Pierwsze podwyżki z początkiem stycznia odczuli mieszkańcy Warszawy, którzy muszą płacić za wywóz śmieci nawet o 70 proc. więcej. Niemal dwukrotnie wzrosły ceny w Łodzi. O połowę droższe jest zagospodarowanie odpadów dla mieszkańców jednej z najbogatszych gmin w województwie wielkopolskim - Tarnowa Podgórnego. To tylko przykłady, które już opisywaliśmy na łamach money.pl, ale ceny rosną w większości miejsc w kraju.
To jednak nie koniec. W niektórych miastach po styczniowej podwyżce kolejna już została zapowiedziana na początek kwietnia. Druga fala czeka choćby mieszkańców Chacina czy podwarszawskiego Radzymina.
- Nie chcemy podwyższać opłat za śmieci. Gdybyśmy tego nie musieli robić, to byśmy tego nie robili. Kluczowe dla tych podwyżek nie są apetyty władz samorządowych, nie chcemy na śmieciach zarabiać i nadmiernie obciążać mieszkańców, ale musimy się bilansować – zapewnia w rozmowie z money.pl Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Samorządowcy jako powód możliwych podwyżek, wskazują rosnące ceny prądu. Podwyżka cen energii ma bowiem bezpośrednie przełożenie na przedsiębiorców odbierających, przetwarzających i utylizujących śmieci.
- Wiele zależy od tego, co będzie się działo na rynku, jak zostanie skonsumowana ustawa o podatku akcyzowym, dotycząca energii elektrycznej. Miesiąc mija, od kiedy powinna obowiązywać, a wciąż trwają dyskusje z Komisją Europejską o prawidłowości jej przyjęcia. Nie ma aktów wykonawczych. Jest ogromne zagrożenie, że Komisja Europejska uzna, iż była to nieuzasadniona pomoc publiczna. Jeśli to się ziści, to znów będziemy musieli sięgać po podwyżkę opłat – zaznacza Wójcik.
I dodaje, że dopóki nie będzie realnej i absolutnej pewności, że nie zapłacimy o 60-70 proc więcej za energię, los ewentualnych podwyżek pozostaje niepewny.
- Mam tylko nadzieję, że to będzie ostateczność i konieczność raczej rzadka. Pamiętajmy jednak, że nie decydują tu ani burmistrz, wójt czy prezydent, tylko nasi radni.
Rosną koszty, rosną ceny
Zawiązane na długie terminy umów między miastami a przedsiębiorcami nie przystają do rzeczywistości. Odbiorcy śmieci ponoszą dziś większe koszty, niż mogli to przewidzieć, kiedy stawali do przetargu. Dziś wypowiadają te umowy albo je renegocjują.
Podwyżki cen widać na wielu polach, trudno wiec się spodziewać, aby nie miały wpływu na koszt wywozu śmieci.
- Znakomita większość podnoszonych opłat wynika z obiektywnych rosnących kosztów. Mamy wysoki wzrost wynagrodzeń, a więc dla przedsiębiorców oznacza to większy koszt pracowniczy. Wydatki przedsiębiorców rosną w związku ze wzrostem cen na rynku. Musimy powiedzieć sobie wprost: podwyżki są nieuchronne - przyznaje Wójcik.
Zaznacza jednak, że dodatkowym elementem jest sytuacja na rynku odpadów. Jego zdaniem firmy wykorzystują sytuację, aby wywindować cenę.
- Mamy do czynienia z przedziwną sytuacją na rynku, która zmusza nas do podnoszenia cen. Nasi kontrahenci, przedsiębiorcy, którzy biorą od nas odpady, życzą sobie o wiele więcej niż do tej pory. Umiejętnie się ze sobą dogadują. Nie chcę mówić o zmowie cenowej, ale patrząc po mape Polski widać podział zasięgu ich odziaływania. Jak ogłaszamy przetargi, szczególnie w dużych miastach, to chętnych do realizacji usług nie ma, albo jest jeden. W największych miastach przy przetargach chętnych nie ma, albo jest jeden i wówczas dyktuje nam cenę, którą musimy przyjmować - mówi ekspert ZMP.
Jak zaznacza, samorządy już rozważają, czy nie powrócić do własnej działalności zamiast kupować usługi na zewnątrz. - Będziemy się w tej sytuacji zastanawiać nad odbudowaniem naszych przedsiębiorstw komunalnych. Albo - w przypadkach, gdy już one istnieją - nad rozszerzaniem ich działalności. Tak, aby zagwarantować sobie, że faktyczne ceny są adekwatne do ponoszonych kosztów.
Miasta będą dopłacać?
Resort Środowiska przygotowuje nowelizację ustawy o porządku i czystości w gminach. Chce między innymi, aby gminy miały możliwość dopłacania mieszkańcom do opłat za śmieci.
W tej chwili przepisy nie pozwalają im generować dodatkowych kosztów i zwiększać deficyt ich budżetu na odpady komunalne. System musi się bilansować.
Przedstawiciele miast są przeciwni tym propozycjom. - W obawie przed oporem społecznym przerzuca się odpowiedzialność za rosnące koszty na samorządy. Wielu obywateli nie widzi różnicy w kompetencjach władzy centralnej i samorządowej. Nie ma zgody, aby sięgać do naszej kieszeni - z mocą podkreśla Marek Wójcik. - To zła próba wprowadzenia rozwiązania prawnego, które zwalnia nas od bilansowania kosztów i opłat. Serdecznie dziękujemy za te propozycje. Nie chcemy tego. To oznacza zmuszanie nas do sięgania po kolejne środki własne, tym razem na dopłaty do śmieci.
Zaznacza, że samorządy już są obciążone licznymi dopłatami, a kolejne uderzają w i tak napięte budżety. - Nie można mówić o podwyżkach cen zagospodarowania odpadów w oderwaniu od wszystkiego innego, co dotyczy samorządów. To naczynia połączone. My ciągle musimy do czegoś dopłacać. W tej chwili w budżetach kluczowa jest oświata, która jest priorytetem. Mamy twardą liczbą, do każdej złotówki musimy dopłać 44 gr. To poważne obciążenie – mówi Wojcik.
Dodatkowe obciążenie samorządu dopłatami za śmieci muszą się odbić w innych opłatach, które będą musiały w związku z tym wzrosnąć, aby budżety mogły się zamknąć. Oznacza to, że za śmieci i tak płacić będziemy więcej. Nawet jeśli na rachunku nominalna cena pozostanie ta sama.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl