Estonia i Litwa oskarżają Rosję o ingerowanie w nawigację ruchu lotniczego w regionie i zakłócenia sygnału GPS - donosi "Deutsche Welle". Problem staje się coraz bardziej poważny, a podobne sygnały zgłaszają również inne kraje NATO.
W marcu bieżącego roku, rząd Wielkiej Brytanii postawił Moskwie poważne zarzuty. Twierdził, że Rosja była odpowiedzialna za zakłócenia w systemie GPS samolotu, którym podróżował brytyjski sekretarz obrony, Grant Shapps. Wizyta służbowa Shappsa miała miejsce w Warszawie, a jego samolot, podczas lotu, krótko przemierzał przestrzeń powietrzną wzdłuż granicy Obwodu Królewieckiego, eksklawą, która sąsiaduje z Polską i Litwą.
Przez ostatnie dwa lata, niemal wszystkie linie lotnicze, które przelatywały nad regionem Morza Bałtyckiego, doświadczyły problemów z nawigacją. Istnieją różne teorie na temat lokalizacji urządzeń zakłócających sygnał GPS. Niektóre źródła wskazują na Obwód Królewiecki, inne zaś sugerują, że mogą one znajdować się gdzieś na terytorium Rosji, pomiędzy estońskim miastem granicznym Narwa a Sankt Petersburgiem. Do tej pory jedynie Finnair, fińska linia lotnicza, podjęła decyzję o odwołaniu lotów z powodu problemów z GPS.
Pod koniec kwietnia, Finnair postanowił zawiesić do odwołania loty z i do Tartu. Powodem tej decyzji były obawy o bezpieczeństwo pasażerów i załóg, które wynikały z utraty sygnału systemu nawigacji GPS.
Wojna hybrydowa Moskwy
Od początku 2022 roku, sytuacja zaczęła się pogarszać - jak poinformował Finnair w swoim oświadczeniu. Nie podano szczegółów na temat możliwych źródeł zakłóceń, ale ministrowie spraw zagranicznych Litwy i Estonii są niemal pewni, że za zakłócenia odpowiada Rosja. Według nich, problemy z GPS w całym regionie bałtyckim są wynikiem celowego zagłuszania sygnału przez Rosję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Arkady Moshes, dyrektor programów rosyjskich w Fińskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z "DW" stwierdził, że w Finlandii rozwój sytuacji jest postrzegany jako część wojny hybrydowej, którą Rosja prowadzi od kilku lat przeciwko krajom NATO. Zarówno politycy, jak i obywatele postrzegają zagrożenie ze Wschodu jako coś oczywistego. Nie dramatyzują, ale też go nie minimalizują - dodał Moshes.
Moshes zaznaczył również, że fiński rząd, przynajmniej na razie, raczej nie podejmie żadnych środków odwetowych, zwłaszcza że nie jest do końca jasne, jakie mogłyby być to środki. Jednocześnie podkreślił, że Helsinki są gotowe do podjęcia jednostronnych kroków, jeśli będzie tego wymagała sytuacja. Przywołał przykład z przeszłości, kiedy to Finlandia po prostu zamknęła granicę z Rosją, gdy rosyjskie władze zaczęły sprowadzać nielegalnych migrantów specjalnie po to, by przepchnąć ich przez granicę.
Ekspert podkreślił, że fińscy politycy już dawno doszli do wniosku, że w obecnych okolicznościach nie ma sensu negocjować z Kremlem. Zamiast tego, powinni po prostu chronić swoje interesy, stanowczo i zdecydowanie - stwierdził Moshes.