Prezydent USA Joe Biden ogłosił we wtorek wprowadzenie zakazu importu rosyjskiej ropy naftowej i gazu do USA. Jak podkreślił, choć ruch ten zwiększy ceny surowców, ma ponadpartyjne poparcie i uderzy w "arterię rosyjskiej gospodarki". Amerykański przywódca się nie mylił. Ceny zarówno gazu, jak i ropy, osiągnęły w ciągu ostatnich dni rekordowe ceny (w środę nastąpiła gwałtowna korekta, ale po czwartkowym fiasku rozmów pokojowych w Turcji ceny znów zaczęły rosnąć).
Bitwa o ropę. USA są za. Europa wie, ile może stracić
Ruch Stanów Zjednoczonych jest bezprecedensowy i zdaniem ekspertów na pewno zaboli Putina, szczególnie jeśli chodzi o embargo na produkty naftowe. W 2021 r. wolumen sprzedaży rosyjskich produktów naftowych do USA wyniósł ok. 23 mln ton, co stanowiło ok. 16 proc. ogólnego amerykańskiego eksportu z Rosji. Surowa ropa stanowiła z kolei zaledwie ok. 4,4 proc. tego udziału. Nie jest to więc jakiś duży wysiłek dla Waszyngtonu, by zerwać całkowicie więzy handlowe z Moskwą.
Inaczej za to sytuacja wygląda w Europie. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz sprzeciwił się w tym tygodniu wstrzymaniu importu ropy naftowej i gazu ziemnego z Rosji. Tamtejszy minister gospodarki Robert Habeck również wypowiedział się przeciwko embargu. Minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock ostrzegła z kolei, że Niemcy muszą liczyć się z konsekwencjami ewentualnego bojkotu energetycznego. Słowem, najbogatszy kraj Europy silnie powiązany energetycznie z Moskwą wie, że sankcje mocno uderzyłyby w niego samego. I tak rzeczywiście by było.
Całkowita wartość eksportu ropy naftowej z Rosji wynosiła w 2021 r. ponad 100 mld dol. Zyski ze sprzedaży ropy naftowej tylko do państw Unii to ok. 10 proc. centralnego budżetu Federacji Rosyjskiej. Na Starym Kontynencie eksportowana ropa trafia głównie do Holandii (16 proc. wartości eksportu rosyjskiego) i do Niemiec (8 proc.). Pełne embargo jest więc na razie mało prawdopodobne, ale nie to jest teraz najważniejsze. Najistotniejsze jest przeakcentowanie myślenia o Putnie i rozpoczęcie procesu odchodzenia od surowców energetycznych spod Uralu. Choć nie wiadomo, gdzie nas ta droga zaprowadzi, pierwszy krok już zrobiono.
"W zainicjowany przez Waszyngton proces wpisują się ogłoszone 8 marca przez Komisję Europejską plany dotyczące znaczącej redukcji importu gazu z Rosji od 2022 r. Choć nie jest jasne, w jakim horyzoncie czasowym odbiorcom unijnym uda się istotnie zmniejszyć uzależnienie od gazu i ropy z tego kraju, to samo uruchomienie tego procesu będzie przynosić wymierne straty ekonomiczne rosyjskim eksporterom, a w konsekwencji – budżetowi państwa" – pisali nie tak dawno analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich. To olbrzymia zmiana myślenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
USA szukają substytutu dla ropy Putina
Europa się więc namyśla. Tymczasem USA, nie czekając na Brukselę, zaczęły szukać już nowych dostawców "czarnego złota". W tym celu przedstawiciele Waszyngtonu udali się kilka dni temu w – jak określają to amerykańskie media – "niecodzienną podróż" do Wenezueli.
Delegacja spotkała się z nieuznawanym przez Zachód przywódcą tego upadłego kraju Nicolásem Maduro. On sam później przyznał, że prowadzi negocjacje z administracją prezydenta USA m.in. w sprawie energii.
Wenezuela wydobywa obecnie 750-800 tys. baryłek ropy naftowej dziennie, a jak wskazują eksperci, cytowani przez dziennik "New York Times" i agencję AFP, po ewentualnym zniesieniu embarga przez USA zdolności produkcyjne mogłyby wzrosnąć do 950 tys. Dla porównania Rosja wydobywa 11 mln baryłek dziennie.
Dlatego też analitycy są sceptyczni, czy otwarcie się na ten kraj coś rzeczywiście da. Wenezuela jest państwem bardzo biednym, w którym dochodzi do walk o podstawowe produkty niezbędne do życia, jak żywność, woda, artykuły higieniczne czy leki. Inflacja w tym kraju przekracza 340 proc. Maduro wszelkie oznaki nieposłuszeństwa Wenezuelczyków topi we krwi. Choć po przyjęciu osób z Waszyngtonu reżim zwolnił dwóch więzionych obywateli US, to jest to jednak gest czysto symboliczny.
Kolumbia wchodzi do gry
Teraz w tę całą skomplikowaną układankę włącza się Kolumbia. Kraj zaczął z retorycznej grubej rury od krytyki poczynań Jankesów.
– Jeżeli właśnie zabroniłeś wydobycia ropy od – jak to go nazywają – rosyjskiego dyktatora, trudno wytłumaczyć, dlaczego zamierzasz kupować ropę od wenezuelskiego dyktatora – mówił kilka dni temu w jednym z wywiadów Diego Mesa, minister energetyki Kolumbii.
Zdaniem kolumbijskiej administracji dostarczanie z Wenezueli większej ilości ropy byłoby zarówno politycznie problematyczne, jak i technicznie niewykonalne. – Nie do mnie należy ocenianie ani usprawiedliwianie tej decyzji – przekonywał podczas konferencji CERAWeek, jednego z największych dorocznych spotkań branży energetycznej, Iván Duque, prezydent Kolumbii.
– Ale nic nie zmieni mojej opinii, że Maduro jest zbrodniarzem wojennym. Jest odpowiednikiem [Slobodana] Miloševica Ameryki Łacińskiej, ponieważ niszczył swój własny kraj – dodał, odnosząc się do nieżyjącego przywódcy Serbii. Duque wskazał również, że Stany Zjednoczone, podobnie jak wiele innych zachodnich rządów, nie uznają Maduro za prawowitego prezydenta Wenezueli po wyborach z 2018 roku, które zostały uznane za sfałszowane.
Chęci są, ale możliwości dużych nie ma
Prezydent Kolumbii zadeklarował przy tym, że jego państwo jest gotowe na rozmowy o zwiększeniu wydobycia ropy i pomocy w dywersyfikacji dostaw. To nie jest jednak takie proste, gdyż kolumbijski przemysł naftowy nie jest w najlepszym stanie. Sam kraj nie gra również większej roli w światowej produkcji tego surowca.
– W 2021 roku Kolumbia była piątym najważniejszym importerem ropy naftowej do USA, po Kanadzie, Meksyku, Rosji i Arabii Saudyjskiej. Stany Zjednoczone importowały 74,2 mln baryłek ropy z Kolumbii, co stanowiło 2 proc. importu USA tego produktu w 2021 r. – wylicza dla money.pl Katarzyna Sierocińska, ekspertka zespołu gospodarki światowej w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Jak zaznacza, ropa naftowa jest najważniejszym produktem eksportowym Kolumbii do USA, a przemysł naftowy jest jednym z bardziej rozwojowym sektorów gospodarki.
– Kraj ten ma możliwości zwiększenia eksportu ropy do USA, pomimo kryzysu w tej gałęzi przemysłu wywołanego przez pandemię i niepokoje społeczne w 2021 r. Szanse na pokrycie całego importu ropy z Rosji nie są jednak duże. Oszacowane zasoby ropy naftowej Kolumbii to zaledwie 0,1 proc. światowych zasobów (za 2020 r.). Natomiast zasoby Rosji stanowią 6,2 proc. Konieczna wydaje się raczej dywersyfikacja dostaw ropy dla USA z wielu krajów niż zastępowanie jej jednym źródłem, np. Wenezuelą – przekonuje ekonomistka PIE.
W tym kontekście warto też wspomnieć, że Biden i Duque spotkali się w czwartek wieczorem polskiego czasu. Spotkanie upłynęło w na tyle dobrej atmosferze, że wychodząc do dziennikarzy prezydent USA zadeklarował, iż Kolumbia wyrasta na głównego sojusznika spoza NATO i stosunki bilateralne pomiędzy Waszyngtonem a Bogotą są najlepsze od lat. Nie było jasnej deklaracji na temat polityki energetycznej, ale ewidentnie coś jest na rzeczy.
Co dalej z ropą? Arabia Saudyjska i Emiraty odpadają
Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się za to na odcinku Bliskiego Wschodu. W środę "The Wall Street Journal" przekazał, że Biały Dom bezskutecznie próbował zorganizować rozmowy Joego Bidena z przywódcami Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, by zbudować międzynarodowe wsparcie dla Ukrainy i powstrzymać wzrost cen ropy.
Rijad zasygnalizował, że jego relacje z Waszyngtonem pogorszyły się za administracji Bidena i teraz oczekuje więcej wsparcia dla interwencji w wojnę domową w Jemenie, pomocy przy opracowywaniu programu nuklearnego i nietykalności dla księcia Muhammada w Stanach Zjednoczonych. Jak wskazywał "WSJ", księcia czeka w USA wiele procesów sądowych, w tym jeden w sprawie zabójstwa. ZEA podzielają saudyjskie obawy dotyczące Jemenu. Oba rządy są również zaniepokojone możliwym reaktywowaniem przez światowe mocarstwa umowy nuklearnej z Iranem.
Co więcej, Arabia Saudyjska i ZEA odmówiły wcześniej wydobywania większej ilości ropy, argumentując, że stosują się do planu produkcji zaakceptowanego przez OPEC oraz inną grupę producentów ropy kierowaną przez Rosję. Współpraca energetyczna z Rosjanami wzmocniła OPEC i zbliżyła Saudyjczyków i Emiratczyków do Moskwy – twierdził "WSJ".
Zabawa w kotka i myszkę
Od ostatniej środy i w tym temacie jednak coś zaczyna pękać. Jak już pisaliśmy, w połowie tygodnia ceny ropy naftowej na giełdach paliw na świecie mocno zanurkowały po tym, jak Zjednoczone Emiraty Arabskie wskazały, że będą apelować do producentów ropy z OPEC+, w sprawie szybszego podwyższania dostaw surowca z tej grupy państw.
"Opowiadamy się za zwiększeniem produkcji ropy i będziemy zachęcać OPEC+ do rozważenia wyższych poziomów produkcji" – zapewniał ambasador ZEA w Waszyngtonie Yousef al-Otaiba.
Minister energii ZEA Suhakli Al-Mazrouei złagodził nieco to stanowisko, pisząc na Twitterze, że ZEA są zobowiązane do dotrzymywania umów zawartych w ramach OPEC+, a na rynkach pojawiły się już sygnały, że propozycja ambasadora ZEA w USA może spotkać się ze sprzeciwem OPEC+.
Kartel od tygodni przekonuje, że na rynkach nie brakuje ropy. Także Iran, na którego większe dostawy ropy liczy Zachód, twierdzi, że nie ma potrzeby podwyższania produkcji mocniej od planowanej.
Stany Zjednoczone muszą więc szukać sprzymierzeńców jeszcze w innych częściach świata.
Dywersyfikacja, głupcze!
Gdzie więc szukać zamienników dla ropy Putina? Eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego wskazali trzy potencjalne źródła dywersyfikacji dostaw "czarnego złota" do Unii Europejskiej. Ich zdaniem dzięki wdrożeniu propozycji możliwe byłoby całkowite odejście od dostaw ropy naftowej z Rosji. Oddajmy głos analitykom PIE:
- Porozumienie z Iranem w sprawie ograniczenia programu jądrowego. Iran produkuje obecnie 2,5 mln baryłek dziennie, jednak jedynie 0,7-1 mln jest przeznaczone na eksport (głównie do Chin). Do końca roku byłoby możliwe zwiększenie produkcji o blisko 1,3 mln baryłek dziennie. Produkcja dzienna w Rosji wynosi ponad 10 mln baryłek dziennie, z czego w 2020 r. ok. 2,3 mln baryłek było eksportowane do UE. Według tych szacunków zwiększenie eksportu Iranu zastąpiłoby w prawie 60 proc. dostawy rosyjskiej ropy do krajów unijnych. Dodatkowo, gdyby Chiny zastępowały import irańskiej ropy ropą rosyjską, możliwości importu dla UE mogłyby zwiększyć się o kolejne 0,6 mln baryłek dziennie.
- Większe wykorzystanie możliwości importu z Norwegii. Dotychczas Chiny i Indie w dużym stopniu korzystały z dostaw ropy z Norwegii, ale prawdopodobnie w wyniku obecnej wojny w Ukrainie zwiększą import tego surowca z Rosji. To stworzy możliwość dla UE lepszego wykorzystania istniejącej już infrastruktury łączącej stary kontynent z Norwegią. Dostawy ropy i gazu stanowiły 40 proc. całego eksportu tego kraju w 2020 r. Największym importerem ropy naftowej z Norwegii są Chiny (15 proc.), do których dostarczano 0,24 mln baryłek ropy dziennie, a które można by przekierować do Europy, gdzie już w 2020 r. konsumowano 1,1 mln baryłek norweskiej ropy dziennie.
- Zwiększenie dostaw z USA i Kazachstanu. Wyraźny wzrost aktywności w eksporcie ropy naftowej odnotowały Stany Zjednoczone. Analitycy Europejskiej Agencji Środowiskowej prognozują dodatkowo, że wydobycie ropy naftowej w USA wzrośnie w 2022 i 2023 r. z 9 do rekordowego poziomu 10,4 mln baryłek ropy dziennie. Dodatkowo, Kazachstan planuje zwiększyć produkcję ropy naftowej. Wiąże się to ze wzrostem wydobycia z bogatych w złoża pól Kaszagan i Tengiz.