W poniedziałek (31 lipca) Główny Urząd Statystyczny poda wstępny odczyt inflacji za lipiec. Część ekonomistów spodziewa się spadku cen względem czerwca. Gdyby do tego doszło, byłby to pierwszy taki wynik od stycznia 2022 r. (wtedy ceny spadły o 0,3 proc. w ujęciu miesiąc do miesiąca). Z pozoru więc można by odtrąbić przełom w zachowaniu cen nad Wisłą, gdyby nie to, co nas czeka dalej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inflacja w lipcu 2023 r. Przewidywania ekonomistów
Choć ceny w lipcu, licząc miesiąc do miesiąca, mogą nieznacznie spaść, to względem poprzedniego roku ich wzrost ma wciąż utrzymać się powyżej 10 proc. Jednocyfrową inflację osiągniemy prawdopodobnie we wrześniu bądź już w sierpniu. Jednak z punktu widzenia procesów cenowych w Polsce, nie ma to większego znaczenia.
Zdaniem ekonomistów hamowanie inflacji w kolejnych miesiącach będzie znacznie wolniejsze niż obecnie, a w ostatnich miesiącach tego roku wciąż ma ona utrzymywać się na poziomie ok. 7-9 proc. rok do roku.
Według analityków Banku Pekao zejdzie ona nawet poniżej 7,5 proc. Podobnego zdania są ekonomiści Banku Ochrony Środowiska.
Choć w II połowie 2023 r. wskaźnik inflacji (CPI - przyp.red.) nadal będzie obniżał się, to tempo tego spadku będzie już wyraźnie wolniejsze wobec okresu marzec - czerwiec. Od lipca wpływ wysokich baz odniesienia będzie już zdecydowanie słabł. Prognozujemy, że wrześniowa inflacja CPI obniży się do jednocyfrowego poziomu i na koniec roku ukształtuje się w okolicach 8,5 proc. r/r - przekonują.
W co gra NBP?
Jednocyfrowa inflacja ma skłaniać Narodowy Bank Centralny do obniżki stóp procentowych już we wrześniu. Część Rady Polityki Pieniężnej określa stanowisko szefa banku, prof. Adama Glapińskiego, jako bardzo złe, nieprzemyślane i w gruncie rzeczy szkodliwe. Dlaczego? Ponieważ raport o inflacji, najważniejszy dokument banku centralnego, wskazuje, że bez obniżek stóp w ogóle, do akceptowalnego zakresu inflacji (2,5 proc. +/- 1 pkt proc.) dojdziemy dopiero pod koniec 2025 r.
Złagodzenie tonu (NBP w sprawie stóp - przyp.red.) jest o tyle zaskakujące, że na tym samym posiedzeniu RPP zapoznała się z wynikami projekcji NBP, która zrewidowała inflację oraz inflację bazową na 2025 r. w górę. Co więcej, na koniec horyzontu projekcji inflacja wciąż jest wyższa od celu. Projekcja jest przygotowywana przy założeniu stałych stóp procentowych, a ewentualne obniżki zwiększą rozbieżność między CPI i celem RPP - tłumaczą specjaliści Citi Handlowego.
Co więcej, inflacja bazowa (czyli inflacja z wyłączeniem cen żywności i energii - przyp. red.), która znacznie przejrzyściej pokazuje procesy cenotwórcze w kraju i na którą zerkają inne banki centralne, w Polsce ma być znacznie bardziej uporczywa niż wszędzie indziej.
I choć w Stanach Zjednoczonych inflacja bazowa jest znacznie niższa niż nad Wisłą (przy innej metodologii liczenia niż polska jest ona na poziomie blisko 5 proc.; nieco wyżej niż amerykańskie CPI - przyp. red.), to w środę szef amerykańskiego banku centralnego (Fed) Jerome Powell wyraźnie powiedział, że to ten wskaźnik dla banku jest istotny i Fed wciąż rozważa podwyżki stóp. U nas inflacja bazowa utrzymuje się powyżej 11 proc., a jej spadek ma być bardzo powolny.
Podtrzymujemy naszą ocenę, że spadki wskaźnika inflacji bazowej będą zdecydowanie wolniejsze niż ogólnego indeksu CPI. W tej grupie towarów i usług zmiany cen w 2022 r. nie były tak szokowe jak żywności i energii. Ponadto, w dalszym ciągu, miesięczne zmiany cen inflacji bazowej pozostają wyższe wobec średnich z lat minionych, na co w naszej ocenie wpływa wciąż wysoki poziom kosztów przedsiębiorstw (np. utrzymanie wyższego niż przed kryzysem poziomu cen energii elektrycznej), czy też wyższe tempo wzrostu kosztów pracy - uważają eksperci BOŚ.
Wymienione wyżej czynniki w ocenie analityków będą hamować tempo spadku inflacji bazowej, w szczególności w grupie cen usług. Dlatego też bank prognozuje, że na koniec 2023 r. inflacja bazowa wyniesie ok. 10 proc. r/r, czyli będzie wyższa niż inflacja ogółem, o czym już pisaliśmy kilka miesięcy temu.
Ten nieuzasadniony danymi zwrot w polityce NBP będzie w kolejnych latach działał proinflacyjnie, czyli nie będzie pomagał walczyć ze wzrostem cen, a wprost przeciwnie - ostrzegają z kolei ekonomiści Citi Handlowego.
2024 przyniesie problemy z cenami prądu
Jednak to nie wszystko. Za rok może wystąpić jeszcze jeden czynnik, który uderzy Polaków po kieszeniach. Chodzi o ceny energii. Ekonomiści Santander Bank Polska zakładają w swoim scenariuszu rezygnację z mrożenia cen energii i jednocześnie obniżkę cen taryfowych o ok. 10 proc., co przełożyłoby się na wzrost przeciętnych cen dla gospodarstw domowych o ok. 40 proc.
"Niepewność dotycząca tego założenia jest jednak duża. W przypadku cen gazu zakładamy wzrost o 15 proc. Nie można też wykluczyć, że rząd zdecyduje się na przedłużenie zamrożenia taryf na 2024 r." - wskazują. Niemniej, ich zdaniem wzrost cen prądu i gazu dla gospodarstw domowych może dołożyć do inflacji w przyszłym roku 2 punkty procentowe, a powrót do starych stawek VAT na żywność - 1 pkt proc.
Podsumowując, według Santandera presję inflacyjną w Polsce wspierać będą:
- stopniowe ożywienie gospodarki, dwucyfrowy wzrost płac, silny rynek pracy
- ekspansywna polityka fiskalna, czyli wydatki rządu
- postępująca indeksacja świadczeń, jak 800 plus
- osłabienie mechanizmu transmisji polityki pieniężnej (więcej kredytów hipotecznych na stałą stopę, wakacje kredytowe)
W przeciwnym kierunku natomiast ma działać globalna dezinflacja, spadek cen surowców i inflacji przedsiębiorców (PPI) oraz mocniejszy złoty.
Co z inflacją przez najbliższe lata?
Jaki da to efekt? "W całym przyszłym roku ceny wzrosną przeciętnie o blisko 6 proc., a więc ponad dwukrotnie więcej niż wynosi cel inflacyjny RPP" - prognozują analitycy Citi Handlowego. Co więcej, z ich szacunków długoterminowych wynika, że średnioroczna inflacja sięgnie celu NBP dopiero w 2027 r.
Nie jest to niestety odosobniona opinia. Wszystko przez podążanie Rady Polityki Pieniężnej za wskazaniami prof. Glapińskiego i przedwczesne zdaniem wielu ekonomistów łagodzenie polityki pieniężnej.
Gdyby Rada postąpiła tak, jak spodziewa się tego rynek (obniżki stóp o 100 pkt bazowych do końca roku, czyli do 5,75 proc.), to w opinii Janusza Jankowiaka, głównego ekonomisty Polskiej Rady Biznesu, byłaby to dramatycznie zła decyzja dla naszych portfeli.
- Oznacza to inflację w Polsce w przedziale 4-5 proc. do roku 2027. Jak dobrze pójdzie - wyjaśniał w rozmowie z money.pl w połowie lipca.
Z punktu widzenia bilansu ryzyk lipcowa aktualizacja projekcji inflacyjnej NBP jest mocnym ciosem wymierzonym w ewentualną obniżkę stóp procentowych w tym roku. Każda obniżka zwiększa bowiem prawdopodobieństwo wzrostu inflacji ponad górne przedziały odchyleń od celu do roku 2025 oraz wydłuża okres dochodzenia do tego celu o kolejne co najmniej 2 lata - dodał ekonomista.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl