Politycy Koalicji Obywatelskiej ruszyli do instytucji zajmujących się monitoringiem i zarządzaniem zasobami wodnymi w kraju. Posłowie skontrolowali łącznie kilkadziesiąt podmiotów i instytucji państwowych, w tym osiem centralnych.
Katarzyna Lubnauer podkreślała, że Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) nie mogło wysłać ostrzeżenia osobom mieszkającym w bliskości Odry, gdyż nie otrzymywało informacji, że zagrożenie występuje. Działo się tak mimo faktu, że niepokojące informacje o stanie rzeki państwowe instytucje miały już otrzymywać już na przełomie lipca i sierpnia, a Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (GIOŚ) już 3 sierpnia miał wysłać w tej sprawie ostrzeżenie. Jednak do RCB nie przyszło żadne zawiadomienie od wojewodów lub Ministerstwa Klimatu i Środowiska.
10 sierpnia Centrum o sprawie poinformował obywatel, a RCB zapytało się wojewodów i Wód Polskich, czy mamy do czynienia z niepokojącą sytuacją. Otrzymało jednak zapewnienie, że nic złego się nie dzieje. Ostatecznie RCB wypuściło ostrzeżenie dla mieszkańców 12 sierpnia, głównie w wyniku faktu, że samo zaczęło monitorować sytuację na zachodzie Polski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Powiedzmy jednoznacznie: widać było, że całe państwo jest na urlopie. Widać, że nie miał kto podjąć decyzji, zarówno z województw, jak i z ministerstwa. Przypomnę, że pan wojewoda [dolnośląski - przyp. red.] Obremski, jak i pani minister Moskwa byli na urlopie i to było widać – stwierdziła Katarzyna Lubnauer.
Moloch PiS na glinianych nogach
Arkadiusz Marchewka skontrolował Ministerstwo Infrastruktury, gdyż to ono odpowiada za nadzór nad Państwowymi Gospodarstwem Wodne Wody Polskie. Poseł podkreślał, że do tej sytuacji doprowadziła zmiana ustawy Prawo wodne w 2018 r., dzięki której powstał moloch.
W jego ocenie po nowelizacji prawa rozmyła się odpowiedzialność za kontrolę wód. Na potwierdzenie tej tezy polityk stwierdził, że resort nie ma bieżących informacji o stanie zbiorników wodnych, gdyż to leży w kompetencji inspektorów środowiska, a te nie przysyłają dokumentacji w tej sprawie regularnie.
Można powiedzieć, że przez Odrę przelała się wielka fala. Fala niekompetencji, zaniechań i braku współpracy polskich instytucji - stwierdził Arkadiusz Marchewka.
Zgadzała się z nim Gabriela Lenartowicz, która skontrolowała resort klimatu i środowiska. Posłanka oceniła, że po zmianie prawa wodnego "ochrona wód de facto zniknęła", bo choć wciąż sprawnie działają wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska, to jednak odebrano im znaczące kompetencje w tym zakresie i dziś nie ma sprawnego monitoringu środowiska.
Z naszych kontroli wyłania się jeden obraz: ta katastrofa nie mogła się nie wydarzyć, ona musiała się wydarzyć. I może się powtórzyć, nie tylko na Odrze - stwierdziła.
Polityczka przypomniała też zapowiedź minister klimatu. Anna Moskwa stwierdziła, że z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska przeznaczy 270 mln zł na monitoring wód, "którego nie ma". 90 mln zł, które trafiły na ten cel, pochodziły z pieniędzy unijnych. - Wydaje się, że jest to sytuacja, którą OLAF, czyli unijna policja, powinien się zainteresować - stwierdziła.
Spóźniona reakcja
Danuta Jazłowiecka podkreślała z kolei, że w resorcie klimatu z początku bagatelizowano kwestię Odry, a zespół wewnętrzny do zarządzania kryzysowego powstał dopiero 16 sierpnia. Dwa później wyszło w tej sprawie zarządzenie z datą wsteczną. Pod koniec września ma on przygotować raport i przyczynach katastrofy i metodach jej przeciwdziałania.
Pozostali politycy natomiast podkreślali m.in., że wciąż nie wiemy, co doprowadziło do masowego wymierania ryb, a same badania próbek przebiegają powoli.