Sezon wiosenny to wytężony czas dla branży eventowej. Pierwsze zwiastuny letnich festiwali przynoszą studenckie juwenalia rozpoczynające się już na przełomie kwietnia i maja. Nie może dziwić zatem, że w internecie pojawiają się oferty pracy przy obsłudze tych wydarzeń.
Płatny wolontariat na Open'erze
Nie inaczej jest w przypadku organizatorów Open'er Festival w Gdyni. W sieci pojawiła się oferta wolontariatu dla chętnych. Mogą oni wybrać, czy chcą pomagać osobom niepełnosprawnym, prowadzić akcję ekologiczną, czy też pracować w jednej ze stref festiwalowych (np. gastronomicznej czy dla dzieci).
Haczyk? Organizator, czyli Alter Art, każe sobie zapłacić kaucję za wolontariat. Chętny musi wyłożyć z własnej kieszeni 950 zł, czyli równowartość czterodniowego karnetu na festiwal. Ze swojej strony organizator zapewnia wolontariuszowi: jeden ciepły posiłek, nieodpłatne miejsce na polu namiotowym oraz możliwość uczestnictwa w festiwalu w czasie wolnym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kaucja zostanie zwrócona wolontariuszowi w terminie 7 dni od dnia zakończenia imprezy, pod warunkiem prawidłowego wykonania przydzielonych mu zadań – czytamy na stronie Open'era.
Próżno jednak szukać na stronie informacji, jakie konkretne przypadki działań wolontariuszy pozbawią ich możliwości odzyskania kaucji. Nie ma też na stronie wzoru treści porozumienia (czyli de facto umowy między wolontariuszem a organizatorem). Zwróciliśmy się z pytaniami w tej sprawie do Alter Art. Chcieliśmy dowiedzieć się m.in. ilu wolontariuszy bierze udział w imprezie, skąd pomysł kaucji i co konkretnie pozbawi chętnego możliwości jej odzyskania.
Open'er: to standard na całym świecie
Alter Art w odpowiedzi przysłał redakcji money.pl oświadczenie. Dowiedzieliśmy się z niego, że przy organizacji Open'er Festivalu działa "kilkadziesiąt tysięcy osób", a wolontariusze stanowią zaledwie 3 proc. pracujących. "Wolontariat to możliwość połączenia wykonywania określonych zadań z uczestnictwem w festiwalu, obejrzeniem wybranych koncertów i zabawy" – przekonuje firma i dodaje, że to zarazem możliwość zdobycia doświadczenia i edukacji. A skąd pomysł kaucji?
Kaucja w wysokości równowartości ceny karnetu czterodniowego została wprowadzona ponad 10 lat temu i jest to standardowa procedura. Wynika ona z tego, że w przeszłości – i to nie dotyczy tylko Polski – pojawiły się osoby podszywające się pod wolontariuszy, które "znikały" zaraz po rejestracji. Skala tego procederu była bardzo znacząca i doszła do około 50 proc. uczestników projektu, co w oczywisty sposób uniemożliwiało realizację programu wolontariackiego. Co ważne – kaucja zwracana jest zaraz po wydarzeniu – zapewnia Alter Art w oświadczeniu.
Podkreśla też, że wolontariat jest powszechnie stosowanym rozwiązaniem na świecie, a bywają festiwale, gdzie procent wolontariuszy wobec wszystkich pracujących jest znacznie wyższy niż na Open'erze. W ocenie organizatora o popularności rozwiązania świadczy fakt, że do tego momentu zgłosiło się 3,5 tys. osób do wolontariatu. To oznacza, że – według szacunków Alter Art – do zamknięcia rekrutacji będzie ok. 20 chętnych na jedno stanowisko.
"W tym przypadku warto również pamiętać, że festiwal bez najmniejszego problemu poradzi sobie bez stosunkowo małego programu wolontariatu, natomiast odbędzie się to przede wszystkim ze stratą dla jego uczestników – świetnych wolontariuszy, dla których rokrocznie jest to możliwość uczestnictwa w festiwalu, nabycia ważnego doświadczenia i świetna przygoda" – podsumowuje firma w oświadczeniu.
"Folwarczny kapitalizm"
Na problem kaucji za wolontariat zwrócił uwagę na Twitterze Jan Śpiewak. Ocenił, że organizatorzy Open'era szukają "niewolników" i nie dość, że szukają darmowych pracowników, to jeszcze każą sobie płacić za tę możliwość. "Festiwal polskiego folwarcznego kapitalizmu" – podsumował we wpisie.
Zamieścił też w nim relację osoby, która kilka lat wcześniej zgłosiła się do wolontariatu w trakcie Open'era. Kobieta została przydzielona do strefy eko, co w praktyce oznaczało, że musiała sprzątać kubki po napojach przed sceną i punktami gastronomicznymi.
Plaga bezpłatnych staży
Temat bezpłatnych staży poruszaliśmy już w money.pl wielokrotnie. Z tym zjawiskiem polski rynek pracy zmaga się od lat. Część pracodawców wykorzystuje bezpłatnych stażystów z urzędów pracy. Nie płacą im, nie muszą też ich po zakończeniu stażu zatrudniać.
– Już po raz czwarty jestem stażystką. Pracuję w działach kadr i płac dolnośląskich urzędów – opowiadała money.pl w 2020 r. pani Agnieszka.
Pracodawcy chętnie przyjmowali ją na staż, bo stypendium wypłaca urząd pracy. Kobieta krążyła więc pomiędzy urzędami, bo kiedy kończy jeden staż, pracodawcy jej dziękują za dalszą współpracę i biorą następnego stażystę. W ten sposób oszczędzają.
– Staż przestał być przymusową sytuacją, w której młoda osoba parzy kawę czy stoi osiem godzin przy kserokopiarce – opowiadał w rozmowie z money.pl w 2021 r. Krzysztof Inglot, prezes firmy Personnel Service, zajmującej się zatrudnieniem i rozwiązaniami HR.
Monika Fedorczuk z Konfederacji Lewiatan z kolei podkreśliła, że staż to konkretna usługa, za którą pracodawca powinien stażyście płacić, a nie odwrotnie. – Nie należy się przy tym spodziewać kokosów. To normalne, że wynagrodzenie stażysty jest mniejsze niż szeregowych pracowników, bo dopiero nabierają doświadczenia – mówiła ekspertka w 2021 r.