Ustawa o zakazie handlu w niedziele może przejść spore zmiany. Obietnice wyborcze w tym zakresie złożyły zarówno Platforma Obywatelska jak i Trzecia Droga. Pierwsza z partii w ramach "Stu konkretów" zapowiedziała, że zniesie zakaz handlu w niedziele, ale każdy pracownik będzie miał zapewnione dwa wolne weekendy w miesiącu i podwójne wynagrodzenie za pracę w dni wolne. Z kolei Trzecia Droga wśród swoich zobowiązań zapisała uwolnienie handlu w dwie niedziele w miesiącu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie wierzę w wyższą pensję"
Alfred Bujara, szef handlowej "Solidarności" w rozmowie z Money.pl pomysł likwidacji zakazu handlu mocno krytykował.
Kiedy przed wyborami informowaliśmy zatrudnionych o tym, że handel w niedziele chcą przywrócić niektóre partie, mówili nam, że w takim razie będą musieli zwolnić się z pracy w handlu. Sondaże pokazywały, że nawet 80 proc. młodzieży w Polsce nie chce przywrócenia handlu w niedziele, a o czymś to świadczy. To było badanie przeprowadzane wśród społeczeństwa, a nie pracowników - mówił.
Dziennikarze money.pl postanowili więc spytać, co o planowanej zmianie sądzą pracownicy sklepów. Odwiedziliśmy m.in. Gdańsk czy Sosnowiec. Opinie są różnorodne. Zatrudnieni, którzy zabrali głos, prosili o anonimowość, dlatego też nie publikujemy ich imion oraz nazw sklepów.
- Nie wierzę w wyższą pensję czy oddawanie dni wolnych za pracę w niedzielę. Wiem, że pracodawca i tak znajdzie sposób, żeby obejść przepisy, dlatego pomysł likwidacji zakazu handlu nie podoba mi się - przyznaje pracownica popularnej sieci z ubraniami i wyposażeniem domu.
Jej koleżanka nie wyobraża sobie, by zakaz handlu zniknął. - Dzięki wolnym niedzielom mogę wreszcie spędzić trochę czasu z dzieckiem. Możemy iść na spacer, razem zjeść obiad. Nie interesuje mnie wolne za pracę w niedzielę, bo jak dostanę poniedziałek, to i tak mój syn jest do godz. 16. w szkole. Poza tym nie wierzę w zapewnienia o wyższej pensji, bo wiem, że firma wymyśli to tak, że tych pieniędzy nie zobaczymy - przekonuje.
"Zakaz zniknie - zmieniam pracę"
Pracownica jednej z największej sieci dyskontowej w swojej ocenie jest znacznie bardziej zdecydowana. - Jak chcą sobie pracować w niedziele, niech sami idą. Jeżeli zakaz handlu zniknie, zmienię pracę - deklaruje.
Są i głosy zupełnie przeciwne. - Jest mi wszystko jedno. I tak w niedzielę idę do pracy w delikatesach obok. Mają czytelnię i są otwarci w każdą niedzielę. Płacą 300 zł za dzień - mówi nam pracownica jednej z mniejszych sieci supermarketów. Podobnego zdania jest kobieta pracująca w jednej z zagranicznych sieci. - U nas są niedziele handlowe, więc i tak muszę pracować. Jeżeli zapłacą za niedzielę więcej, to będę zadowolona - mówi.
Odwiedziliśmy też Sosnowiec. I tu opinie są zróżnicowane. - Jeśli stawka za pracę w niedzielę będzie wyższa, z miłą chęcią się zgłoszę. Za te same pieniądze nie podejmę się pracy - mówi pracownik sieci drogerii. - Dla mnie to bez różnicy. Pracuję w handlu od wielu lat i jestem przyzwyczajona do pracy w weekendy - mówi z kolei pracowniczka sieci dyskontów.
"Ludzie są wygodni", "Nikt nie chce tak harować"
Jej kolega jest przeciwnego zdania. - Mam rodzinę i wolę niedzielę spędzić z nimi niż w pracy, robiąc za 10 osób. Być może są osoby, którym to bez różnicy. Ludzie mogliby zrobić zakupy w każdy inny dzień, a w niedziele dać nam czas dla siebie i bliskich. Powinni to zrozumieć, ale są wygodni - tłumaczy.
Podobnego zdania jest kobieta pracująca w innej sieci. - Gdybym miała wybór, to wolałabym mieć wolne weekendy i czas dla siebie i moich bliskich. Ludzie nie rozumieją, że mamy prawo do wolnych niedziel. Dla nich ważne jest tylko robienie zakupów o każdej porze dnia i nocy - mówi.
Pracownica innej sieci z zapowiedzi likwidacji niehandlowych niedziel też nie jest zadowolona.
- Powiem pani szczerze, że mam dość. Pracujemy ponadprogramowo, brakuje rąk do pracy, bo nikt nie chce tak harować. W efekcie kasjer to również magazynier, pracownik fizyczny, sprzątaczka. Chciałabym mieć wolne chociaż w niedziele - żali się.
Pesymistyczna jest też pracownica bliźniaczej firmy. - Nie wierzę w żadne zmiany na lepsze. Praca w handlu jest niedoceniona, a my jako sprzedawcy jesteśmy tanią siłą roboczą. Polecam każdemu przekonać się na własnej skórze, z czym wiąże się praca w dyskoncie - mówi.
Nie wszyscy są też przekonani, że propozycje zapowiadane przez KO i Trzecią Drogę wejdą w życie. - Proponowane zmiany to tylko część gry politycznej, która ma pokazać, że nagle ktoś interesuje się biednymi sprzedawcami - mówi pracownica zagranicznej sieci.
Praca w weekendy to nic innego jak wyzysk ludzi, którzy i tak muszą podporządkować się przełożonym. Jak się nie podoba, to do widzenia. Nikt się nie patyczkuje. Nie przyjdziesz do pracy, to na twoje miejsce jest kilka innych osób, które nie mają zobowiązań i przyjdą na zmianę w weekendy - dodaje.
W Warszawie nastroje wśród sprzedawców również są różne. Nie powinno być przymusu. I powinno się więcej za to płacić - więcej niż w dni powszednie. Ludzie chcą mieć też wolne. A nie tyrać siedem dni w tygodniu. Jedyny plus taki, że da się więcej zarobić. Chociaż z tym też różnie bywa - mówi pracownik warszawskiego dyskontu.
Kolejna z pracownic prezentuje zupełnie inne podejście. - Najwięcej ludzi przychodzi w niedziele. Dlatego ja bym mogła w zasadzie w każdą pracować. Może jedna wolna raz na jakiś czas. Nie ma co robić w weekendy w domu. Ja tam wolę iść do pracy - mówi. Podobnego zdania jest inna pracowniczka dużej sieci. - Jak przyjechałam do Polski, to się zdziwiłam, że nie ma handlu w niedziele. Powinien być. Zawsze najwięcej się dzieje. Zresztą ja nie mam problemu przyjść do pracy w niedziele, zwłaszcza jak mogę więcej zarobić. Każdy grosz się przyda dzisiaj - podsumowuje.
Zakaz handlu w niedziele w Europie
Polska, jeśli chodzi o zakaz handlu w niedziele, nie jest wyjątkiem. Prawdą jest jednak, że większość państw UE nie ingeruje w możliwość otwierania sklepów w ostatni dzień tygodnia.
Ograniczenia nie obowiązują w Szwecji, Finlandii, Estonii, Litwie, Łotwie, Czechach, Słowacji, Słowenii, Włoszech, Rumunii, Bułgarii, Chorwacji. Nie obowiązuje też na Węgrzech, gdzie zniesiono je po kilku latach obowiązywania.
Największe restrykcje dotyczą Niemiec i Austrii. Od lat 50. funkcjonuje tam tzw. Sonntagsruhe, czyli "cisza niedzielna". Jest efektem porozumień ze związkami zawodowymi. Zamknięte są więc niemal wszystkie sklepy z wyłączeniem tych przy stacjach benzynowych i na dworcach. Działać mogą też placówki związane z popularnymi miejscami turystycznymi.
W Holandii zakaz jest kwestią władz lokalnych. Narzucają go głównie gminy z tzw. pasa biblijnego. Chodzi o obszar centrum kraju, gdzie rządzą konserwatyści. Tam handel jest zakazany, ale na innych obszarach sklepy mogą funkcjonować.
Odgórnego zakazu nie ma też w Hiszpanii. Władze lokalne zazwyczaj jednak handlu zakazują - z wyjątkiem pierwszej niedzieli miesiąca oraz okresów przedświątecznych. Podobnie jest w Luksemburgu.
Są też kraje, w których sklepy mogą pracować wyłącznie w określonym zakresie. I tak we Francji otwarte mogą być tylko mniejsze obiekty. Supermarkety sprzedaż mogą prowadzić w dużych miastach - od godziny 9 do 13. Muszą sprzedawać produkty spożywcze.
W Belgii pracować mogą tylko małe placówki takie jak piekarnie i sklepy mięsne. Czynne są kilka godzin przed południem. W Anglii i Irlandii Północnej przez kilka godzin mogą pracować większe sklepy, największe zostają zamknięte. Ale już w Szkocji ograniczenia nie obowiązują. W Grecji pracować mogą też tylko małe sklepy. Duże mogą być otwarte przez kilka wskazanych przez władze niedziel.
Poza UE warto wymienić Szwajcarię, gdzie większość sklepów jest zamknięta w niedziele. Od tej reguły są wyjątki np. w okresie przedświątecznym. Pracować mogą też placówki na dworcu.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl. Współpraca: Katarzyna Kalus, Natalia Stępień, Paulina Master, Nina Budrewicz, Magda Żugier