Sytuacja na Ukrainie nosi znamiona wojny domowej. To opinia ministra obrony Tomasza Siemoniaka do ostatnich wydarzeń na wschodzie Ukrainy. Jego zdaniem wojna domowa toczy się między oficjalnym ośrodkiem władzy a zbuntowanymi rejonami na południu i wschodzie kraju. _ Dodatkowo w tle mamy ingerencję z zewnątrz. __ _
- _ Są miasta, nad którymi rząd nie panuje, a w tych miastach działają punkty kontrolne, gdzie są uzbrojeni, umundurowani ludzie ze sprzętem - transporterami czy też bronią przeciwlotniczą, bo taką został zestrzelony śmigłowiec armii ukraińskiej. Ta sytuacja przekroczyła cienką czerwoną linię między pokojowymi demonstracjami, a pełzającą wojną domową _- powiedział szef MON.
Dodatkowo jego zdaniem krwawe zamieszki pokazują, jak bezradna w wielu kwestiach jest ekipa rządząca z Kijowa.
- _ Milicja przechodzi na stronę separatystów. Jeżeli nie działają inne struktury władzy, to mamy do czynienia z zanikiem działalności państwa ukraińskiego na niektórych terenach. Tak właśnie było w Odessie, gdzie niezdolność do ustanowienia porządku przynosi tragiczne skutki. Te demonstracje były przecież zaplanowane i zgłoszone, więc obowiązkiem władz było się do nich odpowiednio przygotować _ - dodał Tomasz Siemoniak.
Minister sądzi, że na południu i wschodzie Ukrainy toczy się coś w rodzaju _ walki o rząd dusz _. Stawką tej bitwy są setki obywateli, którzy albo opowiedzą się za ekipą z Kijowa, albo będą dążyli do oderwania i pozostania pod wpływem potężnego sąsiada - Rosji.
Czytaj więcej w Money.pl