Kuratorzy, sekretarze, protokolanci, inspektorzy, kadrowe, kierowcy i woźni – mimo że w każdym sądzie wykonują niemal identyczną pracę, są bardzo różnie opłacani. Różnice w wynagrodzeniach na tych samych stanowiskach w poszczególnych sądach wynoszą nawet po kilka tysięcy złotych miesięcznie.
Ministerstwo Sprawiedliwości przyznaje, że problem jest i że próbuje z nim walczyć. Jednak, jak podkreślają urzędnicy, sądy, chociaż dysponują publicznymi środkami, mają też pewną swobodę w kształtowaniu płac.
Rozporządzenie z marca 2017 r. dotyczące płac wskazuje przedziały "od – do", w ramach których może być wyznaczana pensja. Widełki są jednak tak duże, że na niektórych stanowiskach można zarabiać zarówno najniższą krajową, średnią, jak i 12 tys. zł. Mowa tu oczywiście o pensji podstawowej, bez dodatków stażowych.
Przykładowo, w sądach rejonowych we: Włoszczowej, Staszowie, Pińczowie i Opatowie, które mają wspólnego dyrektora i jeden budżet powiązany z Sądem Okręgowym w Kielcach, różnice w zarobkach w przypadku starszego sekretarza wynoszą tysiąc złotych (wynagrodzenia zaczynają się od kwoty 3,4 tys. zł brutto, a kończą na 4,4 tys. zł).
"Ciekawie" kształtują się również różnice w zarobkach w podziale na stanowiska. I tak z danych za 2020 r. wynika, że w Sądzie Okręgowym w Kielcach jeden z tamtejszych kierowców zarabia 4 tys. zł miesięcznie, podczas gdy starszy protokolant - 2800 zł, a straszy inspektor w wydziale wizytacyjnym z wieloletnim stażem zawodowym - 3350 zł.
Interesujące są również zarobki jednej z osób z działu kadrowo-płacowego tego sądu. Z dokumentów, do których dotarł money.pl, wynika, że otrzymuje ona maksymalną stawkę przewidzianą na zajmowanym stanowisku, czyli 7400 zł miesięcznie. To więcej niż wynosi pensja osoby z takim samym zakresem obowiązków i odpowiedzialności w największym sądzie w Polsce, czyli w Warszawie.
Widzieliśmy pismo związkowców w sprawie tej specjalistki od płac i kadr, które w lutym trafiło do Ministerstwa Sprawiedliwości. Wskazują w nim, że nie potrafi obsługiwać programu płacowo-kadrowego, a kamery sądowego monitoringu wiele razy przyłapywały ją jak w ciągu dnia pracy wychodzi z sądu.
O wyjaśnienia w sprawie różnic w wynagrodzeniach zwróciliśmy się 24 lutego do prezesa SO w Kielcach, sędziego Ryszarda Sadlika. Do chwili publikacji tekstu nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
Związkowcy: liczą się układy, a nie kompetencje
Związkowcy z Krajowego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Ad Rem", którzy walczą z nepotyzmem płacowym w sądach, nie owijają w bawełnę: są w Polsce takie sądy, gdzie wciąż obowiązuje zasada: nieważne, co umiesz i jak pracujesz, ale czyim krewnym lub znajomym jesteś.
- Wiele sądów w Polsce poradziło już sobie z nierównościami płacowymi i stosuje uczciwe i transparentne zasady wynagradzania, ale są również i takie, gdzie dyrektorzy lub prezesi podejmują decyzje arbitralnie, bez porozumienia ze związkami, co jest oczywistym naruszeniem prawa związkowego – mówi money.pl Justyna Przybylska, przewodnicząca zarządu KNSZZ "Ad Rem".
Fakt poczucia krzywdy i niesprawiedliwości wśród pracowników sądowych oraz istnienie układów towarzyskich potwierdza nam również Małgorzata Marczulewska, prezes Stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.
Chociaż, jak podkreśla, środowisko prawnicze jest hermetyczne, zdarza się, że zdesperowani pracownicy sądówki zgłaszają jej poważne naruszenia prawa. Głównie chodzi o pomijanie ich przy podwyżkach i premiach oraz mobbing.
- W środowisku prawniczym wciąż obowiązuje zasada "komu nie pasuje, ten wylatuje" i dotyczy to nie tylko prawników, ale i pracowników administracyjnych czy osób, które zajmują się szeroko rozumianą obsługą sądów czy kancelarii prawnych – podkreśla nasza rozmówczyni.
- Pod latarnią bywa najciemniej – potwierdza Justyna Przybylska i podaje kolejny przykład, tym razem z Krakowa.
W tamtejszym Sądzie Okręgowym w ubiegłym roku miało dojść do planowanych podwyżek – średnio o 400 zł na etat. Pieniądze rozdzielono, ale według uznania kadry zarządzającej, z pominięciem opinii związkowców. "Ad Rem" zgłosiło naruszenie przepisów do Państwowej Inspekcji Pracy (PIP). O wynikach postępowania Inspekcja rozmawiać jednak nie chce.
W mailu przesłanym do redakcji rzeczniczka prasowa PIP Danuta Rutkowska tłumaczy to obowiązkiem zachowania w tajemnicy zarówno źródła skargi, jak i jej treści oraz wyników przeprowadzonego w związku z tym postępowania.
Ministerstwo: przyglądamy się i sprawdzamy
Ministerstwo Sprawiedliwości dostrzega problem nierówności w wynagrodzeniach. Urzędnicy zapewniają, że każde zgłoszenie w takiej sprawie jest przez nich wnikliwie sprawdzane. Potwierdzają to również sami związkowcy.
"Ministerstwo Sprawiedliwości zwracało uwagę prezesom i dyrektorom sądów apelacyjnych na problem dysproporcji płacowych pomiędzy równorzędnymi stanowiskami w obrębie sądów tej samej apelacji, jak również między apelacjami. Ministerstwo wskazywało na konieczność kształtowania w sądach jednolitej i przejrzystej struktury wynagrodzeń, odpowiadającej kwalifikacjom i realizowanym zadaniom" – czytamy w komunikacie przesłanym przez biuro prasowe MS.
Urzędnicy podkreślają, że zapewnienie odpowiedniego wynagradzania pracowników sądów to jeden z priorytetów obecnego ministra sprawiedliwości. Przypominają też, że tylko w ciągu dwóch ostatnich lat wynagrodzenia w sądach wzrosły średnio o 900 zł w przeliczeniu na etat.
Jak wskazuje przewodnicząca KNSZZ "Ad Rem”, problemem pozostaje część kadry zarządzającej pracująca w sądach, która łamie przepisy prawa oraz treść rozporządzenia o wynagrodzeniach, które daje zbyt szerokie widełki przy ustalaniu płac.