- Można jeszcze wiele zrobić w obszarze stabilności prawa, przewidywalności regulacji oraz w sprawie uproszczenia systemu podatkowego - mówił premier Mateusz Morawiecki na XXX "Welconomy Forum in Toruń". Dodawał, że państwo nie może być postrzegane jako wróg przedsiębiorców.
- Mówię o tym, bo nie chcę, aby powstało wrażenie, że przedstawiam tylko dobre strony - przekonywał. To dość zaskakujące słowa. Przed wyborami PiS najwyraźniej chce odpowiedzieć na ofertę Platformy Obywatelskiej dla firm, ponieważ brak przewidywalności i stabilności prawnej to od lat jeden z największych zarzutów polskiego biznesu wobec władzy prawicy. Zdaniem pracodawców objawia się ona mizernymi inwestycjami, które w założeniu powinny budować potencjał naszej gospodarki na przyszłe lata.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inwestycje - największy problem PiS. Mateusz Morawiecki bije się w piersi
Problemy PiS z inwestycjami to kwestia, która powtarza się od lat. W 2022 r.stopa inwestycji, czyli relacja nakładów brutto na środki trwałe do PKB, wyniosła w Polsce 16,8 proc. wobec 17 proc. w 2021 r. Był to najniższy udział inwestycji w PKB od początku lat 90.
I nie jest to problem wynikający jedynie z wojny czy pandemii. Stopa inwestycji od czasu rządów PiS z roku na rok spada i utrzymuje się na najniższych poziomach w historii. To klęska "wielkiego planu Morawieckiego", czyli Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju z 2016 r., którą z wielkim hukiem ogłaszał ówczesny rząd PiS.
Rząd zakładał w niej, że do 2020 r. stopa inwestycji w naszym kraju wyniesie od 22 do 25 proc. A poziom 20 proc., jaki Zjednoczona Prawica odziedziczyła po ekipie PO-PSL, określiła jako niski i niesatysfakcjonujący.
"(...) urzeczywistnienie scenariusza pesymistycznego będzie skutkować stopą inwestycji na poziomie porównywalnym do obecnego (ok. 19 proc.)" - czytaliśmy w Strategii. Dość powiedzieć, że wynik za zeszły rok jest więc o ponad 2 pkt. proc. gorszy niż w scenariuszu pesymistycznym, założonym przez samych polityków PiS.
Lista zarzutów przedsiębiorców do rządu jest długa
Dlaczego tak się stało? Lista zarzutów przedsiębiorców pod adresem ekipy Mateusza Morawieckiego jest długa. Zaniedbania w dialogu z biznesem, konflikt z UE, podwyżki podatków na ostatnią chwilę, chaos w sądownictwie czy słaba jakość stanowionego prawa to tylko początek. Przykłady możemy mnożyć.
Już w 2018 r., dwa lata po rządach PiS, największe organizacje pracodawców w naszym kraju - BCC, Konfederacja Lewiatan, Pracodawcy RP i Związek Rzemiosła Polskiego - wystosowały list do prezydenta Andrzeja Dudy, w którym ostro skrytykowały podejście rządu do Rady Dialogu Społecznego, która ma być forum między pracownikami, przedsiębiorcami oraz stroną rządową służącym wypracowywaniu wspólnych rozwiązań.
Według nich "wielu uczestników dialogu społecznego po stronie rządowej traktuje go jako rzadko respektowany uciążliwy obowiązek ustawowy, a nie realne narzędzie wypracowania porozumień w kluczowych sprawach".
Ale to nie wszystko. Przedstawiciele firm narzekali także na sposób uchwalania nowego prawa przez władzę Zjednoczonej Prawicy. Chodzi przede wszystkim o ważne projekty zgłaszane w trybie poselskim, który wyklucza konsultacje społeczne.
Istotne akty prawne nie są zgłaszane do konsultacji i są procedowane w trybie tzw. poselskim. Sposób i tempo procedowania projektów aktów prawnych zbyt często narusza podstawowe zasady i standardy dialogu społecznego. Przykładów jest wiele - projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej, ustawa znosząca górny limit podstawy składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe, projekt zmiany ustawy o prawie oświatowym, gdzie partnerzy społeczni reprezentowani w Radzie Dialogu Społecznego nie mieli realnych szans wypowiedzenia się na temat projektu ustawy zmieniającej w wersji przekazanej czytania w Sejmie RP" - twierdził polski biznes w liście do prezydenta Dudy.
Raporty niezależnych instytucji, m.in. Grant Thornton, wskazują także na mizerną jakość stanowionego prawa, która idzie pod rękę z degradacją roli Sejmu w Polsce, gdzie Sejm staje się organem bez wielkiego znaczenia, nie toczy się tam żadna debata, nie ścierają interesy. To skutkuje fatalnymi ustawami pełnymi błędów, które później zaskakują bądź są jawnie wrogie wobec poszczególnych sektorów gospodarki (patrz: ustawa wiatrakowa z 2016 r., która na lata pogrzebała ten biznes). W takim otoczeniu nie można przewidzieć, co będzie jutro, więc część firm woli poczekać i nie inwestuje w rozwój.
Zmiany w prawie na ostatnią chwilę
Przez długi czas jedną z naczelnych barier rozwojowych wspominaną przez polskich przedsiębiorców w raportach NBP było niestabilne otoczenie prawno-legislacyjne.
Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów braku poszanowania dialogu z biznesem był rok 2019 r. Wtedy to na wiosnę Ministerstwo Finansów pod rządami Teresy Czerwińskiej w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa zapisało m.in. wzrost akcyzy indeksowej do poziomu inflacji, czyli wtedy ok. 2,5 proc.
PiS-owi szczerość MF była bardzo nie na rękę, ponieważ kilka miesięcy później odbywały się wybory parlamentarne. Czerwińska z resortu odeszła, plany schowano do szafy, by zaraz po wyborach akcyzę podnieść trzykrotnie bardziej, niż wcześniej zapowiadano. Takich negatywnych zaskoczeń dla biznesu Zjednoczona Prawica ma na swoim koncie krocie na czele z Polskim Ładem i jego trzecią już wersją.
Kto z nas pamięta aferę z wolnym 12 listopada 2018 r., kiedy to partia na siłę po północy przegłosowała rzutem na taśmę bez żadnych konsultacji dzień wolny, kosztujący gospodarkę ok. 4 mld zł? Albo coroczny brak poszanowania Rady Dialogu Społecznego, której mury już dawno zapomniały, jak literuje się słowo "konsensus"? Nie mówiąc już o skrajnym upartyjnieniu spółek Skarbu Państwa czy wysypie podatków sektorowych.
Co dalej z inwestycjami w tym roku?
W tym momencie musimy zadać pytanie, czy rok 2023 r. coś zmieni w obrazie inwestycji w naszym kraju. Niestety, przewidywania nie są najlepsze.
- Nakłady samorządów, a w mniejszym stopniu i firm były kołami zamachowymi inwestycji w 2022 r. W 2023 r. spodziewamy się jednak wyraźnie gorszych wyników w tych dwóch sektorach. Nie uważamy także, by wydatki militarne istotnie podbijały wartość inwestycji ogółem pod koniec roku - szacują ekonomiści Santander Bank Polska.
Ich zdaniem inwestycje w całej gospodarce w ujęciu realnym wzrosną o ok. 1 proc. rok do roku, czyli znajdą się w stagnacji.
Nieco bardziej optymistyczni są ich koledzy z PKO BP. Jak mówiła pod koniec marca kierowniczka Zespołu Analiz Makroekonomicznych Matka Petka-Zagajewska, obecnie spowolnienie gospodarcze różni się od tego, z czym mieliśmy do czynienia w przypadku poprzedniego okresu spowolnienia koniunktury. Przykładem może by fakt, że poprzednio na prognozowany spadek konsumpcji reagowały najpierw inwestycje, a dopiero później realizował się sam spadek konsumpcji.
- Teraz konsumpcja spada, a inwestycje rosną o 5 proc., ten dysonans się utrzyma przez cały rok - wyniki aktywności inwestycji będą lepsze niż wyniki konsumpcji. Sygnałem, że inwestycje będą rosły, są dane o kosztorysach z IV kw., mówiące o wzroście wartości kosztorysowych inwestycji o 90 proc. rok do roku. Owszem, w tym wzroście jest inflacja, ale nie wynosi ona 90 proc. – wyjaśniała ekonomistka PKO BP.
Damian Szymański, zastępca szefa redakcji i dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.