Chodzi o ekwiwalent w wysokości 25 proc. wynagrodzenia. Jest on przyznawany od czasów sprzed akcesji do UE – Sejm pracował wówczas w przyspieszonym tempie, by zdążyć dostosować polskie prawo do unijnego. Posiedzenia często przeciągały się długo w noc, a pracownikom Sejmu nabijały się nadgodziny.
O przyznaniu dodatku decydowali dyrektorzy poszczególnych biur Sejmu. Jak twierdzi "Rzeczpospolita", to się jednak miało zmienić na początku pandemii. – Na początku pandemii uznała [Kancelaria Sejmu – red.], że o dodatki wnioskować trzeba do niej, z uzasadnieniem, i to tylko w szczególnych przypadkach. W efekcie niektórzy dyrektorzy przestali występować o jakiekolwiek dodatki – mówi anonimowo jeden z pracowników Kancelarii Sejmu.
Po miesiącu - dwóch nowe zasady miały się poluzować, ale dyrektorzy nadal piszą uzasadnienia i wysyłają je do kadr.
– Sytuacja materialna urzędnika Kancelarii Sejmu została uzależniona od dobrej woli sympatyków obecnej władzy – ocenia inny urzędnik.
Tymczasem Centrum Informacyjne Sejmu twierdzi, że nic się w dodatkach nie zmieniło, a zasady ich przyznawania są takie same od kilkunastu lat. Wciąż mają decydować o nich dyrektorzy biur.