Dodatkowy zasiłek opiekuńczy, który został wprowadzony specustawą covidową, zakłada wsparcie finansowe dla rodziców, którzy nie mogą przez epidemię posłać swoich dzieci do szkół i przedszkoli. Pieniądze przysługują objętym ubezpieczeniem chorobowym rodzicom bądź opiekunom dzieci do ósmego roku życia.
Wprawdzie szefowa MRPiPS Marlena Maląg chwali się, że pieniądze są sukcesywnie wypłacane, do tego – jak poinformowano w czwartek – świadczenie zostanie przedłużone do 26 lipca, to okazuje się, że wciąż wielu rodziców nie może doczekać się środków, i to od wielu miesięcy. Jedną z takich osób jest pani Agnieszka z Wrocławia, która poprzez platformę #dziejesie poprosiła nas o nagłośnienie swojej historii.
- Tarcze antykryzysowe były wprowadzane jedna po drugiej, aby zapewnić bezpieczeństwo pracowników i przedsiębiorców. O ile przedsiębiorcy otrzymywali przelewy w trybie natychmiastowym, to pracownicy na etacie nie doczekali się świadczeń do dzisiejszego dnia – pisze nasza czytelniczka.
- Mam trzyletniego syna, którego samodzielnie wychowuję. Od 20 marca do 28 czerwca przebywałam na zasiłku opiekuńczym z powodu zamkniętego przedszkola. Państwo obiecało zasiłki w wysokości 80 proc. zarobków z ostatnich dwunastu miesięcy. Zasiłek otrzymałam do 10 kwietnia włącznie, a na pytanie, co z pozostałą kwotą, nikt nie odpowiada – dodaje.
Nasza rozmówczyni wskazuje, że przez to, że od trzech miesięcy nie otrzymała żadnych świadczeń, musiała wziąć kredyt na bieżące wydatki. Podkreśla również, że kontaktowała się z wrocławskim oddziałem ZUS-u. Jednak – jak twierdzi – nie uzyskała odpowiedzi na pytania przesłane poprzez portal zusowski.
Poprosiliśmy o komentarz ZUS. Nasze pytania zostały odesłane do oddziału na Dolnym Śląsku. W odpowiedzi przedstawiciele instytucji przyznali, że są opóźnienia w wypłatach pieniędzy.
- Nie wynika ono z naszej złej woli, ale tego, że jak chyba każda placówka ZUS, jesteśmy wręcz „zalewani” kolejnymi wnioskami o dodatkowy zasiłek opiekuńczy. Każde przedłużenie zasiłku sprawia, że masowo wpływają do nas nowe wnioski - tłumaczy money.pl rzeczniczka dolnośląskiego oddziału ZUS Iwona Kowalska - Matis.
- Tylko w ciągu trzech pierwszych miesięcy pandemii do oddziałów ZUS na Dolnym Śląsku wpłynęło ponad 60 tys. wniosków o dodatkowy zasiłek opiekuńczy. To tyle ile zwykle mamy w ciągu dwóch lat. Ta liczba pokazuje ogrom dodatkowej pracy, jaką codziennie wykonują nasi pracownicy, a przecież w tym samym czasie rozpatrują także wnioski o wypłatę innych zasiłków np. chorobowych, macierzyńskich czy wypadkowych - dodaje.
Do czerwca rodzicom, którzy korzystają z dodatkowego zasiłku opiekuńczego, dolnośląski ZUS wypłacił ponad 20 mln złotych. Rzeczniczka wskazuje też na błędy we wnioskach. Wiele z nich jest niepoprawnie wypełnionych lub nie ma załączników od pracodawcy (Z-3 lub Z-3a) potwierdzających, że pracownik podlega ubezpieczeniu chorobowemu. To powoduję, że ZUS musi kontaktować się z wnioskodawcą lub pracodawcą, i prosić o korektę.
- Błędy i niekompletne wnioski to nasz największy problem, który powoduje opóźnienie w wypłacie. Dla nas jest to ogromna ilość całkowicie dodatkowych wniosków, które muszą być rozpatrzone, a proszę pamiętać, że nasi pracownicy też mają małe dzieci i część z nich została z nimi w domu. To oznacza, że pracujemy w okrojonym składzie, a przecież musimy na bieżąco wypłacać także inne zasiłki - wskazuje Iwona Kowalska - Matis.
Oskar Sobolewski, ekspert Instytut Emerytalnego, zwraca uwagę, że część oddziałów sprawnie wypłaca środki. Są też oczywiście takie, w których zdarzają się zatory.
- Należy również pamiętać, że w okresie kampanii wyborczej władza będzie się chwaliła sprawnym działaniem systemu. Nikt nie wspomni o wielu opóźnieniach. Warto również zauważyć, że zasiłek nadal jest wypłacany pomimo tego, że już od dwóch tygodni mamy wakacje, a w czwartek, pomimo innych zapowiedzi minister o poranku, został przedłużony do 26 lipca. To powoduje, że kolejne nowe wnioski stworzą dodatkową kolejkę. Patrząc na kalendarz wyborczy, to już zapewne ostatnie tygodnie, kiedy zasiłek będzie można otrzymać - wyjaśnia ekspert.
Samorządy mogą otwierać żłobki i przedszkola od maja. Jednak większość rodziców zdecydowała, że ich dzieci pozostaną w domu. Pani Agnieszka dojrzała do tego, aby posłać syna do przedszkola. A właściwie zmusiła ją do tego sytuacja. - Na szczęście od połowy lipca wracam do pracy. Ale nie zmienia to faktu, że pieniądze z ZUS-u są jak Yeti, wszyscy wiedzą, że są, ale nikt ich nie widział – puentuje nasza rozmówczyni.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl