- Rząd marnotrawi pieniądze publiczne, a prezesi państwowych spółek, które nie mają żadnych osiągnięć, zarabiają krocie - mówi Rafał Trzaskowski. I zapowiada: czas z tym skończyć. Odpowiedzią ma być "ustawa skromnościowa", którą proponuje kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta.
W odpowiedzi na te słowa politycy związani z rządową większością, powołując się m.in. na wyliczenia money.pl, wskazują, że za PiS w latach 2016-2018 do zarządów trafiło mniej pieniędzy niż w latach 2013-2015 (rządy PO).
Naszą infografikę przywołuje w tym temacie też jeden z dziennikarzy TVP Info.
Warto jednak zauważyć, że w ostatnich tygodniach państwowe spółki notowane na warszawskiej giełdzie opublikowały roczne raporty za 2019 rok. Znalazły się w nich informacje na temat wypłaconych zarządom pensji, premii i innych świadczeń. Statystyki te psują obraz "oszczędnych" spółek skarbu państwa.
Rok 2019 na bogato
Dziewięć największych spółek giełdowych (z indeksu WIG20) nadzorowanych przez ministra Jacka Sasina w ubiegłym roku wypłaciło zarządom w sumie nieco ponad 79 mln zł. A to o blisko 50 proc. więcej niż w 2018 roku. To kwota większa także od sumy wypłaconej w 2017 roku.
Oczywiście to dalej mniejsza kwota niż w latach 2013-2015. Widać jednak, że tryb mocno oszczędnościowy już został wyłączony, a władze poczuły się bardzo pewnie. Taki wniosek można wysunąć biorąc pod uwagę, że taka różnica w wypłatach między 2018 i 2019 rokiem wynika w dużej mierze z wypłacanych sowitych premii i świadczeń dodatkowych, poza podstawowym wynagrodzeniem.
Jednym z przykładów jest JSW, gdzie w raporcie w 2018 roku spółka nie odnotowała dodatków poza wynagrodzeniem z tytułu kontraktów menedżerskich. Cała nadwyżka w 2019 pochodzi właśnie ze świadczeń i zmiennej (premiowej) części wynagrodzeń.
Wśród analizowanych przez nas spółek nie ma ani jednej, gdzie wypłaty dla członków zarządu zmalały. Były przypadki, że wzrosły o kilkadziesiąt procent, a w niektórych nawet blisko dwu lub nawet trzykrotnie.
Do najbardziej hojnych spółek można zaliczyć PKO BP, PZU i PGNiG, gdzie koszty wynagrodzeń zarządów liczone są w kilkanastu milionach złotych rocznie. Warto dodać, że liczymy nie tylko płace obecnych członków zarządów, ale też wypłaty ich poprzedników (np. odprawy), które miały miejsce w konkretnym roku. To istotne, bo w ostatnich latach we władzach państwowych spółek dochodziło do licznych zmian. Są spółki, które przez kilka lat miały kilku prezesów.
Kominy ścięte, ale prezesi mają się dobrze
Warto przypomnieć, że PiS idąc po władzę w 2015 roku ostro krytykował poprzednią koalicję za milionowe i nieuzasadnione wynagrodzenia prezesów. I choć w kontekście częstych zmian w zarządach i umieszczania tam partyjnych kolegów można mieć do obecnego rządu spore zastrzeżenia, trzeba oddać, że dotrzymał słowa i ściął płacowe kominy.
Czytaj więcej: Hojne premie dla najlepiej zarabiających prezesów w Polsce. Wszystkich zdystansował Szwed
Tak, jak widoczna jest duża różnica w wynagrodzeniach wypłacanych całym zarządom spółek skarbu państwa (kwoty w skali roku wahają się od 5 do 17 mln zł), tak podobnie kształtują się relacje między zarobkami samych prezesów.
Rocznie na głowę członka zarządu w największych państwowych spółkach wychodzi więc co najmniej kilkaset tysięcy złotych. W przypadku prezesów mowa o co najmniej milionie.
O takich kwotach pomarzyć może zwykły Kowalski, który według najnowszych danych GUS miesięcznie zarabia średnio około 5285 zł brutto, co daje niewiele ponad 63 tys. zł brutto rocznie.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie