- Nie mamy broni, nie używamy też siły. Działamy w pełni legalnie na zlecenie właściciela mieszkania, negocjując z "koczownikami" opuszczenie dziko zajmowanych nieruchomości – wyjaśnia Paulina Wyzińska, dyrektor zarządzająca Centralnego Biura Bezpieczeństwa Personalnego, detektyw i negocjatorka, a prywatnie matka 9-letniej córki.
Wyglądem przypominają agentów CBA lub antyterrorystów. Noszą mundury khaki, kominiarki i kamizelki z sugestywnym skrótem CBBP. Tak też się stylizują, promując się przez media społecznościowe. Na stronie internetowej firmy można zobaczyć uzbrojonych po zęby ludzi. – To tylko repliki, w naszych działaniach nie używamy broni wymagającej pozwoleń – zaznacza właścicielka firmy.
- Asysta osiłków w kominiarkach i bojowo umundurowanych to już przemoc. Choćby psychiczna. Stwarzają atmosferę zagrożenia - kontruje Piotr Ikonowicz, działacz Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. - Robienie sobie reklamy ze skutecznego czyszczenia mieszkań przy pomocy ludzi wystylizowanych na funkcjonariuszy państwowego aparatu przemocy to nic innego, jako apoteoza tejże przemocy. Poza tym wykorzystanie w akcji "szturmowców" to działania zarezerwowane dla państwa, a nie jaśnie państwa - konkluduje.
Firma na rynku działa już 2 lata. Zatrudnia na stałe sześć osób, ale w razie potrzeby posiłkuje się dodatkowymi pracownikami na zlecenie. O firmie znów zrobiło się po poście, który zamieścili na Facebooku.
Jak podkreślali "zlecenie zakończone zostało w miłej i polubownej atmosferze", a dzicy lokatorzy okazali się "sympatyczną rodziną", świadomą tego, co zrobili. Niestety do akcji musiało dojść, bo rodzina przez kilka miesięcy nie wywiązywała się z płatności za wynajem wraz z opłatami. Mimo że powodem takiej sytuacji były problemy zdrowotne i brak płynności finansowej", pod wpisem znalazło się wiele nieprzychylnych opinii.
- Cały czas walczymy ze stereotypem i hejtem – mówi nam Paulina Wyzińska. - Nagonka i bezpośrednie ataki na mnie bardzo bolą. Jednak wierzę, że mieszkania powinny trafić do prawowitych właścicieli.
Przyznaje, że kominiarki i mundury mogą prowokować. - Chodziło jednak o wyróżnianie się na rynku. Początkowo miała być to firma windykacyjna. Popyt jednak zweryfikował rzeczywistość. Zamiast odzyskiwać dług, zajęłam się odzyskiwaniem mieszkań - tłumaczy.
Paulina Wyzińska podkreśla jednak, że mimo groźnego wyglądu jej agentów są oni jedynie asystą. "Na wszelki wypadek". Zawsze w dalszym szeregu. Zdejmują też kominiarki, kiedy przyjeżdża policja i trzeba się wylegitymować.
– Na pierwszej linii jestem ja, w eleganckim kostiumie, lub nasz negocjator w garniturze. Staramy się zawsze spokojnie wynegocjować opuszczenie mieszkania nielegalnie zajmowanego przez "dzikich lokatorów" – zaznacza.
Jak podkreśla, o ich działaniach "krążą dziwne opowieści", ale cała wizyta jest nagrywana, a jej pracownicy dobrze przygotowani merytorycznie. - Przyjmujemy tylko zlecenia niebudzące wątpliwości prawnych – przekonuje szefowa Centralnego Biura Bezpieczeństwa Personalnego.
Na Piotrze Ikonowiczu takie tłumaczenia nie robią wrażenia. Jak podkreśla, to wciąż element "dzikiej eksmisji". Aby jej legalnie dokonać, musi być akt notarialny z klauzulą wykonalności, sądowy wyrok eksmisji z lokalem socjalnym. - Jeśli wszystko jest lege artis, to powinni zjawiać się w towarzystwie komornika - zaznacza Ikonowicz.
- Przez lata walki z "dziką eksmisją" udało się nam zmienić świadomość policji. Doprowadziliśmy do tego, że Komenda Główna wydała dyspozycje dla funkcjonariuszy, że jeśli przeprowadzana jest eksmisja, a nie ma na miejscu komarnika, to trzeba stanąć po stronie mieszkańca - zaznacza.
Paulina Wyzińska podkreśla, że problem nie jest taki jednoznaczny. - Dzicy lokatorzy wykorzystują luki w polskim prawie, zajmują cudzą własność, nie płacą, dewastują mieszkania i nikt ich nie może wyrzucić. Sądy działają opieszale. W skrajnym przypadku sprawa naszego klienta ciągnęła się 12 lat. A to w końcu własność prywatna, zdobyta często ciężką pracą i będąca źródłem utrzymania.
Ikonowicz przyznaje, że owszem, zdarzają się przypadki, w których lokatorzy wynajmują mieszkanie, aby celowo nie płacić. To jednak margines. - Wielu lokatorów, którzy popadli w długi, jest ofiarą systemu. Cały rynek jest trudny dla obu stron. Jednak to interes właściciela jest dużo lepiej zabezpieczony niż lokatora - podkreśla działacz Ruchu Sprawiedliwości Społecznej.
- Nie ma zgody na takie metody. Należałoby przyjrzeć się temu, czy działania tej firmy faktycznie są zgodne z prawem. Jeśli nie, to trzeba by jak najszybciej wszcząć procedurę delegalizacyjną - dodaje społecznik.
Jak wyjaśnia Wyzińska, na ich usługi jest duże zapotrzebowanie, mimo że nie są tanie. W dwa lata zatrudniło ich 30-40 właścicieli mieszkań. Negocjacje kosztują średnio około 20 tys. plus VAT za nieruchomość. Wszystko zależy jednak od trudności i zawiłości sytuacji, w jakiej znalazł się zleceniodawca.
Lewica Razem złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez prywatną firmę Centralne Biuro Bezpieczeństwa Personalnego, która przeprowadza eksmisje na bruk. Jak uzasadniała Magdalena Biejat z Lewicy, odnosząc się do akcji w Warszawie, eksmisja została przeprowadzona w asyście policji i bezprawnie - w okresie zimowym i bez obecności komornika.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl