Mimo obowiązujących obostrzeń część barów i lokali gastronomicznych otwiera swoje biznesy. Jak mówią "to dla nich być czy nie być". Ostatnio informowaliśmy o pubie w centrum Warszawy, w którym organizowane są "piwne szkolenia". Można przyjść do lokalu, napić się piwa, a nawet potańczyć. Bar pęka w szwach. Wygląda na to, że ludzie są spragnieni "normalności".
Piwo na stojąco
Trafiłam do innego miejsca, w którym również życie towarzyskie kwitnie. Hala Gwardii to miejsce, w którym znajduje się wiele punktów z jedzeniem i napojami. Przed pandemią zamawiało się posiłek i konsumowało go przy stoliku. Miejsc siedzących nie ma, ale odwiedzającym to nie przeszkadza.
Ludzie gromadzą się w różnych zakątkach hali, piją piwo, jedzą, rozmawiają. Obiekt jest na tyle duży, że obce sobie osoby nie mają ze sobą styczności. Tłumów nie ma, ale jednak sporo osób zdecydowało się właśnie tak spędzić piątkowy wieczór.
Co prawda w Hali Gwardii otwarte są jedynie punkty działające na wynos, to nikt nie prosi klientów, aby opuścili obiekt i zjedli kupiony posiłek w domu. Nie ma miejsc siedzących, więc jedzenie czy picie może być mniej komfortowe, niż w "normalnych" warunkach, ale widocznie nie przeszkadza to odwiedzającym.
Wygląda na to, że chęć spędzenia czasu wśród ludzi i zaczerpnięcia normalnego życia jest tak wielka, że niektórzy spożywają posiłek lub trunek na stojąco.
Zbliżam się do sklepu z alkoholem, który mieści się w obiekcie. Na szybie wywieszono kartkę, że piwo można kupić tylko na wynos. Pytam, czy można na terenie hali pić alkohol i zjeść posiłek. - Wszystko to, co tu się sprzedaje, jest na wynos, a to, gdzie ludzie to skonsumują to już ich sprawa. Była tutaj kilka razy policja, spisali trochę osób, ale to nikogo nie odstraszyło. Ludzie są już tak żądni "normalnego" życia np. towarzyskiego, że nie zważają na konsekwencje – mówi sprzedawca
Coraz więcej lokali gastronomicznych mimo obowiązujących obostrzeń otwiera swoje biznesy. Jak mówią, chodzi o zarobienie na chleb, albo na długi, których się „dorobili” w czasie pandemii. Ostatnio informowaliśmy o restauracji "U Trzech Braci", w Cieszynie na Śląsku, która otworzyła swoją działalność w trybie stacjonarnym. Sprawą zainteresował się zarówno Sanepid, jak i policja.
Mimo to właściciel lokalu nie boi się ewentualnych konsekwencji. Przedsiębiorca powołuje się na wyrok opolskiego sądu, który w sprawie działającego w czasie lockdownu fryzjera orzekł, że bez wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, karanie za łamanie obostrzeń jest niezgodne z prawem.
Posypią się kary
Sanepid przestrzega jednak przed tym przykładem i zapowiada kontrole, a w konsekwencji kary. - W przypadku stwierdzenia naruszeń przepisów, inspektorzy sanitarni po przeprowadzonym postępowaniu administracyjnym mogą nakładać kary administracyjne w wysokości 10 - 30 tys. zł.
Kto utrudnia lub udaremnia działalność organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej, podlega karze aresztu do 30 dni, karze ograniczenia wolności albo karze grzywny – komentuje Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
GIS informuje, że Inspekcja sanitarna reaguje zgodnie ze swoimi kompetencjami i przepisami prawa, m.in. ustawą z 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 oraz znowelizowaną ustawą z 5 grudnia 2008 r.o zapobieganiu, oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. - Przepisy te zostały ustanowione w celu ochrony zdrowia ludzkiego – podsumowuje rzecznik GIS.
Co więcej, rząd zapowiedział, że restauracje lub inne biznesy, które zostaną otwarte mimo obowiązujących obostrzeń, nie będą mogły liczyć na otrzymanie od państwa pomocy w kwestiach finansowych.
Lokale gastronomiczne mogą działać tylko i wyłącznie przygotowując posiłki na wynos lub z dostawą. Obecne obostrzenia obowiązują do 31 stycznia. Niewykluczone jednak, że zostaną przedłużone.