9 maja gazowiec Shella odebrał ładunek rosyjskiego skroplonego gazu LNG z portu na półwyspie Jamalskim i popłynął z nim do portu docelowego w Hongkongu - podaje BBC. Jak wylicza serwis, to ósmy transport Shella z Jamału w tym roku.
Shell nadal kupuje LNG od Rosjan, choć po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę - tak jak wiele innych zachodnich firm - zapowiedział wycofanie się z tego rynku. Przyznawał przy tym, że będzie to "złożone wyzwanie" - komentuje BBC. Serwis zaznacza, że ten brytyjski koncern rzeczywiście pozbył się większości aktywów i w dużej mierze wycofał się z biznesu z Rosjanami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na razie jednak nie dotyczy to handlu LNG. Statki Shella odpływają nie tylko z gazoportu na półwyspie Jamalskim, ale też z Sachalina. Według agencji Reutera firma ta ma wieloletni kontrakt z Novatekiem - drugim pod względem wielkości graczem na rynku gazowym w Rosji. Umowa wygasa dopiero w przyszłej dekadzie.
"Shell przestał kupować rosyjski LNG na rynku spotowym, ale nadal ma zobowiązania, wynikające z długoterminowych kontraktów" - tłumaczy firma, cytowana przez BBC. I podkreśla, że działa zgodnie z sankcjami i innymi regulacjami obowiązującymi w krajach, w których robi interesy.
"Wkładają pieniądze do kieszeni Putina"
"Istnieje dylemat między wywieraniem presji na rosyjski rząd w związku z jego okrucieństwami na Ukrainie a zapewnieniem stabilnych, bezpiecznych dostaw energii. To zadanie rządów, by podejmowały decyzje w sprawie niezwykle trudnych kompromisów" - dodają przedstawiciele Shella.
Ołeh Ustenko, doradca ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, komentuje sprawę dosadnie. - To bardzo proste: kontynuując handel z Rosją, Shell wkłada pieniądze do kieszeni Putina i pomaga Rosji finansować brutalną agresję na ukraiński naród - powiedział w rozmowie z BBC. - Ogromne sumy, które Shell i cała branża gazowa zarabiają w Rosji, powinny być wykorzystane do odbudowy Ukrainy zamiast zasilić portfele akcjonariuszy - dodał.
Unia nie odcina się od LNG z Rosji
Przypomnijmy, że w Europie, mimo zakazu importu węgla i embarga na ropę kraje UE nie wprowadziły ograniczeń na zakup rosyjskiego gazu LNG, choć poszczególne państwa zapowiadały odmowę takich zakupów. Po tym, jak Gazprom ograniczył dostawy rurociągami, Europa musiała kupować więcej LNG po wysokich cenach z zakładów na całym świecie, w tym z Rosji, aby mieć czas na wypełnienie podziemnych magazynów na zimę.
Część Europy z braku sankcji skorzystała. Co prawda Wielka Brytania i kraje bałtyckie przestały kupować rosyjski LNG, ale wzrósł popyt na rosyjski surowiec ze strony Hiszpanii, która zwiększyła zakupy o 45 proc. rok do roku - wynikało z danych hiszpańskiej firmy energetycznej Enagas.
Bruksela wprowadziła jednak sankcje, które sprawiły, że rosyjska branża LNG nie może rozwijać się z wykorzystaniem zachodnich technologii. To spowalnia ekspansję zagraniczną i wzrost dochodów tego sektora - komentował na początku czerwca Filip Rudnik z Ośrodka Studiów Wschodnich. Unia może jednak zadać boleśniejszy cios Putinowi, który odczułby cały kraj. "Posunięciem ograniczającym import LNG z Rosji mogłoby być formalne ograniczenie możliwości zawierania nowych kontraktów na dostawy" - tłumaczył Rudnik.