Obecnie ustawowa pensja minimalna wynosi 2250 zł brutto. Rząd na Radzie Dialogu Społecznego proponował jej podniesienie w przyszłym roku do 2450 zł brutto, ale - jak wynika z ostatnich wypowiedzi szefa rządu - może ona wzrosnąć jeszcze o kolejne 50 zł brutto.
- Nie wykluczam dalszej korekty w górę – przyznał w rozmowie z money.pl premier Morawiecki.
Co oznacza podniesienie pensji podstawowej o 250 zł brutto w stosunku do poziomu z 2019 roku? Przede wszystkim podwyżkę dla najmniej zarabiających, ale również większe wpływy dla budżetu.
- Wyższa płaca minimalna to wyższe podatki od osób prowadzących działalność gospodarczą, ale z drugiej strony sporo wydatków po stronie zabezpieczania społecznego. Mimo tego jej podniesienie budżetowi wyjdzie na plus - podkreśla w rozmowie z money.pl ekonomista prof. Witold Orłowski.
Zobacz: Balcerowicz o podwyżce pensji minimalnej
Jak duży? W maju oszacowała to Federacja Przedsiębiorców Polskich (FPP), wykorzystując metodykę analogiczną do stosowanej w rządzie. Z wyliczeń wynika, że do sektora finansów publicznych wpłynęłoby dodatkowe 2,2 mld zł w skali roku.
Wyborca się ucieszy
Podniesienie pensji minimalnej oczywiście jest dobrą wiadomością dla najmniej zarabiających. Jak policzyła FPP, wynagrodzenie netto pracownika po uwzględnieniu zapowiedzianych zmian - takich jak podwyżka kwoty kosztów uzyskania przychodu do 250 zł miesięcznie oraz wprowadzenie najniższej stawki PIT 17 proc. - wyniosłoby po podwyżce 1852 zł.
- Płaca minimalna ma pewną funkcję społeczną, której towarzyszy gospodarczy efekt. Powinna być zdrowym kompromisem. Z jednej strony rzeczywiście zapewniać sensowne minimum wynagrodzenia za pracę i w ten sposób zachęcać do jej podejmowania. Z drugiej strony nie może być zbyt wysoka, bowiem w takim przypadku działa demotywująco i zniechęca do wzrostu aktywności – wyjaśnia prof. Orłowski.
W jego opinii płaca minimalna do tej pory kształtowała się na sensowym poziomie, choć powinna być - jego zdaniem - odnoszona raczej do płacy przeciętnej (do mediany), a nie średniej arytmetycznej. – Mimo tego nawet poziom 2500 zł brutto, przy rosnących płacach przeciętnych, wciąż brzmi sensownie - przekonuje.
Profesor Orłowski z niepokojem zauważa jednak, że jesteśmy "na ścieżce presji na nadmierny wzrost płacy minimalnej w relacji do płacy przeciętnej", co jak dodaje, dla rynku nie jest dobrym zjawiskiem. W dużym stopniu odpowiadają za to politycy, którzy wykorzystują ten zabieg w kampanii wyborczej.
- Płaca minimalna najwyraźniej w działaniach rządu zaczyna być narzędziem nie ekonomicznym, a narzędziem czysto politycznym. Jej podnoszenie to rzecz, która podoba się wyborcom, niezależnie czy jest to słuszne z punktu widzenia ekonomii, czy nie – zauważa ekspert.
Za podwyżkę zapłacą pracodawcy
- Rząd kocha płacę minimalną. Za tę niesłychaną hojność zapłaci polski przedsiębiorca – przekonywał niedawno na łamach money.pl Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Ile dokładnie zapłaci? Podniesienie płacy minimalnej jednego pracownika o 250 zł brutto będzie kosztowało pracodawcę 301 zł. Według GUS, pracowników pobierających minimalne wynagrodzenie jest ok. 1,5 mln. Jak łatwo policzyć, pracodawcy w skali kraju z własnej kieszeni musieliby wysupłać dodatkowe ponad 451 mln zł.
Jednocześnie ze wspomnianych 301 zł bezpośrednio do pracownika trafiałoby 176 zł, resztę – czyli 125 zł - zgarnia państwo w różnych składkach. To daje 187,5 mln zł pochodzących tylko z kosztów pracy.
- Podniesienie płacy minimalnej będzie oczywiście kosztem pracodawców, ale pracodawcy muszą się przyzwyczaić do rosnących pensji – wyjaśnia prof. Orłowski. - W kraju zerowego bezrobocia skończył się "luksus" pracodawców, polegający na niskich płacach.
Ekonomista zaznacza jednak, że ruchy w płacy minimalnej nie mogą być narzędziem polityki finansowej. - Jeśli uważamy, że prowadzący działalność gospodarczą płacą za niskie daniny, to powinno się je podwyższyć, a nie podnosić pensję minimalną po to, aby w ukryty sposób wyżej ich opodatkować - podkreśla.
Wyższe zarobki pobudzą konsumpcję
Wyższa płaca minimalna może również odbić się na wzroście wskaźnika konsumpcji. Mówiąc wprost - więcej zarabiając, wydajemy więcej. To natomiast wróci do budżetu w postaci podatku VAT.
W ciągu roku zarabiający minimum będą dysponować blisko 2,8 mld zł. Zakładając, że średnia stawka VAT w Polsce wynosi obecnie 20,2 proc., to mogłoby oznaczać dodatkowy zastrzyk do budżetu ponad 555 mln zł.
Na tle Zachodu wciąż wypadamy słabo
Mimo że rząd chwali się, że wzrost w 2020 będzie spektakularny, to wciąż na tle Europy Zachodniej wypadamy blado.
Jak wynika z danych Eurostatu, najniżej zarabiający Polacy muszą radzić sobie za mniej niż równowartość 600 euro miesięcznie. Tymczasem najbiedniejsi zachodni sąsiedzi mają do dyspozycji średnio 1,4 tys. euro.
Tak niskiej pensji minimalnej, jak obecna w Polsce, nie ma w żadnym kraju Zachodu. Konkurować możemy jedynie ze Wschodem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl