Przy każdym badaniu trzeba założyć, że może wystąpić błąd statystyczny. Jeśli chodzi o sondaże exit poll wynosi on od 2 (jak wskazuje pracownia Ipsos) do nawet 4-6 punktów procentowych (tak typują eksperci, z którymi rozmawiał money.pl).
Co jeśli więc mamy wynik "na styk", w którym różnica pomiędzy kandydatami jest mniejsza niż błąd statystyczny? Sondażowe wyniki II tury wyborów prezydenckich dają Andrzejowi Dudzie 50,4 proc., a Rafałowi Trzaskowskiemu - 49,6 proc. TVN24 przedstawiając je podczas wieczoru wyborczego, zastrzegł, że różnica jest zbyt mała, by typować zwycięzcę. Takie zastrzeżenie przekazała sama pracownia Ipsos. To niespotykana sytuacja w polskiej polityce.
Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej i twórca serwisu stanpolityki.pl mówi wprost: być może trzeba będzie w takiej sytuacji poczekać na ogłoszenie wyników przez PKW we wtorek.
Pawłowski wyjaśnia, kiedy sondaże mogą pokazać nam zwycięzcę. - Jeśli różnica w badaniu exit poll byłaby wyższa niż 4 punkty procentowe, to znaczy jeden kandydat miałby 52 proc., a drugi 48 proc., to prawdopodobnie można wówczas uznać, że znamy wygranego - mówi money.pl Pawłowski, zaznaczając, że jest to jego "opinia ekspercka". Zbudował ją m.in. na podstawie wyników wcześniejszych wyborów.
Marcin Duma z Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS uważa, że różnica w wynikach sondażowych powinna wynosić ok. 6 punktów procentowych, by można było spodziewać się, że po ogłoszeniu oficjalnych wyników nie będzie niespodzianki. - W każdym innym przypadku różnica jest zbyt minimalna, by to stwierdzić - mówi ekspert w rozmowie z money.pl.
A co z bardziej precyzyjnymi badaniami late poll, które pojawiają się nieco później? Łukasz Pawłowski z OGB mówi, że tu można mieć względną pewność, jeśli różnica wyniesie 2 punkty procentowe. Jeżeli więc sondaż pokaże przynajmniej 51 proc. dla jednego z kandydatów, to można założyć, że zostanie on zwycięzcą wyborów prezydenckich.
Wybory 2020. Mała różnica oznacza podważanie wyników?
Marcin Duma uważa, że nawet przy minimalnych różnicach w sondażach nie będziemy musieli czekać na wyniki aż do wtorku. Ekspert liczy, że PKW poda wystarczająco szerokie dane (z odpowiednio dużej liczby komisji wyborczych) w poniedziałek, więc już wtedy będziemy mogli się dowiedzieć, kto wygrał.
Duma obawia się jednak czego innego. Przy minimalnej różnicy w wynikach, można się spodziewać protestów wyborczych. Mogą je składać nie tylko sztaby kandydatów, ale również grupy obywateli. Będzie je rozpatrywał Sąd Najwyższy.
Duma przypomina, że 10 lat temu podczas polskich wyborów prezydenckich w komisji w Belgii do urn trafiło o 98 więcej kart niż zostało wydanych. Sąd Najwyższy uznał, że protesty w tej sprawie były zasadne, ale nie miały one wpływu na ostateczny wynik wyborów. - Co jednak, jeśli tym razem pojawią się takie protesty, a różnica będzie na tyle minimalna, że każdy głos będzie miał znaczenie? - zastanawia się Duma.
I nie jest pewien, czy SN upora się z rozpatrywaniem protestów do 6 sierpnia, kiedy kończy się kadencja urzędującego prezydenta.
Exit poll a wyniki wyborów. Czy badanie się kiedyś pomyliło?
Zwykle badania exit poll wskazują zwycięzcę wyborów, na świecie zdarzały się pojedyncze sytuacje, gdy było inaczej.
W Polsce największe kontrowersje wokół badania miały miejsce podczas wyborów samorządowych w 2014 r. Badanie Ipsos dość trafnie wskazało wyniki PO i SLD, inaczej było jednak, jeśli chodzi o wyniki PiS i PSL. Według exit poll ta pierwsza partia otrzymała w tych wyborach 31,5 proc. głosów. Ostatecznie dostała ich jednak 26,85 proc. Natomiast PSL według badania miało otrzymać 17 proc., a ostatecznie dostało 23,68 proc.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie