Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Marcin Walków
Marcin Walków
|

Zakaz sprzedaży aut spalinowych od 2035 r. Szef BMW w Polsce: stanie się to, co ze starszymi dieslami w Niemczech

274
Podziel się:

- Nie wszędzie auta elektryczne przyjmą się tak szybko i musimy być na to przygotowani - mówi Christian Haririan, szef BMW Group w Polsce, w rozmowie z money.pl. Konsekwencją unijnej dyrektywy Fit for 55 będzie m.in. zakaz sprzedaży aut spalinowych od 2035 r. - Osoby kupujące nowy samochód około 2030 r. będą się zastanawiać, jaką będzie miał wartość rezydualną za kilka lat, jaki będzie rynek zbytu - dodaje.

Zakaz sprzedaży aut spalinowych od 2035 r. Szef BMW w Polsce: stanie się to, co ze starszymi dieslami w Niemczech
Christian Haririan zarządza BMW Group w Polsce. W branży motoryzacyjnej pracuje ponad 30 lat (Materiały prasowe, BMW Group, Copyright Agnieszka Murak © All Rights Reserved)

Marcin Walków, money.pl: Parlament Europejski zagłosował za programem Fit for 55, czyli zakazem rejestracji nowych aut z silnikami spalinowymi od 2035 r. Niemiecki minister finansów zapowiadał sprzeciw. Jak na to patrzy BMW Group?

Christian Haririan, dyrektor generalny BMW Group w Polsce: Nie chcę komentować wypowiedzi polityków. Jako firma dokładamy starań, by wprowadzić na rynek szeroką ofertę zelektryfikowanych napędów we wszystkich seriach i przygotowujemy się na 2035 r. To wymaga szeregu inwestycji, włączając w to choćby sieć ładowarek przy salonach dealerskich. 

Otwarte pozostaje pytanie, czy w 2035 r. będziemy dysponować wystarczającymi zasobami litu do produkcji baterii, energii elektrycznej do ładowania samochodów i wreszcie infrastrukturą. W Niemczech, tak jak i w Polsce, nie każdy mieszka w domu z garażem, a nawet w nowoczesnych blokach nie każde miejsce postojowe ma własne gniazdko

Po 2035 r. BMW nadal będzie produkować samochody z tradycyjnymi silnikami, prawda? Świat nie kończy się na Unii Europejskiej. 

Rocznie sprzedajemy 2,2 mln samochodów do ponad 156 krajów. Każdy z rynków jest unikatowy, ma inne możliwości zapewnienia na przykład infrastruktury. Dlatego nie wszędzie auta elektryczne przyjmą się tak szybko i musimy być na to przygotowani. 

Skoro w Europie nie będzie można kupować nowych samochodów na benzynę czy diesla, a na świecie dalej będzie na nie popyt, jak to wpłynie na rynek samochodów używanych?

Stanie się to, co było widać w Niemczech, po wprowadzeniu zaostrzonych norm emisji spalin. Nie opłacało się już mieć starszego Diesla, dlatego samochody te trafiły na eksport, m.in. do Polski, ale nie tylko. Osoby kupujące nowy samochód około 2030 r. też będą się zastanawiać, jaką będzie miał wartość rezydualną za kilka lat, jaki będzie rynek zbytu. 

Myśli pan, że to może skłonić do przesiadki na "elektryka" nawet wcześniej? Szef Stellantisa w Polsce powiedział w wywiadzie dla money.pl, że to właśnie normy Euro 7 są powodem, dla którego część producentów chce wyprzedzić plany Komisji Europejskiej i w UE przejść na auta elektryczne wcześniej. Bo 7-8 lat to za krótko, by te potężne nakłady inwestycyjne na nowe, oszczędniejsze silniki zwróciły się. 

Nie wiemy jeszcze, jak będzie wyglądał rynek. Wiemy, że Komisja Europejska chce wprowadzić normę Euro 7 w okolicach 2027-2028 r. To ma wiele implikacji dla sektora motoryzacyjnego, bardzo kosztownych. Dotknie to przede wszystkim mniejsze silniki i mniejsze samochody. Ale tak, myślę, że te przemiany rzeczywiście mogą zajść szybciej. 

Co jeszcze, oprócz infrastruktury ładowania i niższej ceny, jest potrzebne by pobudzić popyt na "elektryki"?

Zmiana myślenia. Bo każda nowa technologia wymaga przystosowania się. Wielu z nas na co dzień porusza się głównie po mieście i okolicach, pokonując zaledwie kilkadziesiąt kilometrów dziennie. A mimo to nadal boją się aut elektrycznych i uważają, że dopiero znacznie większy zasięg będzie dla nich rozwiązaniem. Tymczasem dziś, statystycznemu posiadaczowi auta, nawet mniejsza bateria pozwala spokojnie na codzienną jazdę przez trzy do pięciu dni na jednym ładowaniu. 

A może wodór zamiast baterii?

Oczywiście, pracujemy nad tą technologią, jednak to dla nas projekt w perspektywie długoterminowej. W tym roku na rynku pojawi się krótka seria produkcyjna modelu X5 z wodorowymi ogniwami paliwowymi, przeznaczona do testów. W szerszej perspektywie patrząc, istotne jest, aby do produkcji samochodów zeroemisyjnych służyła zielona energia. W naszych zakładach już niemal 100 proc. energii pozyskujemy z OZE. W Lipsku jest to energia z farm wiatrowych, w Dingolfing - z elektrowni wodnej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Greenpact - rozmowa z Filipem Bittnerem

Dotknął pan tego, że nie można mówić o elektromobilności w oderwaniu od transformacji energetycznej całej gospodarki. 

Dokładnie tak. Nasze gospodarki przez lata korzystały z rosyjskiego gazu i ropy naftowej, bo były tanie. Po wybuchu wojny w Ukrainie sytuacja geopolityczna się zmieniła. Zapotrzebowanie na energię nie spada, a wręcz przeciwnie. To jest moment na dyskusję o tym, jak przyspieszyć transformację energetyczną. Również z perspektywy rynku samochodowego korzystne byłoby, aby do 2035 r. przygotowywać się, instalując na przykład fotowoltaikę, która posłuży m.in. do ładowania auta. 

Niemcy odchodzą od węgla i atomu, zmierzając w stronę energii słonecznej, wiatrowej i geotermalnej. Głównym konsumentem gazu jest z kolei przemysł, na przykład huty szkła. 

Dlatego gdy mówimy o elektromobilności, to owszem, część spraw jest w naszych rękach i nad nimi pracujemy. Ale są też sprawy w rękach rządzących, całego przemysłu i samych konsumentów. To wszystko musi iść w parze. 

Austria, gdzie osiągnięto już 50-proc. udział aut elektrycznych w liczbie nowych rejestracji, stosuje różnice w opodatkowaniu. Kto korzysta z auta służbowego, płaci za to podatek. I o wiele bardziej opłaca się mieć auto elektryczne lub hybrydę plug-in niż samochód z konwencjonalnym napędem. To właśnie pcha rynek do przodu i go rozwija. 

W Polsce działa program dopłat do zakupu aut elektrycznych. Pańskim zdaniem to dobry pomysł i powinien być jeszcze kontynuowany?

Tak, to dobra droga. Jesteśmy jeszcze na takim etapie transformacji, że trzeba pomagać konsumentom i ich zachęcać do zmiany myślenia, także dopłatami. Niedostatki w infrastrukturze ładowania sprawiają, że jeżdżąc "elektrykiem" dalej, trzeba poświęcić dziś trochę więcej czasu na planowanie podróży. Idea takich dopłat niejako "w zamian" za ten wysiłek, jest jak najbardziej słuszna. 

Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl 

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(274)
WYRÓŻNIONE
piotr
2 lata temu
Tylko dyletanci moga namawiac na ten elektryczny syf. Krotkie wyliczenie energetyka pozej .podane liczby sa i tak skrajnie zanizone W polsce jest dokladnie 35 mln samichodow gdyby bylo tylko 10 mln elektrycznych to do ich ladowania potrzeba dodatkowo minimum 50 tys MV mocy. Cala moc polskich elektrowni to 48 tys MV . Czyli tylko co 4 rodzina ma samichod a potrzeba podwoic moc ekektrowni i podwoic siec do przeslania tej mocy. Zadanie calkowicie niewykonalne z tysiaca powodow .To jest akcja zeby ludzi pozbawic samochodow czyli wolnosci. UE zamienia sie w komunistyczny Gulag
WEF Future
2 lata temu
Ogromne ceny i abonament na wszystko dla plebsu. Chce auto ? wypożycz. Chcesz się ubrać ? Wypożycz. Chcesz żyć samodzielnie ?. Nie wolno Ci bez naszej zgody, a jak będziesz bardzo chciał to Cię odetniemy od pieniędzy, a zapłać nielegalną gotówką to Cię zniszczymy. Masz niczego nie posiadać i wmówimy Ci, że jesteś szczęśliwy, że to dla Twojego dobra, bezpieczeństwa i wolności. Fakty dla ogarniętych, nie dla tych spod kamienia.
Daria
2 lata temu
słowo żałosne to milion razy za mało. Już widzę jak polskie Kraby jeżdżą na elektrycznych silnikach, jak niemieckie czołgi i ich samoloty we Flocie Lufthansy latają na elektrycznych silnikach. Już widzę jak Kowalski jedzie na wczasy do Chorwacji 1600 km i w drodze musi 5 razy zatrzymywać się na 5 x 3 godziny na naładowanie akumulatorów i oczywiście ze szkodą dla tych akumulatorów bo wiadomo, że bezpieczny prąd ładowania to 1/10 - 1/20 pojemności - czyli nocka na każde ładowanie jeśli nie chcemy zanieczyszczać nadmiarowo środowiska niewłaściwym obchodzeniem się z akumulatorami. To wszystko co media i EU gada to jakiś absurd dla ludzi bez piątej klepki. A co najważniejsze żeby naładować akumulator elektrycznego samochodu do prąd trzeba wyprodukować z węgla kamiennego. bo chyba nie z ruskiego gazu no chyba że ktoś będzie czekał na wiatraki aż zacznie wiać sprzyjający wiatr i Niemcy zgodzą się dostarczyć nam i serwisować za grube miliony euro swoja technologię wiatrakową która jest 10 razy droższa niż energia z węgla ... no i oczywiście trzeba na wiatr poczekać
NAJNOWSZE KOMENTARZE (274)
Jakubek
3 miesiące temu
Elektryki są bardzo drogie. Po kilku latach jak zużyją się baterie to kompletny złom który trzeba utylizować a przy utylizacji powstaje cała masa paskudnych plastikowych i gumowych śmieci z którymi nie wiadomo co zrobić dlatego tak często palą się różne składowiska najczęściej nad ranem w niedzielę. Kiedyś oglądałem program jak Kubańczycy jeżdżą amerykańskimi cadilakami z lat sześćdziesiątych. Jak dalej będą realizowane durne pomysły polityków z UE to zabrniemy w ślepą uliczkę z której wyjście będzie bardzo kosztowne.
Świat
3 miesiące temu
się śmieje z durnych ludzi w Europie. Łyknęli trochę wiedzy, pieniędzy i chcą zbawiać świat walcząc z prawami przyrody, bolszewicy im przyklaskują widząc jak niszczą społeczeństwo co jest zgodne z ich celem, jednym słowem Atlantyda. Czuwaj.
EMERYT
3 miesiące temu
A JA MYŚLĘ ZE CAŁA EUROPA TO ŚLAD WĘGLOWY TYLKO 0,7 CZY MY MAMY SZANSE JAK INNI NIE WPROWADZAJĄ ZIELONEJ ENERGI COS MI TU NIE GRA TO GROZI KOMPLETNA KLAPA
sdy
3 miesiące temu
Produkt pod marka BMW jest bardzo atrakcyjny dla wiejskiego elektoratu przybyłego do miast trzy lub cztery dekady wcześniej .A jego najnowsze produkty bardziej nadaja sie do Chin i Afryki z uwagi na ilośc chromów
romano
3 miesiące temu
Chińczycy za 10 lat załatwia wszystkich europejskich producentów samochodów cena jakością i nowoczesnymi technologiami .EUROPA BĘDZIE RATOWAĆ SWÓJ PRZEMYSŁ SAMOCHODOWY w tym niemiecki CŁAMI . Ale to bron obosieczna biorąc pod uwagę skale produkcji europejskich marek i liczne fabryki w Chinach . Już dziś żeby nie cła to chiński konkurent BMW X3 czy Tiguana kosztował by połowe tej ceny co te dwa europejskie produkty. Nie mówiąc o elektrykach których sprzedaz w Europie spada na łeb bo ich ceny nie odzwierciedlaja kosztów ich produkcji dklatego sa idiotycznie drogie .
...
Następna strona