Otwieramy gospodarkę i otwieramy większość aktywności. Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski w środę ogłosili harmonogram luzowania obostrzeń na najbliższe tygodnie.
Handel wróci zaraz po majówce, jeszcze w maju działalność wznowią hotele (dokładnie po 8 maja), ogródki restauracyjne (od 15 maja), ale również baseny, aquaparki, muzea, teatry i kina. Pod koniec miesiąca wrócą również wesela i komunie.
Czytaj także: Luzowanie obostrzeń. Wiemy, co z gastronomią
A już od 15 maja najprawdopodobniej zniknie obowiązek noszenia maseczek na zewnątrz - o ile liczby zakażeń nie będą przekraczać 15 na każde 100 tys. mieszkańców. To poziom około 5,5 tys. zakażeń w skali całego kraju. O szczegółach można przeczytać tutaj.
Jak wskazuje minister zdrowia Adam Niedzielski - luzowanie zależy nie tylko od tego, jak będzie przebiegać akcja szczepień. Od tego jednak, jak będzie wyglądać akcja szczepień, zależy to, jak polska gospodarka będzie wyglądać jesienią. Od siły uderzenia kolejnej fali zakażeń jest uzależnione to, czy obostrzenia gospodarcze jeszcze powrócą. A wraz z nimi maseczki na ulicach lub zamknięcie części biznesów.
Jak mówi w rozmowie z money.pl Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, w obecnych warunkach żadna zmiana nie jest dana raz na zawsze. Jak wskazuje: od zachowania Polaków i chęci do szczepień zależą losy obostrzeń w kolejnych miesiącach. Im więcej Polaków będzie bezpiecznych, tym mniejsze ryzyko, że ograniczenia w ogóle wrócą.
- Ostatnie dane dotyczące zakażeń i wykorzystania mocy służby zdrowia stworzyły przestrzeń do luzowania części przepisów. Nie ma jednak gremialnego odpuszczenia, nie można zapominać o wirusie. Doświadczenia innych państw pokazują, że zbyt szybkie kroki przynoszą wzrost zakażeń, a to niesie za sobą falę rodzinnych dramatów - mówi.
- Cały czas musimy pamiętać o podstawowych zasadach bezpieczeństwa, musimy o siebie dbać. To, jak szybko będziemy ściągać kolejne obostrzenia, zależy tylko od naszej odpowiedzialności. To, czy obostrzenia zostaną ściągnięte na stałe, zależy od procesu szczepień. Bez masowych szczepień nie można mówić o bezpiecznej i pewnej sytuacji - dodaje.
W tej chwili przynajmniej jedną dawkę szczepionki przyjęło w Polsce około 21 proc. obywateli.
Jak wynika z analizy money.pl, jeżeli utrzymamy obecne tempo szczepień (czyli średnio po około 200 tys. dawek każdego dnia) to ponad 70 proc. Polaków będzie zaszczepionych we wrześniu tego roku. A to oznacza, że tuż przed jesienią. Wystarczy jednak podnieść tempo szczepień o około 10 proc., by ten plan zrealizował się o wiele tygodni szybciej.
Jak wynika z analizy money.pl, pod względem tempa szczepień i perspektywy zaszczepienia ponad 70 proc. obywateli (a ten próg uznawany jest za moment osiągnięcia odporności zbiorowej), jesteśmy europejskim średniakiem.
Czytaj także: Szczepienia młodych ruszają. Ale wśród starszych roczników wciąż są niezałatane dziury
Najszybciej odporność zbiorowa pojawi się na Węgrzech, Malcie i Wielkiej Brytanii. Jeżeli te kraje utrzymają obecne tempo szczepień, to stanie się to jeszcze w lipcu. Do końca wakacji przynajmniej jedną dawkę szczepionki może tu przyjąć nawet 99 proc. populacji. O ile oczywiście znajdą się chętni.
Niewiele gorsze tempo szczepienia mają Szwedzi. W ich przypadku próg odporności zbiorowej może być przekroczony jeszcze w sierpniu. Jak wynika z naszej analizy, Polska znajduje się w grupie kilkunastu krajów, które odporność zbiorową powinny osiągnąć w pierwszym miesiącu przyszłego roku szkolnego - we wrześniu.
Podobnie sytuacja wygląda w Finlandii, Hiszpanii, Niemczech, Irlandii, Danii, Włoszech, Francji i na Cyprze. Zbliżone terminy mogą planować Austriacy i Holendrzy. Przy zachowaniu dotychczasowego tempa szczepień stanie się to w okolicach trzeciego tygodnia września.
Radzimy sobie o wiele lepiej niż takie kraje jak Litwa, Belgia i Czechy, które o odporności populacyjnej mogą myśleć w październiku.
W listopadzie te progi osiągną Portugalczycy, Grecy, Słoweńcy, Rumuni i Estończycy. Najdalej od bezpieczeństwa są takie kraje jak Chorwacja, Łotwa i Bułgaria. Ich dotychczasowe tempo szczepień pozwala myśleć o odporności większości obywateli dopiero w 2022 roku. A to może oznaczać, że są to kraje wciąż skazane na kolejną falę zakażeń.
Warto przy tym dodać, że są na świecie regiony, które dość znacznie wyprzedzają kraje europejskie pod względem procesu szczepień. Najwięcej dawek na każdych 100 mieszkańców ma wydanych… Gibraltar. W tym brytyjskim terytorium proces w zasadzie się zakończył, gdyż już liczba podanych preparatów wynosi 200 na każdych 100 mieszkańców (czyli 2 dawki na każdą osobę).
Niewiele gorsze wyniki mają inne mikroskopijne kraje, takie jak Falklandy i Seszele. Ponad 120 dawek na każdych 100 mieszkańców wydał również Izrael. To znaczy, że statystycznie każdy dorosły człowiek otrzymał przynajmniej pierwszą dawkę, a kraj już szczepi drugą.