- Na podstawie próbek pobranych na granicy Białorusi i Polski wynika, że ropa złej jakości (z Rosji - red.) już trafiła na terytorium Unii Europejskiej. Mamy również informacje operacyjne, że ropa o zmienionej charakterystyce znajduje się też na Ukrainie - powiedział wiceprezes białoruskiego koncernu Biełnaftachim Uładzimir Sizow.
Według władz białoruskich ropociągów, zawartość chlorków organicznych w ropie przekroczyła dopuszczalne normy 20-30 krotnie, a w niektórych próbkach nawet stukrotnie. Te związki przyśpieszają korozję i mogą niszczyć kosztowne instalacje rafineryjne.
Biełnaftachim poinformował Rosjan o problemie już 19 kwietnia, czyli jak tylko zorientował się, że taki surowiec trafia rurociągiem Przyjaźń do rafinerii w Mozyrzu. W efekcie doszło tam do korozji i awarii niektórych urządzeń. Zdemontowano je do remontu.
Zobacz też: "Białorusini coraz chętniej przyjeżdżają szukać pracy w Polsce"
Strona rosyjska, czyli Transnieft przyznał, że doszło do obniżenia jakości przesyłanego surowca. Tłumaczy się to problemami technicznymi w rejonie Samary, półtora tysiąca kilometrów od granicy z Białorusią.
Operator rurociągów na Białorusi, Biełnaftachim zamierza domagać się rekompensaty od rosyjskiego Transnieftu.
Co z cenami na stacjach?
Władze drugiej rafinerii - w Nowopołocku - informowały we wtorek, że ropa gorszej jakości jeszcze do nich nie dotarła. Już we wtorek Białoruska Kompania Naftowa wstrzymała czasowo eksport produktów do Polski. A w ubiegłym roku Białoruś dostarczała do Polski 12 proc. naszego importu oleju napędowego.
W ostatnich miesiącach właśnie olej napędowy był dużo droższy od benzyny. W całej Europie był niedostatek podaży tego akurat paliwa. Nowa sytuacja mogłaby utrudnić obserwowane ostatnio wyrównywanie cen.
- Obecnie różnica w cenach hurtowych benzyny i oleju jest niewielka, za sprawą znaczącego wzrostu cen benzyn w ostatnich kilku tygodniach. Przed świętami z kolei po raz pierwszy od 6 miesięcy ceny benzyny bezołowiowej 95 na stacjach osiągnęły poziom wyższy od oleju napędowego. Ewentualne przerwy w dostawach diesla z Białorusi nie muszą oznaczać znaczącego wzrostu cen na stacjach, chyba że sytuacja globalna na rynku ropy naftowej nie ustabilizuje się - informuje Urszula Cieślak, analityk BM Reflex.
- Póki co nie widzimy na rynku krajowym reakcji na ograniczenie importu paliw z Białorusi. To nie jest to jedyny czynnik, który wpływa u nas na ceny paliw - podkreśla.
- W krótkim okresie nie powinno to spowodować niczego złego. Dłuższe ograniczenie dostaw diesla z Białorusi, wymusi większe dostawy z innych kierunków i one mogą być droższe - ocenia Urszula Cieślak.
Integracja ZBiRu
Rosyjskie ministerstwo energetyki, na które powołała się agencja Interfax, poinformowało, że problem nie jest związany z kwestiami omawianymi z partnerami białoruskimi w dziedzinie średnio- i długoterminowych relacji w sferze naftowo-gazowej". Chodzi o naciski na Białoruś w kwestii dalszej integracji z Rosją. Aleksander Łukaszenka dotąd umiejętnie lawirował, ale teraz Władimir Putin zwiększył ciśnienie.
Straszakiem Moskwy jest urynkowienie cen ropy dla Białorusi. Podnosi podatek dla przedsiębiorstw eksportujących ropę naftową.
Dla białoruskiego budżetu tania ropa to kwestia być, albo nie być, gdyż zarabia on głównie na reeksporcie przetworzonej w białoruskich rafineriach ropy i jej produktów pochodnych. Wzrost cen ma kosztować Białoruś w tym roku 380 mln dol. Putin oferuje preferencje, ale wymaga ograniczenia na swoją rzecz suwerenności Białorusi, czyli zacieśnienia tzw. ZBiRu, tj. Związku Białorusi i Rosji.
Problemy z brudną ropą" mogą mieć wszystkie rafinerie, które pobierają surowiec ropociągiem Przyjaźń. Przesyłana jest nim jedna czwarta eksportowanej z Rosji ropy.
Według deklaracji Rosjan czysta ropa na Białoruś trafi za mniej więcej dziesięć dni, czyli dopiero na początku maja. Jeszcze później powinna trafić do Polski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl