4 maja tylko na Lotnisku Chopina i w Modlinie potrzebne były aż cztery interwencje na pokładach samolotów. W pierwszych trzech przypadkach chodziło o pasażerów awanturujących się pod wpływem alkoholu. "Czwarta interwencja [tego dnia - przyp. red.] była spowodowana nieodpowiedzialnym zachowaniem obywatelki Polski, która oświadczyła, że ma w bagażu bombę" - czytamy w komunikacie.
W tym roku wcale nie trzeba było długo czekać na pierwsze ekscesy. Już 1 stycznia pijany pasażer zakłócił przebieg rejsu z Wilna do Londynu i samolot musiał lądować w Poznaniu. 50-letni Litwin został wyprowadzony z pokładu przez straż graniczną. We krwi miał 1,5 promila. Niespełna miesiąc później na pokładzie Boeinga 787 Dreamliner LOT-u lecącego do Warszawy pijany pasażer "zdjął majtki i spodnie w bufecie" i "oddał mocz na wewnętrzne drzwi samolotu". Trafił nie tylko w ręce funkcjonariuszy, ale i na czarną listę przewoźnika.
I można iść o zakład, że takich historii będzie więcej. Bo największy ruch pasażerski jest w sezonie letnim. A ten się dopiero rozkręca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rośnie ruch, rośnie liczba interwencji
Jak wynika z danych Straży Granicznej dla money.pl, tylko w pierwszych trzech miesiącach tego roku funkcjonariusze interweniowali 30 razy na pokładach samolotów i 19 razy na terenie lotnisk w Polsce. W całym 2022 r. takich interwencji było 333, z czego 228 na pokładach samolotów. Zakończyły się to 147 mandatami na łączną kwotę 58 tys. 510 zł. Bilans 32 mandatów z pierwszych trzech miesięcy sięgnął 17 tys. 100 zł.
Oddzielny problem to bagaże pozostawione bez opieki na lotniskach. Każdy z nich traktowany jest jako potencjalne zagrożenie terrorystyczne. W 2022 r. takich interwencji było 558, z czego 170 zakończyło się mandatami na łączną kwotę 46 tys. 270 zł. W pierwszych trzech miesiącach tego roku interwencje były 104. W 35 przypadkach zakończyły się mandatami na łączną kwotę 9050 zł.
Dość powiedzieć, że w 2019 r. Straż Graniczna na pokładach samolotów w Polsce interweniowała 113 razy, a rok później - w 149 przypadkach. I to mimo że z powodu pandemii COVID-19 ruch skurczył się drastycznie. To wtedy Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego UE (EASA) ostrzegała, że statystycznie co trzy godziny w Unii Europejskiej jakiś lot był zakłócany przez pasażera. Średnio raz w miesiącu sytuacja kończyła się awaryjnym lądowaniem.
"Mam w bagażu bombę". Ten żart nikogo nie rozśmieszy
Straż Graniczna ostrzega, że granica jest cienka. Część incydentów to wykroczenie, ale inne będą już przestępstwem. Strażnicy mówią nam, że niekiedy historia zaczyna się od niewinnej sprzeczki między pasażerami, a kończy na znieważeniu interweniujących funkcjonariuszy i zarzutach karnych. Innym razem, zaplanowany wcześniej urlop może się zakończyć, zanim się zacznie - wyprowadzeniem przez funkcjonariuszy z lotniska.
- Ani stres, ani dobra zabawa podróżnych nie usprawiedliwiają działań powodujących zagrożenie bezpieczeństwa lotów, czy naruszenie porządku publicznego. Dlatego też, funkcjonariusze SG, pomimo że są ludźmi i znają się na żartach, za każdym razem w takiej sytuacji interweniują na podstawie i w granicach prawa - ostrzega mjr SG Dorota Kądziołka, rzeczniczka komendanta Karpackiego Oddziału Straży Granicznej.
Co jest najczęstszym powodem interwencji "panów w kominiarkach" na pokładach samolotów? Jak się okazuje, są to:
- niewykonanie poleceń kapitana samolotu, związanych z porządkiem na pokładzie,
- utrudnianie personelowi pokładowemu pracy podczas rejsu,
- uprzykrzanie współpasażerom podróży,
- upojenie alkoholowe,
- palenie papierosów,
- bójka między kolegami,
- awantura lub kłótnia małżeńska.
Głównym winowajcą lub raczej wspólnym mianownikiem tych wszystkich niewłaściwych zachowań zazwyczaj jest alkohol. Za tego typu zdarzenia, naruszające art. 210 ust. 1 pkt. 9 ustawy Prawo lotnicze, grozi mandat w wysokości 500 zł - dodaje kpt. SG Dagmara Bielec, rzecznik prasowy komendanta Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Ale za niektóre zachowania kara może być bardziej dotkliwa, wynikająca z kodeksu wykroczeń. - Jeśli pasażer podejmuje się głupich i nieprzemyślanych żartów w stylu "mam w bagażu bombę", albo "samolot zaraz wybuchnie", to jego podróż może zakończyć wszczęciem postępowania wraz z nałożeniem sankcji w postaci kary aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 zł. A ze strony przewoźnika jeszcze przed wylotem wycofaniem z rejsu, albo trafieniem na tzw. czarną listę pasażerów danej linii lotniczej - mówi money.pl kpt. Darmara Bielec.
Jeśli w grę wchodzi przemoc fizyczna lub choćby werbalna, to - ostrzega nasza rozmówczyni - mamy do czynienia z przestępstwem. - Naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do trzech lat. Z kolei za znieważenie funkcjonariusza publicznego może być ukarana grzywną, ograniczeniem wolności albo pozbawieniem wolności do roku - dodaje.
Fałszywe zawiadomienie o podłożonym ładunku wybuchowym zagrożone jest karą nawet do 8 lat pozbawienia wolności.
"Nie mam z tym problemu". Kiedy kapitan usunie pasażera z rejsu?
Dominik Punda, kapitan w liniach lotniczych, instruktor i ekspert lotniczy, przyznaje, że pasażerowie bywają za bardzo rozluźnieni podczas rejsów. - Rozumiem, że ktoś leci na wakacje, może trochę głośniej się zachowywać, bo tak bywa - powiedział w programie Money.pl. Wtedy to personel pokładowy może podejść i zwrócić uwagę, np. na zbyt głośne zachowanie. Wówczas wszystko zależy od reakcji.
Jeżeli towarzystwo mówi "tak, przepraszamy", to nie ma tematu. Jeśli zaczynają się różne, dziwne dyskusje, to jest pierwszy sygnał, zgłoszenie do kokpitu i się zastanawiamy. Decyzja zawsze będzie podjęta tak, aby chronić naszych pasażerów. Nie mam problemu z tym, żeby usunąć pięć osób, które wprowadzają dyskomfort reszcie pasażerów, których jest 200. Bo ta sytuacja może eskalować, a tego chcemy uniknąć - stwierdził.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl