Od końca lipca obserwowany był pomór ryb w Odrze na odcinku od Oławy w dół. Śnięte ryby zaobserwowano również m.in. w okolicach Wrocławia. W czwartek fala zanieczyszczonej Odry ze śniętymi rybami dotarła na teren woj. zachodniopomorskiego. Zakaz wstępu do Odry został wprowadzony w województwie zachodniopomorskim, lubuskim i dolnośląskim, a premier Morawiecki mówił o katastrofie ekologicznej i że "ze wściekłości chce się krzyczeć".
Zatruta Odra. Niemcy mogą wystąpić o "gigantyczne odszkodowanie"
Zdaniem Karola Ciężaka z Towarzystwa na Rzecz Ziemi, który w rozmowie z "Wprost", przyznaje, że jeśli okaże się, iż wina leży po stronie polskiej – "Niemcy wystąpią o gigantyczne odszkodowanie".
- Doszło do zanieczyszczenia wspólnej rzeki na niewyobrażalną skalę. Koszt naprawy poniesiemy wszyscy, ponieważ instytucje będą wszczynać programy naprawcze z naszych pieniędzy. Ekosystem to nie jest klika gatunków, ale cały układ. Jego naprawa, o ile w ogóle się to uda, potrwa wiele dekad i pochłonie miliony - przyznaje.
Według niego o wycieku mówi się od ponad dwóch tygodni i od początku podejrzewa on, że stoi za tym jeden z dużych zakładów przemysłowych. Jak dodaje, w obrębie Odry jest ich kilka. - Sprawcę trzeba srogo ukarać. Ze znalezieniem winnego bywają jednak problemy - ostrzega, wyjaśniając, że trzeba by truciciela przyłapać na gorącym uczynku, a to jest niezwykle trudne.
W piątek producent papieru firma Jack-Pol zaczęła być oskarżana o zatrucie Odry. "Zakład nie ma z tym nic wspólnego" - wydano oświadczenie. Także zakłady Azotowe Kędzierzyn przekonują, że nie mają nic wspólnego ze skażeniem Odry. Spółka przekazała w oświadczeniu, że w Kanale Kędzierzyńskim nie stwierdzono podwyższonego poziomu substancji, które mogłyby pochodzić z jej działalności.