przykłady? Targowiska, centra rozwoju, żłobki, przedszkola czy infrastruktura transportowa.
Przy zachowaniu kwoty 30 mln zł na miasto powiatowe wychodzi nam około 11 mld zł. I choć inwestycje pewnie trwałyby znacznie dłużej, to przyjmujemy, że jest to roczny koszt. Podobnie jak w przypadku Andrzeja Dudy.
Znacznie trudniejsze jest wyliczenie kosztów drugiej z obietnic Trzaskowskiego. Chodzi o darmowe żłobki i przedszkola w całej Polsce.
Trzaskowski powołuje się tu na doświadczenia ze stołecznego ratusza. W budżecie Warszawy na darmowe żłobki zapisał w 2019 roku 36 mln zł. Tyle miały kosztować dopłaty dla samych żłobków. A konkretniej - 13 tys. dzieci, które do nich chodziły. W dużym uproszczeniu możemy założyć, że koszt dla budżetu w przeliczeniu na jedno dziecko to około 2,7 tys. zł.
Gdyby podobny koszt zastosować dla wszystkich dzieci w Polsce, to można oszacować łączny koszt dopłat. Według GUS do przedszkoli rocznie chodzi około 1,4 mln dzieci. Do tego 150 tysięcy korzysta z opieki w publicznych żłobkach. W sumie więc mamy około 1,5 mln dzieci. Po przemnożeniu przez średni koszt daje nam to 4 mld zł rocznie. To jednak koszt bardzo szacunkowy, ponieważ kandydat nie podał szczegółów tej propozycji.
Kolejna obietnica Trzaskowskiego? 100+ na kulturę dla dzieci i młodzieży. "Bon będzie mógł być przeznaczony na zakup biletu (z dojazdem) do kina, teatru, muzeum, czy na zakup książki" - zapowiada w programie kandydat opozycyjny. Koszt? 7,3 mld zł rocznie.
Na koniec kolejne dwa elementy programu, których koszt jest bardzo trudny do oszacowania. Na początek dopłaty 10 tys. zł do ekoremontów dla gospodarstwa domowego.
W Polsce mamy 10 mln rodzin. Zakładamy, że na remont zdecyduje się połowa z nich. Na jakiej podstawie? Ministerstwo Środowiska bada co roku świadomość ekologiczną Polaków. Mniej więcej połowa z nas deklaruje dbałość o środowisko, segreguje śmieci czy popiera wprowadzenie kaucji na butelki plastikowe. Stąd - optymistycznie - zakładamy, że również połowa zdecydowałaby się na inwestycje prośrodowiskowe.
Gdyby tak się stało, to 5 mln rodzin mogłoby liczyć na 10 tys. zł dotacji. To oznacza koszt 50 mld zł dla budżetu, czyli około 10 mld zł za każdy rok ewentualnej prezydentury Rafała Trzaskowskiego.
I na koniec postulat, z którym 5 lat temu do wyborów szedł Andrzej Duda. 8 tys. zł kwoty wolnej od podatku. Trzaskowski chce, by dotyczyła ona wszystkich, którzy zarabiają między 30 a 65 tys. zł. Czyli w okolicach średniej krajowej. To - według danych GUS - daje około 4 mln pracowników.
Dziś zmniejszają oni podatek o 556 zł. Po zmianie kwoty wolnej odejmowaliby znacznie więcej, bo prawie 1400 zł. W efekcie do budżetu trafiłoby każdego o ok. 3,4 mld zł mniej.
Łącznie więc najistotniejsze elementy programu Trzaskowskiego dają 35,7 mld zł. To tylko nieznacznie mniej niż obietnice Andrzeja Dudy.
Pamiętajmy jednak, że obietnic w obu przypadkach jest znacznie więcej. Niestety kandydaci nie zamierzają się kłopotać i liczyć całkowitych kosztów proponowanych przez nich rozwiązań. Na koniec warto też pamiętać, że prezydent nie ma możliwości samodzielnie wdrożyć w życie swoich obietnic. Na to potrzebna jest zgoda parlamentu.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl