28-letnia Sorokin opowiadał ludziom, których chciała naciągnąć, że ma 60 mln dol. na specjalnym funduszem powierniczym. Ta prosta historyjka - jak donosi RMF FM - sprawiła, że pomieszkiwała w pięciogwiazdkowych hotelach i stołowała się w najlepszych restauracjach.
Udało jej się nawet przekonać właścicieli firmy wynajmującej prywatne samoloty, by bez zaliczki udostępnili jej jedną ze swoich maszyn. Wszystkim oszukanym wmawiała, że przelew już idzie, gdzieś utknął, ale na pewno zaraz pieniądze trafią na właściwe konta.
Anna Sorokin z rozpędu planowała nawet otworzyć galerię sztuki. Na to już jednak potrzebowała większych sum. Wnioskowała o kredyt w wysokości 22 mln dol, ale ostatecznie dostała 100 tys. dol.
Też nie mało przyznać trzeba, jak na osobę, która nie dysponowała żadnym realnym zabezpieczeniem kredytu. Wpadła, jak to często się zdarza, przez przypadek. Ze swoja przyjaciółką, redaktorką ze słynnego "Vanity Fair", ruszyła w podróż do Maroka.
W jednym z hoteli oszustka poprosiła dziennikarkę, by ta zapłaciła za nią, bo jej karta nie działa. Jako, że hotel był luksusowy, to rachunek opiewał na 62 tys. dol. Sorokin obiecywała, że po powrocie dług ureguluje, ale tak się jednak nie stało.
Przyjaciółka zawiadomiła policję, a w toku śledztwa stróże prawa odkryli, że rzekoma Anna Delvey oszukała i innych na łączną sumę około 200 tys. dol czyli ponad 760 tys. zł w przeliczeniu.
Przygody kobiety urodzonej w Rosji i mieszkającej w Niemczech i USA mogą stać się kanwą do produkcji filmowych. Na tę historię ostrzą sobie zęby Netflix i HBO. Może się zatem okazać, że skazana jednak zyska na swoich machlojkach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl