O sprawie pisze "Gazeta Wyborcza". Czytamy w niej, że nikt nie chce przyznać się do odpowiedzialności za niezorganizowane wybory 10 maja i poniesione w związku z tym gigantyczne koszty.
Przypomnijmy, że wybory 10 maja się nie odbyły, ale to nie przeszkodziło Poczcie Polskiej wydrukować na nie około 30 mln kart do głosowania. Koszt? Około 70 mln zł na przemiał. Polecenie spółce wydał premier Morawiecki, a niedawno sąd uznał, że było to "rażące naruszenie prawa".
- Myślę, że nie ma sensu już do tego w tej chwili wracać - mówił w sierpniu w "Rzeczpospolitej" wicepremier Jacek Sasin, pytany o organizację I tury wyborów 10 maja.
Ustawa, która wyłączała z organizacji wyborów Państwową Komisję Wyborczą była wówczas w Senacie. Więc szef rządu nie mógł wydać takiej decyzji.
Koszty jednak zostały przez Pocztę Polską poniesione, a teraz nie ma kto ich pokryć. Spółka wydała więc pieniądze z własnej kieszeni.
W jednej z nocnych poprawek do tzw. ustawy covidowej posłowie PiS wrzucili poprawkę, która mówi, że pieniądze Poczcie Polskiej ma zwrócić Krajowe Biuro Wyborcze.
Jak informowaliśmy pod koniec września, spółka zwróciła się do KBW po prawie 70 mln zł. Teraz "Wyborcza" pisze, że Poczta wciąż nie wysłała wszystkich dokumentów, które potwierdzają poniesione koszty.
Co gorsza, KBW będzie musiało dokładnie sprawdzić, czy poniesione przez Pocztę koszty są zasadne. Chodzi przecież o publiczne pieniądze. Prawdopodobnie zrobi to biegły sądowy.
Na razie jednak nie ma o czym mówić, bo Poczta wciąż nie pokazała KBW żadnych papierów. Jak mówi "GW" rzeczniczka spółki Justyna Siwek, dokumenty zostaną przekazane "niezwłocznie".