"Transformacja energetyczna w Polsce" – to hasło przewodnie wrocławskiego Kongresu Energetycznego, w którym we Wrocławiu uczestniczyło kilkuset specjalistów, ekspertów, polityków, samorządowców z kraju oraz zagranicy, m.in. z Danii, Norwegii, USA, Niemiec czy Francji.
Choć Polska od wielu lat przygotowuje się do transformacji energetycznej, to wydarzenia, które mają miejsce za naszą wschodnią granicą uzmysłowiły wszystkim, że działania te należy mocno zintensyfikować.
Polskie firmy są filarem bezpieczeństwa
- Dziś chyba nikt nie ma wątpliwości, że spółki skarbu państwa, spółki energetyczne są filarem nie tylko bezpieczeństwa energetycznego, ale suwerenności energetycznego naszego kraju. We wtorek otworzyliśmy Baltic Pipe. Pierwsze molekuły gazu popłyną w najbliższą sobotę z Norwegii do Polski - wyliczał Maciej Małecki, sekretarz stanu, wiceminister resortu Aktywów Państwowych, podczas wystąpienia inauguracyjnego "Rola spółek Skarbu Państwa w zapewnieniu bezpieczeństwa oraz w procesie transformacji energetycznej w Polsce".
Przypomniał także, że działa już terminal gazowy w Świnoujściu, a na polskich granicach mamy otwarte interkolektory, m.in. polsko-litewski, z którym wiążemy możliwości sprowadzania do polski gazu z terminalu w Kłajpedzie. Jesteśmy w trakcie rozbudowy terminala gazowego w Świnoujściu.
- Te dwa obszary infrastrukturalne, czyli Baltic Pipe oraz terminal w Świnoujściu całkowicie pozwalają nam uniezależnić się od Rosji – stwierdził wiceminister.
Zaznaczył także, że dziś bezpieczeństwo energetyczne spoczywa na barkach polskich spółek państwowych. Jego zdaniem jesteśmy obecnie na potężnym zakręcie naszej historii. Nie z polskiej winy. - Z winy Putina, z winy Rosji, ale też urzędników europejskich, którzy poprzez kompletne oderwanie od rzeczywistości, wywracają do góry nogami rynek gospodarczy w sektorze energetyki. Dlatego tak ważna jest rola rodzimych spółek – podkreślił.
Multienergetyczny koncern w Polsce
- Chcemy, żeby w Polsce były firmy zdolne podjąć rękawicę w transformacji energetycznej, dlatego konsolidujemy Orlen, Lotos, PGNiG, wcześniej grupę Energa, żeby powstał w Polsce wielki, silny, największy w naszej części Europy koncern multienergetyczny, który z jednej strony będzie zapewniał bezpieczeństwo energetyczne kraju, stabilne, nieprzerwane dostawy energii, ale będzie też w stanie podjąć te ogromne wyzwania inwestycyjne – zielony wodór, magazyny energii, farmy obszarowe – wyliczał wiceminister.
Przypomniał, że wokół dużych polskich czempionów paliwowych, gazowych, elektroenergetycznych funkcjonuje bardzo wiele mniejszych, polskich firm. Rozwiązania, które są wdrażane w dużych podmiotach mogą być implementowane także do mniejszych firm, które działają w wymienionych sektorach.
– Często to są polskie rodzinne firmy, które dostarczają państwu pewnych rozwiązań i tu mamy ogromne pole do popisu oraz pole do rozwoju polskiej gospodarki, polskiej myśli technicznej – zaznaczył.
Podkreślił, że chodzi o to, żeby jak najlepsze miejsce w łańcuchu produkcji zajmowały polskie firmy, żeby jak największa marża zostawała w polskich portfelach, żeby dla polskich inżynierów, dla polskich naukowców, dla polskich wynalazców była przestrzeń i miejsce do rozwoju talentów, ale też do przygotowania a później wdrażania nowoczesnych rozwiązań dla polskiej gospodarki.
Magazyny gazu pełne, ale sytuacja w energetyce dramatyczna
Jerzy Dziadzio, podsekretarz stanu, Główny Geolog Kraju i Pełnomocnik Rządu ds. Polityki Surowcowej Państwa podczas prezentacji inaugurującej kongres zapewnił, że dziś wszystkie magazyny gazu w Polsce są wypełnione w 100 procentach, choć dla zapewnienia stabilności na przyszłość to i tak zbyt mało.
Polska prowadzi więc stałą eksploatację tego surowca ze złóż nie tylko w Polsce, ale również na szelfie Morza Północnego.
– Mamy w pełni zakontraktowane dostawy LNG, Świnoujście pracuje, jest w pełni dyspozycyjne, mamy interkonektory, już niedługo ruszy interkonektor ze Słowacją. Przystępujemy także do zintensyfikowanych działań w zakresie terminala LNG w Gdańsku. To są działania tu i teraz – mówił Jerzy Dziadzio.
Dodał jednocześnie, że ilość zużywanego gazu w kraju spada. I to o około 40 procent.
– Wynika to z cen, ale również z pewnych oszczędności, pewnych działań, które zostały wprowadzone zarówno w gospodarstwach indywidulanych, ale także w przemyśle – wyliczał. Poinformował, że wiąże się to także z istnieniem innych źródeł, które zastępują gaz ziemny. Mimo to, od przyszłego roku przewidywany jest wzrost potrzeb gazowych na poziomie 21 miliardów metrów sześciennych. Tylko taka wielkość zabezpiecza potrzeby kraju.
Jeśli zaś chodzi o energię elektryczną, to sytuacja jest bardzo poważna i niebezpieczna, bo dostawy na przyszły rok wzrosną o 396 procent. Ceny energii drastycznie zaś wzrastają i są one wynikiem sytuacji geopolitycznej, z którą mamy dziś do czynienia.
Kierunek – niskoemisyjność
Minister przypomniał także, jakie działania podjął rząd, by zapewnić stabilność w sektorze gazu i energii elektrycznej, są to - obniżenie do końca roku podatku VAT na gaz ziemny do zera procent oraz do 5 i 8 procent VAT na energię elektryczną cieplną, wprowadzenie dodatku osłonowego oferującemu wsparcie dla ok. 7 mln gospodarstw domowych, zamrożenie cen gazu dla odbiorców indywidualnych i kluczowych podmiotów użyteczności publicznej, wprowadzenie mechanizmu rekompensat kosztów dla przedsiębiorstw energetycznych, dla odbiorców ciepła systemowego, spółdzielni, obiektów użyteczności publicznej oraz wsparcie finansowe dla gospodarstw domowych.
Plany na kolejne lata? To mocne zdywersyfikowanie technologii OZE, sięgnięcie po magazyny i sieci energii oraz poszukiwanie alternatywnych źródeł surowców kopalnych, choćby fotowoltaika, lądowa i morska energetyka wiatrowa, hydroelektrownie, biomasa i biogaz, ale również geotermie i małe elektrownie jądrowe (SMR). Czyli wszystko to, co jest w zakresie transformacji polskiej gospodarki w kierunku niskoemisyjnym.
Z jednej strony OZE, z drugiej węgiel
Wokół zagadnienia "Bezpieczeństwo energetyczne i transformacja – w jaki sposób to pogodzić" oscylowały rozmowy panelu podczas sesji głównej pierwszego dnia Kongresu Energetycznego.
Czy przez ostanie miesiące zrobiliśmy dużo czy mało, jeśli chodzi o proces transformacji? Gdzie chcemy być za rok czy za dwa lata? – pytał na początku spotkania moderator Michał Niewiadomski – założyciel Klubu Energetycznego, publicysta energetyczno-klimatyczny.
Zacytował jednocześnie sondaż IBRIS dla Vox Populi, z którego wynika, że 60 procent ankietowanych chce pilnie zniesienia zasady 10H, czyli odblokowania wiatraków na lądzie. Do tego konieczne jest zwiększenie powstawania farm fotowoltaicznych, jak również biogazowni.
48 proc. pytanych chce także zwiększyć wydobycie węgla w Polsce. Z jednej więc strony OZE, z drugiej węgiel. Jak to pogodzić? Kolejnych 35 procent ankietowanych jest za tym, by wdrażać programy oszczędnościowe, a 18 procent chce dopłat do opału i elektryczności.
- Odnawialne źródła energii rozwijają się, ale najważniejsze jest to, że umieliśmy się dostosować bardzo szybko do sytuacji braku surowców energetycznych, choćby w przypadku napełniania magazynów gazem ziemnym – zauważył minister Dziadzio.
Mimo to zasobów wciąż jest mało. W magazynach jest nieco ponad 3,2 mld metrów sześciennych gazu a potrzebujemy ponad 20 mld. Rozpoczęła się więc weryfikacja wszystkich dostępnych złóż tego surowca, które nie są jeszcze eksploatowane. Według szacunków jest tam ok. 40 mld metrów sześciennych gazów. Do tego konieczne są jednak analizy oraz inwestycyje.
Uciec w zielony odcinek przed szantażem
Agata Staniewska-Bolesta, dyrektorka zarządzająca Offshore Polska, Ørsted Polska przyznała, że z jej obserwacji wynika, iż nie tylko w Polsce, ale Europie transformacja w tzw. odcinku zielonym zdecydowanie przyspieszyła.
- To taki speed, który widzę po stronie rządów, szukających rozwiązań na kryzys geopolityczny i chcą za wszelką cenę wymknąć się szantażowi surowcowemu Rosji. To przekłada się na konkretne deklaracje. Dla mnie jest to jasny sygnał, że zielona energetyka jest w końcu postrzegana jako filar, na którym chcemy budować nasze bezpieczeństwo energetyczne w przyszłości – mówiła i zaznaczyła, że wcześniej czy później taka transformacja będzie wymagała aktywnych działań rządu z biznesem, współpracy między różnymi biznesami i między państwami.
Zanim bowiem dojdzie do tego skoku cywilizacyjnego, potrzebne są jeszcze konwencjonalne źródła energii, jak choćby bloki węglowe, by móc przetrwać najtrudniejszy okres przemian.
– Dziś można znów dostrzec znaczącą rolę kompleksów tradycyjnych źródeł energii, szczególnie turowskiego i bełchatowskiego – przyznał Andrzej Legeżyński, prezes zarządu, PGE GiEK S.A.- Kilka lat temu planowaliśmy wydobycie na poziomie 2,5 mln ton w Turowie, dziś, przez to co się zadziało, będzie to ponad 7-8 mln ton. Udało nam się zachować te możliwości wydobywcze na naszych aktywach i szybko zareagować na to, co dzieje się na rynku i jakie są jego oczekiwania – wyjaśnił.
Jednocześnie przypomniał, że proces transformacji w spółce trwa już od dawna. Dziś posiada moc w fotowoltaice ponad 7 GW.
Wodór – Polska jest w czołówce
Armen Artwich, członek zarządu ds. Korporacyjnych, PKN ORLEN S.A wskazał natomiast na dywersyfikację źródeł w miksie energetycznym. Przypomniał, że Polska jest jednym z największych producentów wodoru na świecie. Znaczna część wytwarzana jest w zakładach należących do Orlenu - w Płocku, Wrocławki i Trzebini.
– Na wodór należy spojrzeć szerzej. Nie tylko jako źródło w transporcie, ale też jako ogromny magazyn energii. Jest kluczowy z punktu widzenia procesów technologicznych w szeregu branż, choć mało kto o tym wie – wyjaśniał.
Z kolei Grzegorz Tobiszowski, poseł do Parlamentu Europejskiego zaznaczył, że połączenie ekologii z bezpieczeństwem jest fundamentem. – Kluczem jest kontynuowanie kierunku i wizji. Przykładem jest Baltic Pipe. Psuto nam różne decyzje rządu, ale w końcu dopięliśmy swego. Nikt dziś nie mówi, że to była zła decyzja. Przede wszystkim należy połączyć troskę o klimat i nowoczesne technologie, ale nie możemy z oczu stracić bezpieczeństwa energetycznego – radził.
- My musimy się dzisiaj wziąć do roboty. Mamy dużo wyzwań na polskim rynku. Ważne by działania te miały miejsce dzisiaj, nie jutro – podsumowała Agata Staniewska-Bolesta.
Energia płynąca z Bałtyku
"Potencjał morskiej energetyki wiatrowej na Morzu Bałtyckim" – to kolejny, ważny dla Polski temat. Nasz kraj jest bowiem w fazie poszukiwań projektów stawiających na zeroemisyjność, a farmy morskie takie właśnie są.
Największą morską farmą pod nazwą MFV Baltica na Morzu Bałtyckim będzie zarządzał koncern Ørsted z Danii. Jego przedstawiciele gościli na wrocławskim Kongresie.
- Warto powiedzieć o dwóch wartościach. Pierwsza z nich to 83 GW, czyli moc energii, którą można zainstalować na całym Bałtyku do roku 2050. Jest to moc większa od obecnie zainstalowanej całkowitej mocy w polskim systemie elektroenergetycznym, który wynosi nieco ponad 50 GW. To ważna wartość dla bezpieczeństw energetycznego – wyjaśniała Agata Staniewska Bolesta, zarządzająca Offshore Polska, Ørsted Polska.
– Drugą wartością jest 28 GW. I to jest moc energii, którą możemy zainstalować tylko na obszarze polskiej części Bałtyku.
Wyjaśniła, że w Polsce jest ogromna potrzeba posiadania większej liczby dostawców. Polska z doświadczeniem przemysłowym, pozytywnym nastawieniem, zespołem doskonałych inżynierów jest bardzo dobrym miejscem, do tego, żeby osadzić ten projekt właśnie w pobliżu polskiego nabrzeża.
W dyskusji na ten temat udział wziął m.in. Ole Toft, Ambasador Królestwa Danii w Polsce. Kraju, który - jak wspomniał prowadzący spotkanie Paweł Wróbel, założyciel i dyrektor zarządzający, BalticWind.EU- utworzył globalną organizację, której celem jest zwiększenie mocy offshorowych z obecnych 57 GW do 380 GW i to do 2030 roku. Skala wyzwań jest więc duża.
Dość powiedzieć, że pod koniec sierpnia tego roku podpisana została deklaracja, w której 8 państw regionu Morza Bałtyckiego zapowiedziało chęć przyspieszenia inwestycji offshore’owych na Bałtyku.
Jawa to czy sen?
Poprzeczka energetyczna została wysoko zawieszona. Czy turbiny wiatrowe naprawdę staną w pobliżu polskiego brzegu? Czy jest to możliwe do wykonania?
Jak stwierdziła Zofia Romanowska, dyrektorka ds. regulacyjnych w Ørsted Polska - koncern ten wraz z grupą kapitałową PGE od dawna realizują jeden z największych projektów na Morzu Bałtyckim inwestując miliardy złotych w największą morską farmę wiatrową Batlica 2 i 3.
- Długofalowa stabilność w Polsce pozwala nam również wchodzić w kolejne projekty. Tak jak ten z ZE PAK-iem, gdzie wspólnie ubiegamy się o nowe pozwolenia na budowę sztucznych wysp mając tutaj tez konkretną ofertę dla polskiej gospodarki wspierając local content, sprawiedliwą transformację i rozwój innowacyjności – wyliczała Romanowska. – Jako Ørsted jesteśmy w stanie zapewnić, że intensyfikujemy swoje działania, by zapewnić wzrost krajowej produkcji.
Z kolei trzy inne projekty na Morzu Bałtyckim – Bałtyk 1,2 i 3 realizuje firma Equinor Polska, która jest w 100 procentach OZE. Łączna moc energii to 3 GW. Posiada też portfel projektów fotowoltaicznych.
Co w takim razie realizuje w Polsce? Jak zaznaczyła Roksana Szymalska, zastępca dyrektora ds. regulacyjnych, Equinor Polska, firma zawarła kontrakt z PGNiG-iem dla Baltic Pipe, posiada także plan zagospodarowania obszarów morskich i ma wyznaczone rejony pod farmy wiatrowe. Czego jej brakuje? – Przede wszystkim stabilnego obszaru regulacji i podążania za obecnymi zmianami. Potrzebny jest też powrót do dobrej współpracy z administracją – wskazała.
We wspomnianym panelu udział wzięli także Andrzej Janiszowski, wiceprezes zarządu ZE PAK oraz Szymon Kowalski, wiceprezes zarządu, Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. Pierwszy z nich mówił m.in. o trudnościach jakie napotykają mniejsze firmy działające w branży energetycznej. Drugi zaś porównał sektor morskiej energetyki wiatrowej do klocków Lego. Pierwszy klocek to budowa od podstaw, przebudowa, rozbudowa, drugi klocek – znalezienie inwestorów z doświadczeniem, trzeci – wiedza, kolejne to zewnętrzny kapitał, dokumenty, miejsca pracy. Cały zaś proces to gigantyczny przedsięwzięcie, które jest możliwe do zrealizowania, gdy odpowiednio ułoży się wspomniane klocki.
Małe atomówki – czy mają sens?
"Wykorzystanie technologii małych reaktorów jądrowych SMR do produkcji czystej energii" – to temat przewodni jednego z paneli, jakie odbyły się drugiego dnia Kongresu Energetycznego DISE.
Dlaczego akurat ta technologia? Zaletą SMR są – szybki czas inwestycji, neutralność technologiczna (można realizować zarówno małe projekty, jak i wielkie) czy też mniejsza kwota finansowania – oczywiście przy doskonale zapewnionym bezpieczeństwie jądrowym i ochronie radiologicznej.
Czy ten segment ma w ogóle potencjał? – pytała panelistów prowadząca spotkanie mec. Anna Szczodra, Senior Counsel, z kancelarii prawnej Sołtysiński Kawecki & Szlęzak (SK&S).
Prezes Państwowej Agencji Atomistyki Łukasz Młynarkiewicz wyjaśnił, że przy projektach SMR znaczenie ma efekt skali, żeby się to po prostu opłacało. Dlatego też powstały inicjatywy współpracy z innymi krajami (jest ich ok. 30 w Europie), by ułatwić rozwój tego segmentu.
- W poniedziałek podpisaliśmy w Wiedniu porozumienie o współpracy z amerykańską komisją dozoru jądrowego. Rozciągamy więc naszą współpracę na pole SMR-ów oraz innych zaawansowanych technologii – wyjaśnił i dodał na zakończenie, że efektem prac mają być mapy drogowe, czyli instrukcje z konkretnymi planami działań wpierającymi rozwój oraz implementację SMR-ów w poszczególnych państwach, uwzględniając także ich różny stopień zaawansowania.
Dawid Jackiewicz, członek zarządu Orlen Synthos Green Energy S.A. na pytanie - dlaczego PKN Orlen zainteresował się technologią małych reaktorów jądrowych wyjaśnił, że spółka zdecydowała się na reaktory DWRX-300. To 300 MW energii elektrycznej i blisko 800 MW energii cieplnej, termalnej. I to jest taka moc, która jest dopasowana zarówno do potrzeb Orlenu, jak i drugiego naszego partnera, jakim jest grupa Synthos pana Michała Sołowowa.
- Pierwotnie planowaliśmy realizację reaktorów tylko na własne potrzeby, na potrzeby naszych zakładów produkcyjnych. Dzisiaj już wiemy, że zapotrzebowanie w Polsce, świadomość dużego biznesu energochłonnego z dnia na dzień się zmienia i prowadzimy rozmowy o realizacji co najmniej 15 takich reaktorów z początkiem lat 30 – wyjaśniał. – Ta oferta będzie bardzo szeroka, dająca możliwości korzystania z niej nie tylko dużym zakładom przemysłowych, ale też jednostkom komunalnym. W naszych kalkulacjach wyszło nam, że ta technologia będzie odpowiadała naszym potrzebom i będzie najbardziej efektywna biznesowo – podkreślił.
Z kolei Piotr Podgórski, dyrektor naczelny ds. transformacji KGHM Polska Miedź S.A. odpowiadając na te same pytania przyznał, że spółka nakierowana jest na zaspokojenie tylko i wyłącznie własnych potrzeb. Przypomniał, że cały proces wydobycia surowców jest niezwykle energochłonny.
– Jest to cały ciąg, który musimy zachować, musi być stabilny i efektywny. Pamiętajmy, że w Polsce mamy złoża bogate, mające zawartość 1,5 procenta miedzi. Dlatego też potrzebujemy energii stabilnej, bo każda zmiana, w szczególności ta dotycząca procesu hutniczego oraz w walcowni jest niezwykle ważna. Sześć modułów, każdy po 70 MW, to jest wielkość, która zaspokaja potrzeby KGHM – zaznaczył.
Nie mamy wyboru – musimy postawić na energetykę jądrową
Jak powinniśmy zmieniać polską energetykę - i tą wielkoskalową, i SMR-ów - mówił z kolei Jarosław Dybowski, dyrektor wykonawczy ds. energetyki PKN ORLEN S.A.
Według niego najważniejsze jest określenie celów. – Czeka nas zamykanie elektrowni węglowych, 14 tys. MW do roku 2030. I nasuwa się pytanie – czym to zastąpić? Jedyna dostępna dziś zeroemisyjna technologia, to właśnie jądrowa. Tak naprawdę nie mamy dziś wyboru. Musimy inwestować w energetykę jądrową – stwierdził.
Dodał, że PKN Orlen inwestuje jeszcze w źródła gazowe, w CCGT-y (elektrownie w technologii gazowo-parowej).
- Dlaczego właśnie w nie? Bo są to źródła, których będziemy używać do celów regulacyjnych, by móc regulować moce z naszych przyszłych farm wiatrowych. Jedną niedługo będziemy już realizować. Mamy też nadzieję, że wkrótce dostaniemy kilka kolejnych koncesji – wyjaśnił.
Czy są szczególne wymagania co do lokalizacji SMR-ów?
– Mniejsze reaktory, to mniejsze zagrożenie, bo jest mniejszy czynnik źródłowy. Jest mniej zakumulowanej radioaktywności, a modułowość pomaga lepiej kontrolować komponenty. SMR-y wykorzystują wiele mechanizmów pasywnych, czyli opartych na prawach przyrody – wyjaśniał Wacław Gudowski, profesor Fizyki Reaktorów i Fizyki Neutronowej w Królewskim Instytucie Technologii (KTH).
Przypomniał, że lokalizacja SMR-ów bliżej zabudowań miejskich to projekt, który już był realizowany. W Szwecji reaktor 600MW był usytuowany 20 km od centrum Kopenhagi. Większe reaktory były jeszcze bliżej. Teraz mając nowszą technologię, mniejszy czynnik źródłowy, czyli mniejszą akumulację radioaktywności w reaktorze będzie możliwe licencjonowanie takich reaktorów bliżej odbiorców, by po drodze nie stracić żadnego wata.
Nieco innego zdania w kwestii lokalizacji był dr hab. Ludwik Pieńkowski, profesor AGH, ekspert KGHM Polska Miedź S.A. – Jeśli chodzi o kwestię lokalizacji, to trzeba tu zachować pewną dozę ostrożności. Jest to bowiem temat bardzo wrażliwy społecznie. Budując pierwsze SMR-y chcemy lokalizacji pewnej, niekwestionowanej – powiedział.
Dodał jednocześnie, że energetyka jądrowa z nowych inwestycji w Stanach Zjednoczonych i Europie nie czerpie zysków od wielu lat. Ma bowiem złą opinię. Zanim gdziekolwiek powstanie musi więc pokazać, że zarabia pieniądze.
Dziś wszystkie projekty mają szansę na realizację. W czasie wojny o surowce chyba nikogo nie trzeba do tego przekonywać.
Materiał powstał przy współpracy z Kongresem Energetycznym DISE