Tekst opublikowaliśmy w grudniu 2021 r. i został zaktualizowany.
Odkąd Kaufland, a przed nim Polomarket ogłosiły, że będą świadczyć usługi pocztowe, polski rynek handlowy w kilka tygodni zmienił się diametralnie. Kolejne sieci szybko ogłaszały, że będą otwierać się dla klientów w niedziele niehandlowe. I tak w niedziele zakupy możemy zrobić m.in. w niejednym Lidlu, Biedronce, Kauflandzie, Żabce, Carrefourze (w marketach oraz formacie Express), Intermarche, Polomarkecie, Abc, Groszku, Stokrotce Express, Euro Sklepie, Chacie Polskiej, Topazie, Bricomarche, Leroy Merlin, Castoramie.
Jako jedne z ostatnich na taki krok zdecydowały się sieci sklepów zabawkowych Smyk i multimarkety DIY Jula. Ogłosiły tę decyzję po tym, jak prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę uszczelniającą ograniczenie handlu w niedziele, która wejdzie w życie od 1 lutego 2022 roku. Zapisy noweli sprawią, że w zasadzie zamkną się w niedziele wszystkie większe sklepy korzystające z metody "na placówkę pocztową".
Czy gra jest warta świeczki?
Lidl, który otworzył się w niedziele jeszcze przed przyjęciem przez parlament zapisów uszczelniających zakazu handlu, mówi wprost: odpowiedzieliśmy na działania konkurencji. "Do decyzji o otwarciu części placówek zostaliśmy zmuszeni w wyniku działań innych uczestników rynku" - napisała nam Aleksandra Robaszkiewicz, Head of Corporate Communications and CSR w Lidl Polska. Zaznaczyła, że zmiana została poprzedzona analizami, brano pod uwagę też oczekiwania klientów.
Latem i wczesną jesienią w wyścigu o niedzielny kawałek tortu nikt nie chciał zostać w tyle, po co jednak otwierać sklep w ostatni dzień tygodnia zaledwie na kilka niedziel, bo wiadomo, że uszczelniony zakaz zacznie obowiązywać w lutym 2022 r.? Tłumaczyła to w rozmowie money.pl Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
- Należy wykorzystać okres przedświąteczny i poprawić kondycję handlu a szczególnie tych formatów, które najbardziej ucierpiały na pandemii z racji lockdownu - przekonywał.
Okres poprzedzający Święta Bożego Narodzenia to co roku kluczowy czas dla branży handlowej: Polacy w grudniu wykupują prezenty pod choinkę. Według badania firmy doradczej Deloitte opublikowanego w zeszłym miesiącu, Polacy na święta zamierzali wydać średnio 2129 złotych, a 70 proc. tej kwoty miałyby pochłonąć właśnie wydatki na podarki.
Grudniowy szał zakupowy poprzedzał zresztą rozpoczynający się pod koniec listopada Black Week wraz z kumulacją promocji w Black Friday. Z analizy Santander Bank Polska wynika, że w weekend z Black Friday wartość transakcji kartami banku w sklepach była o 7 proc. wyższa niż w poprzedzającym tygodniu. Było więc o co się bić.
Sklepy: lepiej, gdy działamy siedem dni w tygodniu. Bujara: nie dla wszystkich
Juszkiewicz w rozmowie z money.pl przekonywała też: "Handel przez siedem dni w tygodniu zwiększa konsumpcję, a przez to wpływy do budżetu państwa". Zaznaczyła, że otwarcie sklepów w dodatkowy dzień pozwala na rozłożenie ruchu na cały tydzień i zwiększenie bezpieczeństwa, jakże ważne w czasie pandemii.
W argument o zmniejszeniu zatorów i kolejek do kas, powtarzany przez przeciwników zakazu handlu, nie wierzy szef handlowej "Solidarności" Alfred Bujara. Podkreślał, że na Zachodzie tendencja jest odwrotna - tam skraca się godziny otwarcia placówek handlowych, ale wysyła w godzinach popołudniowych więcej pracowników do obsługi klientów. Związkowiec punktował, że w Polsce sieci handlowe rozciągają godziny otwarcia i przez to brakuje rąk do pracy w kluczowych godzinach.
Na bardziej prozaiczny powód otwierania placówek w niedziele wskazywał jeden z przedstawicieli branży, który poprosił o anonimowość. - Skoro sklepy mogą otwierać się w niedziele, bo ustawa na to zezwala, to po prostu to robiły - mówi rozmówca money.pl.
Co w zamian za pracę w siódmy dzień tygodnia?
- Okres przedświąteczny to jest wielkie żniwo dla przedsiębiorców, dla właścicieli. Dla pracowników to czas ciężkiej pracy od niedzieli do niedzieli bez dodatkowych gratyfikacji czy chociażby niewielkiego udziału w zysku - komentował Alfred Bujara.
Zapytaliśmy firmy, jak wynagradzają pracownikom pracę w niedziele.
Dominika Juszczyk, menadżer ds. komunikacji & PR w Aldi, powołała się na Kodeks Pracy i wskazała, że pracownikowi przysługuje dzień wolny sześć dni przed lub po pracującej niedzieli. Co najmniej jedna niedziela na cztery tygodnie jest też wolna.
Lidl Polska do dnia wolnego dokłada dodatek do wynagrodzenia za pracę w niedzielę. Koszty bonusu sieć oszacowała na ponad 7 milionów zł. Zapewnił też, że wszystkim pracującym w ostatni dzień tygodnia przysługują benefity pracownicze, czyli m.in. prywatna opieka medyczna czy ubezpieczenia grupowe. Oprócz tego sieć ta z okazji otwarcia 800. sklepu nad Wisłą oferuje zatrudnionym 800 zł w bonach dostępnych w aplikacji Lidl Plus, a także ponad 21 tys. świątecznych paczek dla ich dzieci.
"Organizacja pracy w placówkach z możliwością odbioru przesyłek w niedzielę jest realizowana w pełnej zgodzie z Kodeksem Pracy. Szczegółowy grafik jest ustalany każdorazowo przez kierownika sklepu na podstawie informacji zwrotnej od pracowników. Gdy zachodzi taka potrzeba, dodatkowa obsada sklepu jest kompletowana w oparciu o osoby chętne do pracy z naszych innych pobliskich placówek" - napisało z kolei w odpowiedzi biuro prasowe sieci Biedronka.
Jest też jednak druga strona medalu. Alfred Bujara informował money.pl, że pracownicy w niektórych firmach są przymuszani do pracy w niedziele, choć nie wskazał, o które konkretnie chodzi.
- Dochodziły do nas sygnały, że urlopy w firmach w okresie przedświątecznym były wstrzymane, a jak pracownik skorzystał z opieki nad dzieckiem czy ze zwolnienia lekarskiego, to tracił premię, która uzależniona jest od frekwencji. Niosło to za sobą ryzyko, że pracownicy, mimo choroby i to nawet z covidem, i tak przyjdą do pracy, co może być zagrożeniem dla klientów - alarmuje związkowiec.
- Utrata premii w okresie przedświątecznym dla pracownika przy niskich zarobkach do duży uszczerbek dla budżetu domowego i o wiele skromniejsze święta. Takie działania pracodawców są bardzo nieetyczne i ryzykowne - ocenił Alfred Bujara.
Polacy przyzwyczaili się do niehandlowych niedziel?
Sondaż UCE Research z października pokazał, że większość Polaków (54,9 proc.) jest za zniesieniem zakazu handlu w niedziele. Przeciwko jest nieco ponad jedna trzecia zapytanych (35,8 proc.).
Jednak zdaniem przedstawiciela branży, który poprosił o anonimowość, powoli oswajajmy się z faktem, że zakupów w niedzielę nie zrobimy. - Obserwuje się też trend, że konsumenci zaczynają się przyzwyczajać do niedziel niehandlowych. Ale myślę, że kwestia niedziel jeszcze wróci. To na pewno nie będzie szybko, trudno prorokować też, w jaki sposób i kiedy, ale ten temat w branży zapewne się jeszcze pojawi - zapowiada tajemniczo.