Jak informuje "Rzeczpospolita", wyrok dotyczył sprawy z jednej z gmin pod Kielcami.
Historia wyglądała następująco: kobieta wielokrotnie zwracała się do Powiatowego Urzędu Pracy z wnioskami o udzielenie informacji publicznej. Ostatni dotyczył udostępnienia listy obecności dyrektora, jego zastępcy i głównego księgowego oraz ewidencji wyjść służbowych i prywatnych.
Dyrektor odmówił, twierdząc, że to chęć szykanowania pracowników urzędu. Skąd taki wniosek? Otóż kobieta złożyła już 17 wniosków, a zaczęła tuż po tym, jak dyrektor rozwiązał z jej matką umowę o refundacji kosztów wyposażenia stanowisk pracy.
Obejrzyj: Podatek handlowy? Nie łudźmy się: będzie drożej
Kobieta nie mogła się z tym pogodzić, więc złożyła skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten jednak wziął stronę urzędu.
Zdaniem sądu taki wniosek "nie służy jakiemukolwiek dobru powszechnemu, nie prowadzi do poprawy funkcjonowania urzędu, ale ma stanowić dla niego dokuczliwość".
Problem w tym, że taki wyrok nie ma żadnego odzwierciedlenia w przepisach prawa. To znaczy - żadna ustawa nie reguluje tego, że wnioski o informacje publiczną mogą być dokuczliwe i w takim przypadku mogą pozostać bez rozpoznania.
Nie ulega jednak wątpliwości, że wykorzystywanie dostępu do informacji publicznej jako narzędzia do celów prywatnych budzi spore kontrowersje.
Eksperci przepytani przez "Rz" zwracają uwagę, że może warto zająć się zmianą w przepisach, które tego typu wyroki mogłyby sankcjonować.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl