Rząd chwali się spadkiem bezrobocia i wzrostem wynagrodzeń. Jest czym. Bezrobocie według Eurostatu spadło do 3,3 proc., czyli jest już nieznacznie powyżej tzw. naturalnej stopy. W Europie niższe jest tylko w trzech krajach.
Godzinowy koszt pracy (płace i obowiązkowe narzuty na pracę minus dotacje) w przemyśle, budownictwie i usługach wzrósł w drugim kwartale o aż 7,8 proc. rok do roku. W ostatniej dekadzie to czwarty najlepszy wynik.
Zanim zaczniemy jednak otwierać szampany, by świętować sukces, lepiej sprawdzić, czy na pewno jest co świętować. Porównajmy z innymi. Statystyki Eurostatu dla krajów regionu pokazują, że aż tak dobrze nie jest. W byłych krajach bloku komunistycznego pensje idą ostatnio w górę dużo szybciej.
Zobacz też: Płaca minimalna mocno w górę. "To jest pełne zaskoczenie"
Dla porównania, w drugim kwartale przy naszym wzroście 7,8-procentowym, w Rumunii płace szły w górę o 12,4 proc. Ponad dziesięcioprocentowe wzrosty były jeszcze w: Bułgarii oraz na Słowacji i Węgrzech, a większą od naszej dynamikę pokazano jeszcze w Estonii i w Czechach.
To tylko jeden kwartał i wcześniej było lepiej? Nic bardziej mylnego. Wzięliśmy w money.pl średnią wzrostów dla krajów naszego regionu i porównaliśmy z Polską kwartał po kwartale od 2002 roku (do tej daty wstecz Eurostat podaje dane). I z przykrością trzeba podać, że nasz wzrost płac już od ośmiu lat jest z nielicznymi przerwami kwartał w kwartał wolniejszy niż u naszych sąsiadów.
Co więcej, z przerwą na lata 2009-2011, płace rosną u nas wolniej niż średnia w regionie już od początku wieku.
Możemy się cieszyć, że nadrabiamy różnicę poziomów względem Zachodu. Płace rosną u nas od dekady średnio o 2 pkt. proc. rok do roku szybciej niż w Niemczech i o 1,6 pkt. proc. niż w Wielkiej Brytanii. Ale nie jest powodem do dumy, że wyprzedzają nas praktycznie wszyscy w byłych krajach komunistycznych.
Produktywny jak Polak
I to wcale nie wynika z tego, że pracujemy gorzej. W latach 2008-2018 nasza produktywność wzrosła o aż 31,9 proc. i szybciej w Unii szła w górę tylko w Irlandii (o 51,7 proc.) i Rumunii (o 35 proc.) - podaje Eurostat. W tej dekadzie ma najszybciej iść w górę wśród krajów OECD - prognozuje organizacja.
Co więcej, skoro bezrobocie jest tak niskie, to powinno tylko zmotywować pracodawców do podwyższania wynagrodzeń. Przecież na rynku coraz trudniej znaleźć pracownika. I podwyższają, owszem, ale bardzo powoli.
- Do 2000 roku mieliśmy wysoki udział płac w PKB, inaczej niż w regionie. Potem sytuacja zaczęła się odwracać, czyli to w tamtych krajach zaczęły szybciej rosnąć płace niż PKB. W dłuższym niż 20 lat horyzoncie czasowym to jest już porównywalne - wskazuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Czytaj też: Płaca minimalna w górę. Rząd przyjął projekt
- Trzeba to mierzyć miarą struktury gospodarki. Mamy w porównaniu z innymi krajami bardzo rozwinięty sektor mikro i małych przedsiębiorstw, gdzie wzrost produktywności jest niski - ocenia prof. UW Jacek Męcina, sekretarz stanu w Ministerstwie Prac i Polityki Społecznej w latach 2012-2015, obecnie ekspert Konfederacji Lewiatan ds. rynku pracy. - Średnie płace zaniża niski wzrost wynagrodzeń w sferze budżetowej. W usługach też płace nie rosną szybko, bo produktywność też nie idzie mocno w górę - nie ma tam dużych możliwości zwiększenia automatyzacji, efektywności pracy - opisuje.
Dane GUS pokazują, że bardzo wolno rosły w ostatnim roku płace w budownictwie drogowym, przy produkcji napojów i w przemyśle tytoniowym. Spadły w poligrafii. Te branże, co ciekawe, zwiększały ostatnio zatrudnienie - w sierpniu w sektorze tytoniowym pracowało o 10,3 proc. więcej niż rok wcześniej, budownictwo drogowe i produkcja napojów zwiększały stan zatrudnienia o prawie 2 proc. Najwyraźniej zatrudniano tych mniej wykwalifikowanych za niższe płace, co odbiło się na średniej.
- Proste prace charakteryzują się niższymi wynagrodzeniami. Budownictwo naszpikowane jest też pracownikami migracyjnymi - opisuje prof. Męcina. - Mocno odstaje też sfera budżetowa. W urzędach centralnych wynagrodzenia są przyzwoite, ale już edukacja i pomoc społeczna, czy urzędy terenowe płacą mało - dodaje.
Gospodarcze zalety imigracji ekonomicznej, główne z Ukrainy podkreśla też ekspert Pracodawców RP.
- Póki co nie doszło do sytuacji w Polsce, by niedobory pracowników przybrały wielkie rozmiary. Zatrudnialiśmy cudzoziemców i dzięki temu nie było niedoborów - mówi Kozłowski.
U sąsiadów wyższa inflacja
Ekonomiści wskazują, że choć niższy niż w regionie, nasz wzrost płac jest zdrowy. Po pierwsze powiązany z wzrostem produktywności, a po drugie nie przekłada się na wzrost inflacji.
- To kwestia dojrzałości gospodarki i cyklu koniunkturalnego. Gospodarki jak rumuńska, czy węgierska teraz nas w tym cyklu wyprzedzają. Zaczyna się tam gonitwa inflacji i płac. Oczywiście w Polsce mieliśmy ostatnio wzrost inflacji, ale nie taki jak tam, gdzie były wskaźniki przekraczające nawet 4 proc. U nas wzrost cen ostatnio nawet osłabł - podsumowuje Kozłowski.
- Dynamika płac jest naprawdę przyzwoita. Musimy pamiętać, że wzrost wynagrodzeń nie może przewyższać wzrostu produktywności, bo w końcu przełoży się to na redukcję zatrudnienia - ocenia prof. Męcina.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl