Wszystkie pięć osób na pokładzie łodzi podwodnej Titan zginęło - poinformowała w czwartek firma OceanGate w oświadczeniu. W pobliżu wraku Titanica znaleziono części Titana. Wykryto je ok. 500 metrów od wraku Titanica dzięki zdalnie sterowanemu pojazdowi podwodnemu.
Szczątki dowodzą, że mieliśmy do czynienia z katastrofalną implozją tej łodzi - poinformowano na konferencji prasowej amerykańskiej straży przybrzeżnej w czwartek wieczorem polskiego czasu.
Eksperci Straży Wybrzeża USA stwierdzili, że mało prawdopodobne jest, by do implozji łodzi doszło w wyniku zderzenia z wrakiem Titanica.
OceanGate: załoga nie żyje
"Uważamy, że nasz dyrektor wykonawczy Stockton Rush, Shahzada Dawood i jego syn Suleman, Hamish Harding i Paul-Henry Nargeolet niestety zginęli" - przekazała firma odpowiedzialna za rejs na miejsce wraku Titanica.
Brytyjski miliarder i podróżnik Hamish Harding prowadził biznesy w branży lotniczej, był znanym odkrywcą i poszukiwaczem przygód. Przedsiębiorca odbył komercyjny lot w kosmos, dzierżył też trzy rekordy Guinnessa, w tym za najdłuższy czas spędzony w najgłębszym miejscu światowych oceanów - Rowie Mariańskim, wielokrotnie podróżował też na biegun południowy.
Paul-Henry Nargeolet był francuskim nurkiem. Był także jednym z największych światowych ekspertów w kwestii katastrofy Titanica, spędził we francuskiej flocie wojennej 25 lat.
Shahzada Dawood i jego syn Suleman pochodzili z jednej z najbogatszych pakistańskich rodzin. Stockton Rush był współzałożycielem OceanGate.
Mała komercyjna łódź podwodna firmy OceanGate poszukiwana była od niedzieli, kiedy straciła łączność 105 minut po rozpoczęciu 4-kilometrowej podróży na dno Atlantyku, by zwiedzić wrak Titanica.
Akcja ratownicza była wyjątkowo trudna
Łódź Titan wyruszyła na spotkanie z wrakiem Titanica 18 czerwca. Kilka godzin później kontakt z załogą się urwał. Początkowo nadzieję uczestników akcji ratowniczej budziło regularne stukanie, które dochodziło z głębin Oceanu Atlantyckiego. Źródła odgłosów wówczas nie zlokalizowano.
Eksperci nie dawali jednak wielkich nadziei na to, że zaginioną załogę uda się uratować. - Skala trudności tej ratowniczej operacji jest porównywalna z lotami w kosmos - komentował w rozmowie z Wiadomościami WP komandor Tomasz Witkiewicz, były dowódca ORP "Sęp".