Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
MondayNews
|

Wysyp zaświadczeń lekarskich. Eksperci: Skala nadużyć może być duża

59
Podziel się:

Przeszło 3,3 mln wyniosła w marcu br. liczba zarejestrowanych zaświadczeń lekarskich o czasowej niezdolności do pracy. Jak wynika z danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, w porównaniu z miesiącem wcześniejszym nastąpił wzrost o 36 proc.

Wysyp zaświadczeń lekarskich. Eksperci: Skala nadużyć może być duża

Z kolei w okresie od 1 kwietnia do 25 maja wypisano ponad 3 mln takich dokumentów. Ponad 323 tys. zwolnień miało datę wystawienia 16 marca, a od tego dnia zamknięto wszystkie szkoły w Polsce. Zdaniem ekspertów, skala nieprawidłowości mogła być naprawdę duża, ponieważ zdobycie ww. zaświadczenia nie stanowi problemu. Jednak wątpliwe jest, żeby ZUS zajmował się ewentualnymi nadużyciami.

W marcu br. zarejestrowano ponad 3,323 mln zwolnień lekarskich o czasowej niezdolności do pracy. Przeszło 3 mln z nich było z tytułu własnej choroby, 271 tys. – opieki nad dzieckiem oraz 48 tysięcy – opieki nad innym członkiem rodziny. Jak mówi Paweł Żebrowski, rzecznik ZUS, w porównaniu z lutym zanotowano wzrost o 36%. Z kolei w kwietniu liczba zaświadczeń wyniosła ponad 1,922 mln, a w maju (dane do 25. dnia miesiąca) – 1,138 mln. Od marca, przez niespełna 3 miesiące, to przeszło 6,384 mln takich dokumentów, w tym 5,927 mln z tytułu własnej choroby.

– Od stycznia do czerwca 2018 roku wystawiono ponad 7,5 mln zaświadczeń lekarskich o chorobie własnej, co daje średnią 1,25 mln miesięcznie. Poziom ponad 3 mln w marcu jest bardzo wysoki i ma zapewne bezpośredni związek z koronawirusem. Wiele osób w ten sposób zabezpieczyło siebie i swoje rodziny przed konsekwencjami sytuacji epidemicznej dla rynku pracy. Tak zrobili głównie samozatrudnieni przedsiębiorcy, rzadziej pracownicy etatowi – komentuje dr Stanisław Maksymowicz z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, ekspert ds. zdrowia Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i Nowej Konfederacji.

Zobacz także: Zobacz też: Tarcza finansowa PFR. Pieniądze wciąż czekają, zostało 1,5 miesiąca

Natomiast Wojciech Bociański, ekspert BCC ds. służby zdrowia, zwraca uwagę na początek pandemii. Wtedy rząd apelował, żeby nie obciążać placówek medycznych. Sugerowano, żeby załatwiać jak najwięcej spraw drogą telefoniczną. Ludzie więc dzwonili z różnych powodów, niekiedy błahych. Jednak lekarzom było trudno zweryfikować prawdziwe przyczyny, dla których trzeba wydać zwolnienie. Jak podkreśla Stanisław Maćkowiak, prezes Federacji Pacjentów Polskich, w marcu panowała atmosfera strachu. Docierały dramatyczne informacje o sytuacji m.in. we Włoszech. To sprzyjało stanom lękowym czy depresji. Osoby mniej odporne emocjonalnie potrzebowały wsparcia częściej niż zwykle.

– Na początku epidemii nie było jeszcze tzw. tarczy antykryzysowej. Zamknięto natomiast instytucje opiekuńcze dla dzieci, rozpoczęło się też zamrażanie gospodarki. Zwolnienia mogły być więc formą tymczasowej kompensacji kosztów zatrudnienia, czasem wręcz korzystną dla pracowników, mających wybór pomiędzy zaświadczeniem albo darmowym urlopem lub zawieszeniem działalności. W kwietniu nastąpił już istotny spadek nowych zwolnień. To zapewne miało związek z rozwiązaniami antykryzysowymi, m.in. z zasiłkami opiekuńczymi dla rodziców czy wprowadzeniem tzw. postojowego – mówi dr Maksymowicz.

Analizując wszystkie zaświadczenia z marca, to ponad 323 tysiące z nich miało datę wystawienia 16. dnia tego miesiąca. Ponad 293 tysiące dokumentów wypisano z tytułu choroby własnej, 24 tysiące – opieki nad dzieckiem, a 5 tysięcy – opieki nad innym członkiem rodziny. Jak stwierdza Wojciech Bociański, fizycznie jest nierealne, żeby wystawić tyle zwolnień jednego dnia. Prawdopodobnie ludzie dzwonili też 17 czy 18 marca, a otrzymywali zaświadczenia rozpoczynające się właśnie od 16. Lekarz ma prawo wystawić taki dokument do trzech dni wstecz.

– Trudno się dziwić, że tzw. wysyp zwolnień nastąpił w tym okresie. Od 16 marca, decyzją administracyjną, zamknięto wszystkie szkoły w Polsce. W takiej sytuacji rodzice musieli zadbać o bezpieczeństwo swoich dzieci. Jeżeli nie mieli innej możliwości, to oczywiście korzystali z zaświadczeń lekarskich o czasowej niezdolności do pracy – stwierdza prezes Federacji Pacjentów Polskich.

Według dr. Maksymowicza, możliwe jest, że pracodawcy wywierali presję na pracownikach, by uzyskali zwolnienie lekarskie. Dotyczy to ewentualnie małych firm, w których od pierwszego dnia to ZUS płaci tzw. chorobowe. Ekspert podkreśla, że uzyskanie zaświadczenia nie zawsze jest poparte istotnymi zdrowotnymi przesłankami. I choć proceder ten zdarza się coraz rzadziej, to zdobycie takiego dokumentu nie jest zbyt trudne. To niewątpliwie poważne źródło nadużyć. Jednak wątpliwe jest, by ZUS sięgał do dokumentów z okresu epidemii, mimo dużej skali ewentualnych nieprawidłowości.

– Myślę, że ZUS może kontrolować zaświadczenia, ale bardziej dla własnej wiedzy. W okresie pandemii i przy tych zaleceniach jakie były, to nie wyobrażam sobie, żeby wyciągano konsekwencje ws. ewentualnych nadużyć. Ból brzucha czy objawy przeziębienia mogły być przecież początkiem choroby wirusowej – dodaje ekspert BCC ds. służby zdrowia.
Natomiast Stanisław Maćkowiak podkreśla, że początkowo wiedza o wirusie była dość ograniczona. Jeśli pojawiały się znamiona mogące świadczyć o COVID-19, to lepiej było izolować danego człowieka niż narażać na zarażenie większą grupę ludzi. Gdyby postępowano swobodniej w takich przypadkach, to mogłoby się okazać, że służba zdrowia nie poradziłaby sobie z natłokiem chorych. I to byłby dramat dla wielu pacjentów.

– Prawdopodobnie wielu lekarzy wydawało zaświadczenie o niezdolności do pracy na tydzień, a później je przedłużało. To powinno być związane z wykonaniem określonych badań czy wizytą kontrolną. W warunkach pandemii mogło dochodzić do nadużyć, tzn. pominięcia pewnych standardowych czynności. Dziś bardzo ważną kwestią jest to, ile krótkotrwałych zwolnień przerodzi się w długotrwałe. Za nie już musi płacić ZUS, a nie wiemy, ile na tym straci – podsumowuje Wojciech Bociański.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie

Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
MondayNews
KOMENTARZE
(59)
WYRÓŻNIONE
Wigo
4 lata temu
W 2019 w styczniu lekarze z MSWiA wystawili młodym bykom policjantom strajkujących ponad 500 zwolnień , niektórym przedluzano, wszystko lewizna i jakoś ZUS się nie przejął tym, ani prokuratura, za ewidentne masowo poswiadczano nieprawde !!!
Pol
4 lata temu
sprawdźcie milicjantów CH W D P
zzz
4 lata temu
To nie pacjent "bierze zwolnienie" to lekarz (fachowiec) stwierdza czasową niezdolność do pracy, komuś się dokładnie pomieszały informacje.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (59)
Marcin
4 lata temu
W marcu to rząd ogłosił stan epidemii. W normalnych warunkach jak ktoś miał objawy zaziębienia to często brał aspirynę i chodził do pracy. W związku z covid, każdy brał zwolnienie, bo gdyby smarkał w robocie to by każdy na niego krzywo patrzył. Tak jest do dziś, więc gdzie tu nadużycia.
szubienica pl...
4 lata temu
towarzyszu kaczyński, przyjmijcie taką proporcję, na jednego obywatela, 3 kontrolujących
Kra Wężnik
4 lata temu
Przecież to legalny proceder stosowany nagminnie przez polską policję.Oni nie robią z tego tajemnicy i nikt ich nie kontroluje.Przyczyna prosta ,stresująca praca ,tzn .;Jak przetrwać 12 godzin nic nie robiąc
maria
4 lata temu
Jest epidemia, to jest więcej zwolnien. Całkiem logiczne
Jolka
4 lata temu
Za wystawienie takiego zwolnienia powinien odpowiadać przed sądem lekarskim pseudo lekarz
...
Następna strona