Wybory korespondencyjne, które miały odbyć się 10 maja, przeprowadzić miała Poczta Polska nadzorowana przez resort aktywów państwowych Jacka Sasina. Skąd zatem pojawia się wątek Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji?
"Gazeta Wyborcza" wyjaśnia, że w decyzji z 16 kwietnia premier Mateusz Morawiecki wyznaczył poczcie zadanie roznoszenia i odbierania pakietów wyborczych. Do podpisania umowy na ich druk z Polską Wytwórnią Papierów Wartościowych szef rządu natomiast wyznaczył MSWiA - nadzorujące PWPW.
Resort kierowany przez Mariusza Kamińskiego nie miał jednak nic wspólnego z wyborami kopertowymi, o czym przekonywał w liście do rzecznika praw obywatelskich Maciej Wąsik.
Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar chciał dowiedzieć się, jaka rola przypadła MSWiA w organizacji majowego głosowania. Wiceminister Wąsik wytłumaczył, że w zasobach resortu próżno szukać dokumentu zlecającego PWPW druk kart wyborczych.
Dalej wyjaśniał, że chociaż ministerstwo było gotowe spełnić polecenie Morawieckiego, to jednak wydrukowanie pakietów Wytwórni zleciła... Poczta Polska. Wskazał nawet datę - miało to nastąpić 20 kwietnia.
Dlatego też MSWiA nie zleciło PWPW druku w trosce o publiczne pieniądze - wyjaśniał w piśmie do RPO Wąsik. Z przytoczonego przez "GW" listu wynika, że dublowanie zamówień "prowadziłoby do konfuzji i byłoby de facto działaniem niegospodarnym". Wiceminister przekonywał również, że PWPW była podwykonawcą Poczty Polskiej.
Właśnie na te dwie ostatnie informacje zareagował operator pocztowy. "Nie jest prawdą, jakoby Spółka zlecała Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych druk kart wyborczych" - napisała do "Wyborczej" Justyna Siwek, rzeczniczka prasowa poczty.
Siwek w piśmie wskazuje, że Poczta Polska - zgodnie z poleceniem premiera - miała skompletować pakiety wyborcze. Dlatego też kontakt między operatorem a PWPW ograniczył się do aspektów technicznych, takich jak "wskazania, gdzie należy dostarczyć wydrukowane elementy i sposobu ich przygotowania".
Maciej Wąsik, zapytany przez "GW" o doniesienia płynące ze strony "Poczty Polskiej", nie zdecydował się do nich odnieść na gorąco.
Wybory, które się ostatecznie nie odbyły, kosztowały Pocztę Polską przeszło 70 mln złotych. Teraz spółka domaga się zwrotu tych środków od Skarbu Państwa.