Pandemia koronawirusa i kryzys gospodarczy nią wywołany miały sprawić, że mieszkania stanieją. Nic z tych rzeczy. Ceny idą w górę.
W przypadku dóbr i usług konsumpcyjnych problem drożyzny rząd stara się bagatelizować, wskazując na fakt, że przeciętne zarobki rosną jeszcze szybciej. Tym samym siła nabywcza i tak jest coraz większa.
Tego samego nie można powiedzieć o cenach mieszkań. A to najpoważniejszy zakup w życiu większości Polaków, na który i tak często nie mogą sobie pozwolić z własnych oszczędności, tylko muszą brać kredyty.
Mogłoby się wydawać, że z biegiem lat rośnie zamożność i będzie łatwiej zarobić na mieszkanie. Okazuje się jednak, że jest odwrotnie. Jak pokazuje ostatni raport NBP, od kilku lat spada dostępność mieszkań za przeciętne wynagrodzenie.
"Pomimo trudniejszej sytuacji na rynku pracy spowodowanej wybuchem pandemii, odnotowano wzrost (rok do roku) wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw. Dynamika ich wzrostu w miastach wojewódzkich była jednak niższa niż wzrost cen mieszkań na tych rynkach, co wpłynęło na pogorszenie wskaźników dostępności lokali mieszkalnych, informujących o liczbie metrów kwadratowych, jaką można kupić za przeciętne miesięczne wynagrodzenie" - wskazują eksperci NBP.
Na powyższych wykresach widać, że przeznaczając całe jednomiesięczne wynagrodzenie przeciętnego Kowalskiego na zakup mieszkania, będzie go stać na 0,7-0,9 metra kwadratowego. Oczywiście zależy to od miasta wojewódzkiego. W największych jest o to trudniej.
Od 2006 roku do lat 2013-2017 (w zależności od miasta) ta dostępność mieszkań rosła, bo zarobki zwiększały się szybciej niż ceny mieszkań. Za czasów obecnego rządu tamta tendencja się odwróciła i ta relacja się pogarsza.
Własne M? Długie lata oszczędzania
Nasuwa się więc pytanie: ile potrzeba miesięcznych pensji, żeby mieć równowartość ceny standardowego mieszkania w konkretnym mieście? Z wyliczeń money.pl wynika, że w Warszawie na typowe mieszkanie (59 metrów kwadratowych) warte u dewelopera (rynek pierwotny) około 630 tys. zł trzeba odkładać 154 miesiące (prawie 13 lat). Przy założeniu średniej krajowej netto.
Długie lata wyrzeczeń czekają też mieszkańców Trójmiasta czy Wrocławia, gdzie przeciętne mieszkania (odpowiednio 59 i 68 metrów kwadratowych) kosztują około 577 tys. zł. A na taką kwotę składa się 141-krotność przeciętnego wynagrodzenia w kraju (blisko 4100 zł na rękę).
Prawie o połowę krócej oszczędzać muszą mieszkańcy Łodzi czy Kielc. Tam najłatwiej o własne M. Przy zarobkach na poziomie średniej krajowej mowa o blisko 7 latach. Przeciętnie w kraju wychodzi około 8-9 lat.
To teoria. Trudno jednak zakładać, by w rzeczywistości można było całe wynagrodzenie odkładać z myślą o kupnie mieszkania. I to przez lata. Dlatego dla naszych wyliczeń przyjęliśmy też wersję, że Kowalski ze swojej comiesięcznej pensji oszczędza po 1000 zł. Przy takim założeniu okazuje się, że z zakupem mieszkania w Warszawie trzeba poczekać... 52 lata.
Jednocześnie, w województwach, gdzie mieszkania są stosunkowo najtańsze, to oczekiwanie byłoby krótsze, ale ciągle mowa o co najmniej 30 latach oszczędzania.
Perspektywa dewelopera
Ceny mieszkań ciągle rosną. Ręce zacierają deweloperzy, którzy mogą pochwalić się coraz większymi marżami i zyskami. Jednym z największych graczy w Polsce jest grupa Echo Investment, która niedawno przejęła innego rynkowego gracza Archicom.
Zapytaliśmy prezesa Nicklasa Lindberga, czy spółka dostrzega oznaki spadku popytu na mieszkania przez to, że nie wszystkich chętnych stać na zakup coraz droższych mieszkań. Wskazał, że nie brakuje na rynku klientów, którzy są gotowi płacić za własne M coraz więcej.
Czytaj więcej: Satelity pokazały, jak "rozlewają" się polskie miasta. Nowe granice wyrównałyby dochody
- Nie jest naszym celem, aby za wszelką cenę sprzedawać jak najwięcej mieszkań. Musimy mieć odpowiedni zysk. To jest nasz główny cel. W tym roku celujemy, że będzie to około 3 tys. lokali. I na wszystkich chcemy bronić naszych solidnych marż - podkreślał Lindberg, podsumowując wyniki za pierwsze półrocze, kreśląc plany na drugą część roku.
Prezes przyznał, że Echo Investment i Archicom podniosły wyraźnie ceny i przełożyło się to na wyraźny spadek sprzedaży. Wierzy jednak, że z perspektywy dewelopera jest to znacznie korzystniejsze.
Co dalej z cenami mieszkań na rynku? Lindberg nie ma wątpliwości, że będą dalej rosły.