Branża handlowa od wybuchu pandemii domaga się przywrócenia handlu w niedziele, upatrując w tym sposobu na walkę ze skutkami lockdownu. Sklepy mają znów być otwarte w niedziele, a pracownikom mają przysługiwać dwie wolne niedziele w miesiącu - tego chcą pracodawcy.
Projekt przywrócenia niedziel handlowych wpłynął już do Rady Dialogu Społecznego. Ma być rozpatrywany jeszcze w tym tygodniu.
Zapewne podczas prac nad projektem ważnym wątkiem będzie brak pozytywnego wpływu zakazu handlu w niedziele na małe sklepiki. A przecież oprócz zwrócenia pracownikom marketów wolnych niedziel, to był jeden z argumentów wprowadzenia regulacji. Przeglądając liczne ogłoszenia o sprzedaży tych małych placówek, trudno nie odnieść wrażenia, że coś jednak poszło nie tak.
W jednym z popularnych serwisów znajdujemy ofertę sprzedaży działającego sklepu spożywczo-monopolowego w Sosnowcu... za złotówkę. Niestety, jego właściciel nie chciał z nami rozmawiać. Wskazuje za to, że lada moment ogłoszenie może okazać się nieaktualne, bo znalazł się kupiec.
Mam dość
Mniej szczęścia ma Darek, który chce sprzedać swój sklep w Ciechanowie za 350 tys. zł. Chodzi o wolnostojący obiekt o powierzchni ponad 100 metrów kwadratowych. Nabywca wszedłby też w posiadanie działki, całego towaru i sprzętu. Pytamy, czy zakaz handlu nie pomógł w prowadzeniu biznesu.
- Alkohol i papierosy to się sprzedają, ale niewiele więcej. Ludzie kupują w nadmiarze w sobotę w marketach, gdzie są promocje. To nam psuje biznes. Generalnie jest coraz słabiej, nie ma żadnego porównania do tego, co było kilka lat temu. Klientów jest mniej - mówi Darek.
Jak podkreśla, nie jest w stanie konkurować z dyskontami spożywczymi. - Drożej muszę kupić w hurtowni niż oni sprzedają. Dlatego sklep jest wystawiony na sprzedaż. Mam serdecznie dość tego biznesu - mówi Darek.
Problemy małych sklepikarzy potwierdzają też dane. Spadek sprzedaży w małych sklepach szacuje się na ok. 7,7 proc. rocznie, a ekspertyzy wskazują wpływ ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele na pogłębianie tego negatywnego trendu. Tak wynika z raportu "Perspektywy poprawy konkurencyjności na rynku handlu detalicznego w Polsce" przygotowanego przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP).
Ziemniaki i mleko
Jeszcze w latach 2014-2016 małych sklepów przybywało. W latach 2015 i 2016 ich liczba rosła o 6 tys. rocznie. Problemy dla małych graczy zaczęły się po tych złotych latach. Już w 2017 r. liczba sklepów spadła o 11 tys., w kolejnym roku o 15 tys., a w 2019 r. o 11 tys. zł.
- Zakaz handlu w ogóle nam nie zwiększył ruchu w niedzielę. Ludzie się przyzwyczaili, że trzeba robić zakupy w marketach w piątki i soboty. W niedzielę przychodzą do nas, jak zabraknie ziemniaków, mleka lub papierosów. To żaden interes - mówi Aneta wystawiająca swój sklep na sprzedaż w jednym z internetowych serwisów.
Za obiekt położony w centrum osiedla, w jednym z większych miast w centralnej Polsce, z pełnym wyposażeniem i towarem chce ok. 60 tys. zł. Po transakcji oczywiście koszty wynajmu będą po stronie nabywcy. Nie chce, byśmy wskazywali dokładnie, o jakim sklepie mówimy. To mogłoby jej pokrzyżować plany związane ze sprzedażą.
- W handlu już działamy parę lat i z roku na rok jest coraz trudniej. Duże markety mają swoje ceny, z którymi my nie możemy konkurować. Jak zamawiają towar całymi tirami, to mogą sobie ustalać je na niskim poziomie. My nie mamy takich możliwości - mówi Aneta.
Klienci mówią jej wprost, że jest po prostu drogo i konkretnie powołują się na ceny od większych konkurentów. - Jedzie człowiek 10 km do sklepu, żeby oszczędzić parę groszy, a przepłaca, bo traci paliwo i czas - mówi Aneta.
Odkochali się
Z badań Ipsos opublikowanych pod koniec czerwca wynika, że choć Polacy wciąż okazują lojalność dużym markom, to zdecydowanie chętniej korzystają z ofert małych sklepików. Polacy dostrzegli w pandemii znaczenie małych i średnich firm we wspieraniu lokalnej gospodarki.
Prawie dwie trzecie respondentów (62 proc.) robiło zakupy w małych lub lokalnych sklepach, a 28 proc. kupowało online u małych i średnich marek. Blisko dwie trzecie (59 proc.) czuje się odpowiedzialnych za wspieranie małych biznesów w ich sąsiedztwie.
Co się stało z tą miłością? - No może i nas pokochali, bo nie mieli wyjścia. Nikt nie chciał stać w długich kolejkach pod marketami. Widzę jednak, że szybko się odkochali - przyznaje z wyraźnym żalem Aneta.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie