- Nie będzie żadnych radykalnych podwyżek cen energii - zapewnia w rozmowie z money.pl Miłosz Motyka. Zdaniem wiceministra klimatu wśród części odbiorców podwyżki, jeśli się pojawią, mogą wynieść około 30 zł przy normalnym zużyciu.
- W ocenie Motyki przesunięcie wejścia w życie systemu ETS2 jest możliwe, tak jak możliwa była rewizja niektórych kamieni milowych KPO.
- Wiceminister uważa, że po wyborach czeka nas rewizja Zielonego Ładu i obecnie trudno sobie wyobrazić zakaz rejestracji nowych aut spalinowych po 2035 r.
- Ja zapowiada nasz rozmówca, zapisany w projekcie ustawy wiatrakowej dystans 500 m między instalacją a zabudowaniami jest oceniany jako bezpieczny pod kątem środowiskowym i zdrowotnym, więc nie powinien budzić żadnych kontrowersji.
- W ramach programu Mój Prąd rozważany jest pomysł, by dofinansowanie obejmowało obligatoryjnie instalację fotowoltaiczną z magazynem energii.
- Według wiceministra klimatu w połowie lat 30. będziemy mogli korzystać z energii z pierwszej polskiej elektrowni jądrowej na Pomorzu.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, money.pl: Jak wysokie będą podwyżki cen energii od lipca? Raz słyszymy, że do 30 złotych miesięcznie, a innym razem, że do 30 proc.
Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska: Nie będzie żadnych radykalnych podwyżek cen energii.
Co to znaczy "radykalnych"?
Takich, o których mówi opozycja. Te liczby podawane przez posłów opozycji są nieprawdziwe, oparte w części na prognozach bez uwzględnienia ustawy, która nie weszła jeszcze w życie. A już niebawem ustawa o bonie energetycznym i o cenach maksymalnych zostanie przez prezydenta podpisana, dojdzie do rekalkulacji taryf i żadnych radykalnych podwyżek cen energii nie będzie. Na niektórych rachunkach - a szczególnie wśród tych, którzy ogrzewają swoje domy pompami ciepła - pojawi się nawet niższa cena energii. Wśród części odbiorców te ewentualne podwyżki, jeśli się pojawią, mogą wynieść około 30 zł przy normalnym zużyciu.
Ale jeśli ktoś zużywa więcej energii, np. ponad 2 tys. kilowatów na pół roku, to będzie wyższa.
Takim gospodarstwom domowym, a najczęściej są to gospodarstwa wieloosobowe, zaproponowaliśmy bon energetyczny, od odpowiedniego dochodu przy zastosowaniu zasady "złotówka za złotówkę". My gwarantujemy transformację energetyczną, a to jest rozwiązanie ratunkowe, które nie leczy przyczyn tego całego stanu rzeczy, tylko niweluje skutki.
Serwis wysokienapięcie.pl wyliczył koszty podwyżki energii dla gospodarstw domowych. Wyszło 27 proc. To jednak dużo, zwłaszcza dla tych, którzy zużywają dużo prądu.
Ale ci, którzy zużywają więcej, to najczęściej osoby, które mają duże gospodarstwa, gdzie często będzie dopłata w postaci bonu. Choć warto podkreślić, że - na co wskazują wyliczenia opublikowane na tym samym serwisie - z powodu realnego wzrostu wynagrodzeń rachunki za prąd mają coraz mniejsze znaczenie w naszych portfelach. Pokazuje to, że w dłuższym okresie za obecną pensję można "kupić" znacznie więcej energii, niż kiedyś, a mogłoby być jeszcze więcej, gdyby nasza gospodarka nie była tak wysokoemisyjna.
Tego typu osłony nie wejdą w życie na stałe? A może pojawią się inne rozwiązania?
Sytuacja dotycząca cen energii jest dynamiczna - zarówno jeśli chodzi o surowcowe, jak i geopolityczne kwestie. Dostrzegła to także Unia Europejska, która poprzez specjalne rozporządzenia dopuszczała interwencję państw w zakresie cen gazu, ciepła czy energii elektrycznej. Więc jeżeli sytuacja na rynkach będzie tego wymagać, to będziemy reagować.
Aktualnie ceny energii na rynkach spadają i to jest dobra wiadomość. Natomiast kluczowym zadaniem dla państwa dzisiaj, obok koniecznej ochrony odbiorców, jest zagwarantowanie przejścia gospodarki na niskoemisyjną. Dziś widać, że gospodarki, które oparły swój miks energetyczny o odnawialne źródła energii i atom, mają cenę energii dużo niższą niż te, które są wysokoemisyjne. Tak jak choćby Polska, której gospodarka jest oparta o węgiel. Niestety, to jest wieloletnie zaniedbanie i jednocześnie wyzwanie, przed którym dziś stoimy.
Na jakie decyzje liczycie ze strony Urzędu Regulacji Energetyki (URE) w sprawie taryf?
Mamy zapewnienie ze strony URE dotyczące kalkulacji taryf. Takie rozwiązanie też zapisaliśmy w ramach ustawy. Liczymy, że ta taryfa będzie dużo niższa, niż jest obecnie i będzie wynosiła około 600 złotych za megawatogodzinę.
A co jeśli chodzi o przyszły rok? Będą konieczne kolejne rozwiązania osłonowe?
Myślę, że jesienią będziemy po raz kolejny analizowali, jak wyglądają ceny na rynkach i będziemy rozmawiali ze spółkami energetycznymi, z URE, z Ministerstwem Przemysłu na temat ewentualnej pomocy odbiorcom, która byłaby wtedy konieczna.
A co z unijnym systemem ETS2? Minister funduszy Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz uważa, że jego wejście w życie w przypadku Polski powinno być odroczone o rok lub nawet o dwa lata, czyli mówimy o latach 2028-2029 rok. Przy czym podkreśla, że to na razie jej pogląd, a nie stanowisko rządu.
Rozmawiamy na ten temat z poszczególnymi ministrami i partiami, zwłaszcza o tym, by nie doprowadzić do podwyżek cen energii. Przesunięcie ETS2? Moim zdaniem to jest możliwe, tak jak możliwa była rewizja niektórych kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy, tak jak możliwe okazało się odblokowanie środków z KPO czy zmiana w zakresie podatku od aut spalinowych.
Sprawa KPO i kamieni milowych to dyskusja pomiędzy nami a Komisją Europejską. Na przesunięcie ETS2 musielibyśmy zbudować jakąś szerszą koalicję państw członkowskich.
Uzyskanie derogacji (uchylenie części normy prawnej - przyp. red.) w tym zakresie jest możliwe po rozmowach z Komisją Europejską i przedstawieniu jej jasnych argumentów. Jeśli po analizach resortów: funduszy, klimatu i przemysłu będzie widać, że rozwiązanie to radykalnie uderzy w polską gospodarkę, to w rozmowach z Brukselą powinniśmy zrobić wszystko, by opóźnić wdrożenie ETS2. Zwłaszcza jeśli równocześnie pokażemy KE naszą propozycję ścieżki dojścia do gospodarki niskoemisyjnej.
Co do aut spalinowych, to niedawno słyszałem wypowiedź Manfreda Webera, że jeśli dojdą do władzy w Niemczech i koalicja CDU-CSU będzie rządzić również w UE, to postarają się odkręcić na poziomie unijnym zakaz rejestracji nowych aut spalinowych, który miałby wejść w życie od 2035 r.
Czeka nas solidna rewizja Zielonego Ładu?
Protesty rolników i kwestia Zielonego Ładu w rolnictwie stała się pretekstem do solidnej rewizji Zielonego Ładu przez wszystkie branże, w tym transportową. Każda branża pod swoim kątem analizuje to, czy przepisy Zielonego Ładu poprawiają, czy pogarszają jej konkurencyjność. W obecnej sytuacji, gdy rynek elektromobilności w części państw - jak chociażby w Polsce - nie rozwija się tak dynamicznie, niechęć wobec niektórych rozwiązań zawartych w tym pakiecie jest dość widoczna.
Dziś trudno sobie wyobrazić zakaz rejestracji aut spalinowych po 2035 r. Zresztą na to też wskazują nasi partnerzy po stronie zachodniej. Sam Manfred Weber i Niemcy mówią, że to w pewnym zakresie zabija konkurencyjność i uderzy w przemysł tego kraju. Europa w trakcie wojny powinna być silna tym, co sama produkuje. Dlatego rewizja Zielonego Ładu na poziomie europejskim jest po prostu konieczna.
Ale czy to nie są tylko kampanijne hasła, które potem i tak nie zostaną zrealizowane?
To będzie zależało od składu przyszłego Parlamentu Europejskiego. Jeśli - a wszystko na to wskazuje - więcej sił eurosceptycznych będzie w nim zasiadało, to tym bardziej radykalne będą to dyskusje. Tylko że te faktyczne, merytoryczne zmiany są w stanie wprowadzić politycy centrowi, którzy z jednej strony widzą potrzebę dbałości o klimat, widzą, że człowiek ma ewidentny wpływ na zmiany klimatu, a z drugiej strony dbają o gospodarkę. Diabeł zawsze tkwi w szczegółach, część z nich zawartych w Zielonym Ładzie zbyt mocno uderza w produkcję rolną czy dochodowość niektórych gospodarstw. To chociażby stosowanie środków ochrony roślin
Polskie rolnictwo i tak ma wyśrubowane normy. Średnie stosowanie środków ochrony roślin w Holandii jest na dużo wyższym poziomie niż w Polsce, a konieczność obniżenia tego poziomu o ten sam procent uderza najmocniej w nas, jednocześnie nie wpływając tak mocno na poprawę jakości środowiska. Myślę, że właśnie przede wszystkim takie kwestie wymagają przeanalizowania i rewizji.
Wzrastające ceny energii i gazu powodują, że coraz więcej osób rezygnuje z planów wymiany kopciuchów na nowoczesny piec. Z kolei wielu z tych, którzy się na to zdecydowali, dziś czuje się oszukanych. Jak rozwiążecie ten problem?
Tu nakłada się kilka kwestii. Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę, że odejście od kopciuchów jest przede wszystkim pozytywne ze względu na aspekt środowiskowy, jakość naszego życia i powietrza. Ale z drugiej strony dochodzi aspekt ekonomiczny, czyli np. rozliczenia w zakresie net-billingu, by był on dla Polaków po prostu atrakcyjniejszy. Ten system opustów gwarantował lepsze ekonomicznie rozliczenia.
À propos net-billingu. Prosumenci objęci tym systemem muszą oddawać część wyprodukowanej przez swoją fotowoltaikę energii do sieci i to po coraz niższych cenach. Co więcej, od lipca ma nastąpić zmiana sposobu rozliczeń ze średniej ceny miesięcznej na ceny godzinowe, co wywołuje obawy o opłacalność i przejrzystość tej metody rozliczania. Ludzi może to zniechęcać do wchodzenia w temat paneli solarnych.
Dlatego projektujemy zmianę przepisów, a ustawa będzie niedługo w uzgodnieniach międzyresortowych i konsultacjach społecznych. Po pierwsze, będziemy w niej gwarantowali wyższe zwroty dla osób, które już są w systemie net-billing, a po drugie projektujemy też możliwość wyboru pomiędzy rozliczeniem godzinowym a rozliczeniem miesięcznym. Ci, którzy zostaną w systemie miesięcznym, będą mogli dalej uzyskać 20 proc. zwrotu nadpłaty, a ci, którzy przejdą na rozliczenie godzinowe, będą mogli liczyć na zwrot 30 proc.
Chcemy w ten sposób zwiększyć atrakcyjność ekonomiczną tych rozwiązań, bo zdajemy sobie sprawę, że dzisiaj ekonomika jest dla Polaków absolutnie fundamentalna. Z tych powodów jesteśmy także otwarci na wszelkie sugestie, jeśli chodzi o ułatwienia i zmiany w ramach takich programów jak Czyste Powietrze czy Mój Prąd.
Tylko czy będą środki na sfinansowanie rozbudowanych wersji tych programów? I druga sprawa, czy polskie sieci energetyczne udźwigną sytuację, w której coraz więcej prosumentów będzie produkować prąd?
Dlatego też w ramach programu Mój Prąd mocno zastanawiamy się nad rozwiązaniem, polegającym na tym, by dofinansowanie w instalacje fotowoltaiczne połączyć z dofinansowaniem magazynów energii, żeby ten magazyn stał się obligatoryjny.
Magazyn plus źródło to wyższy koszt instalacji. Zrobicie coś, by obniżyć barierę wejścia w fotowoltaikę?
To jest w tym momencie w konsultacjach. Warto zwrócić uwagę, że dziś magazyny są dużo tańsze niż jeszcze kilka lat temu. A kolejna kwestia: każdy, kto w to wejdzie, znajdzie się także w systemie net-biling, co też będzie zwiększało opłacalność tego systemu. Dzisiaj magazyn energii jest de facto najlepszym ekonomicznie rozwiązaniem dla całego systemu, żeby on w ogóle funkcjonował skutecznie.
Na czym będzie polegała zmiana?
Magazyn pozwoli na dobowe wypłaszczenie produkcji energii z OZE. A to pozwoli nam w pełni wykorzystać formułę prosumenta. Prosument to jest ten, który produkuje energię i ją konsumuje. Dofinansowanie magazynów energii gwarantuje to, że energia, którą w szczycie produkcji wytworzy prosument, nie zostanie zmarnowana, bo będzie można ją zużyć, gdy już np. słońce nie będzie świecić i instalacja fotowoltaiczna nie będzie już tak efektywna. To jest rozwiązanie, które gwarantuje znacznie lepszą stopę zwrotu z całej inwestycji.
Co z ustawą wiatrakową? Jak słyszymy, wraca w czerwcu. W glorii i chwale.
To jest ustawa, która jest realizacją jednego z naszych wspólnych koalicyjnych punktów. Zadeklarowaliśmy, że odblokujemy potencjał odnawialnych źródeł energii, w tym potencjał w lądowych farmach wiatrowych. To zmiana w pełni oczekiwana i przez inwestorów i pożądana w kontekście całego systemu elektro-energetycznego. Jeśli wejdzie w życie, może sprawić, że do 2030 r. w systemie pojawi się 6 GW dodatkowych mocy.
W ustawie już na sztywno jest wpisany dystans 500 metrów od wiatraków do zabudowań? Nie będzie już sporów jak w grudniu ubiegłego roku?
Tak, zapisaliśmy odległość 500 metrów jako odległość, która po długiej dyskusji politycznej, społecznej jest konsensusem w tej sprawie i od której nie powinno być już żadnych odstępstw. To dystans oceniany jako bezpieczny pod kątem środowiskowym i zdrowotnym, więc nie powinien budzić żadnych kontrowersji. Zresztą, taki dystans był nawet pierwotnie w propozycji PiS, co potem zostało zmienione.
Jak w kontekście lokalizacji wiatraków będą zabezpieczone interesy mieszkańców? Przychodzi inwestor, chce budować, i co?
Jeśli mieszkańcy będą mieli uwagi, będą mogli je zgłaszać w ramach obowiązujących procedur.
Pojawiły się publikacje, że niektórzy wójtowie szli na rękę inwestorom w tych kwestiach, wbrew lokalnej wspólnocie.
To będzie w pełni transparentny proces, w ramach Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego. Każdy będzie miał wgląd w podejmowane decyzje, więc nie sądzę, żeby dochodziło do jakichkolwiek uchybień. Z drugiej strony szykujemy przepisy, które pozwolą skrócić cały proces inwestycyjny, co będzie gwarantowało, że w Polsce opłaca się inwestować w OZE.
W zapowiedzi tej ustawy jest udostępniana OZE formuła zintegrowanego planu inwestycyjnego. W jakim stopniu te przepisy zapewnią balans między interesami inwestorów a głosami lokalnych społeczności?
Tamten projekt budził kontrowersje przede wszystkim z uwagi na zapisy o odległość wiatraków od zabudowań. Wpisanie do nich norm hałasu powodowało, że ta odległość mogła się zmniejszyć do nawet 300 m. Kontrowersje budziły też zapisy dotyczące możliwych wywłaszczeń pod inwestycje w OZE. Tu żadnych takich przepisów nie ma. Zresztą, myślę, że ten spór o wywłaszczenia nie dotyczył samej materii ustawy, wokół której narosło zbyt wiele nieprawdziwych mitów. A szkoda, bo zmarnowano czas. Taka ustawa już dawno powinna w Polsce funkcjonować, bo mamy obecnie niezwykle restrykcyjne prawo, jeśli chodzi o farmy wiatrowe na lądzie.
Ustawa potocznie nazywana jest "wiatrakową", ale tam jest szereg przepisów, które dotyczą różnych innych kwestii, takich jak na przykład hydroelektrownie, biogazownie.
Świat się zmienia, przepisy muszą za nim nadążyć. Te przepisy, które projektujemy, są pewną odpowiedzią po pierwsze na stan systemu elektroenergetycznego, a po drugie na wnioski branży. To jest naprawdę kompleksowa ustawa, która będzie gwarantowała także ułatwienia, jeśli chodzi o biogazownie. Razem z ministerstwem rolnictwa pracujemy nad tym, jak wykorzystać ten gigantyczny potencjał rolniczych gmin w biogazie i biometanie.
Podobno negocjujecie z ministerstwem funduszy, żeby to jakoś uwzględnić w KPO, ale nie spotyka się to z jakąś wielką przychylnością?
Pojawiają się takie pomysły. Chcemy maksymalnie wykorzystać środki z Krajowego Planu Odbudowy i uważamy, że powinny one przede wszystkim trafić na inwestycje w energetykę. To dzisiaj podstawowa potrzeba naszej całej gospodarki. Pytanie na ile faktycznie możemy te środki na ten cel przekierować.
Z drugiej strony mamy w przyszłości nową perspektywę unijną, w której będziemy w stanie zainwestować dużo w energetykę. Łącznie do 2034 r. aż 64 miliardy złotych trafią na modernizację sieci elektroenergetycznych, a to dzisiaj jest wąskie gardło transformacji energetycznej. Ważne, żeby te różne propozycje inwestycyjne cały czas szły w stronę obniżenia emisyjności naszej gospodarki. A inwestycje w biogaz to też obniżenie emisyjności w samym rolnictwie.
Rozmawiamy o OZE, którego uzupełnieniem ma być atom. Tyle że odpowiedzialność za energetykę jądrową przeniesiono do resortu przemysłu. Czy to była na pewno dobra decyzja?
To był efekt uzgodnień politycznych i decyzja, która nie powoduje żadnego chaosu wokół tego tematu. Energetyka jądrowa to jest jeden z fundamentów całej transformacji energetycznej. To nie tylko kwestia miksu energetycznego, ale także budowa dużej gałęzi polskiej gospodarki z elektrownią, ale też całym łańcuchem dostaw i local contentem. Myślę, że w połowie lat 30-tych będziemy mogli korzystać już z mocy, które będą wyprowadzane z pierwszej polskiej elektrowni jądrowej na Pomorzu.
A kolejne?
Te decyzje przed nami. Wedle harmonogramu, który obecnie mamy na stole, w 2028 r. będzie czas na podejmowanie decyzji o wyborze drugiej lokalizacji.
Francuskiej?
Wszystkie scenariusze w tym zakresie są na stole.
A jeśli chodzi o inne inwestycje? Co z CPK?
Czekamy na te ostateczne decyzje, trwają kontrole, które weryfikują, jakie umowy zostały dotychczas podjęte, co zostało w ogóle wykonane w zakresie tej inwestycji. Chodzi nie tylko o port lotniczy, ale cały układ komunikacyjny, czyli linie kolejowe, kwestie wykupu gruntów. Czy uzgodnione są kwestie współpracy tego całego systemu pomiędzy koleją a portem lotniczym? Dopiero po takiej ocenie zapadnie decyzja.
Ale ten komunikat słyszymy właściwie od początku. "Będzie audyt, będzie decyzja".
Bo to jest strategiczna decyzja, jeśli chodzi o kwotę i kierunek rozwoju kraju. I to będzie decyzja premiera oraz ministrów odpowiedzialnych za konkretne obszary. Oni mają dostęp do najlepszych analiz ekonomicznych i te zapowiedzi po tych analizach zostaną skonkretyzowane.
A jeżeli chodzi o inne kwestie i relacje koalicyjne, to co z ustawą budowlaną i kredytem 0 proc.? Tu jest już spór nawet nie w koalicji, a w Trzeciej Drodze.
To nie jest spór polityczny, a można go potraktować jako bardzo merytoryczny. Ten projekt będzie analizowany w ramach uzgodnień politycznych w koalicji i w ramach uzgodnień międzyresortowych. Dziś nie ma decyzji ostatecznej, nowy minister oceni sprawę i będzie chciał podjąć w ramach tego projektu własne decyzje.
Czy wniesie to na rząd? To byłoby sprawdzenie bojem tego, czy koalicja wchodzi w ten projekt, czy nie.
Ta decyzja należy do ministra Paszyka (Krzysztofa - ministra rozwoju i technologii - przyp. red.), który niedawno objął resort. Jestem przekonany, że ostateczna wersja projektu będzie zaakceptowana przez wszystkie strony koalicji. Może trzeba będzie w tej ustawie wzmocnić komponent budownictwa społecznego.
Żeby przekonać Lewicę?
Żeby wzmocnić ten segment, żeby wyjść naprzeciw postulatom niektórych samorządów, przeanalizować je. Ale to będzie decyzja pana ministra.
A bierzecie pod uwagę scenariusz, w którym ten przechodzi głosami KO, PSL i PiS?
Nie ma o tym dyskusji.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl