- Taka jest propozycja ministerstwa rozwoju, pracy i technologii, aby w okresie pandemii przywrócić handel w niedziele - przyznał wicepremier Jarosław Gowin w programie "Tłit".
Zdaniem wicepremiera, tymczasowe zezwolenie na otwarcie sklepów w niedziele pomoże w rozładowaniu ruchu i tym samym przyczyni się do ograniczenia rozprzestrzeniania koronawirusa.
Na tę propozycję na razie nie zgadza się rząd. Stanowcze "nie" mówią też związkowcy.
Jak mówi w rozmowie z money.pl. Alfrad Bujara, szef handlowej "Solidarności", sklepy już mają problem z kadrami, bo pracownicy są na kwarantannach lub chorują.
Są też przeciążeni, bo część sklepów wydłużyła godziny pracy.
- Handel spożywczy pracuje w dzień i w nocy. Pracowników brakuje, bo mamy coraz więcej zakażeń, dochodzą do tego jeszcze urlopy opiekuńcze, bo zamknięto szkoły - mówi Bujara. - Nie wyobrażam sobie, aby pracownicy mieli teraz przyjść do pracy jeszcze w niedziele. To się skończy tragicznie.
Szef handlowej "Solidarności" zwraca też uwagę na fakt, że pomimo obostrzeń kolejek w sklepach nie ma.
- Nie ma szturmów na sklepy, jak to było w marcu, gdy trzeba było otwierać sklepy w nocy - mówi Bujara. - Nie ma żadnych przesłanek - ani ekonomicznych, ani epidemicznych - żeby sklepy w niedziele były otwarte.
"Solidarność" zapowiada, że będzie się domagać uregulowania prawnego otwierania sklepów w godzinach nocnych.
- Cała Europa zamknęła sklepy w godzinach nocno-wieczornych, a u nas są one otwarte do późnej nocy. A dzisiaj premier Gowin chce je otwierać jeszcze w niedziele - powiedział Alfred Bujara.