Z kraju imigracyjnego staliśmy się krajem o największym zapotrzebowaniu na pracowników zagranicznych.
Według szacunków prof. Jacka Męciny, wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego, doradcy Konfederacji Pracodawców Lewiatan i byłego wiceministra pracy, polscy pracodawcy będą potrzebować rocznie ok. 1,5 mln rąk do pracy. Ale aby utrzymać dotychczasowy gospodarczy status quo, potrzebujemy ok. 300 tys. imigrantów zarobkowych.
– Wprowadzenie emerytur stażowych – nad czym pracuje aktualnie Sejm – pogłębiłoby ten deficyt o kolejne 100 tysięcy pracowników i to w ciągu kilku lat – szacuje nasz rozmówca. Jak mówi, bez względu na to, jak bardzo rząd będzie zaklinał rzeczywistość, to bez migrantów zarobkowych sobie nie poradzimy.
Nasza gospodarka ich bardzo potrzebuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Mieli osiem lat. Nie zdążyli"
Jak podkreśla nasz rozmówca – w odróżnieniu od innych państw Europy oraz świata, które opierają swoje gospodarki na pracy cudzoziemców – polski rząd nie zdążył przez osiem lat wypracować przemyślanej, dalekosiężnej polityki migracyjnej. Skutki tego zaniedbania mogą być opłakane.
Władze udają, że tych cudzoziemców w kraju nie ma. Rząd umył ręce. Nie ma żadnej strategii dotyczącej polityki migracyjnej, żadnych programów integracyjnych. Pracodawcy, którzy zatrudniają cudzoziemców, nie są odpowiedzialni w żaden sposób za zagranicznych pracowników, bo od tego, by ich zasymilować z polskim społeczeństwem, jest rząd – mówi prof. Męcina.
Jego opinię podzielają eksperci z Ośrodka Badań nad Migracjami UW. W dokumencie pt. "Polityka migracyjna bez polityki. Antynomie tworzenia polityki migracyjnej w Polsce w okresie 2016-22" zwracają uwagę, że projekt uchwały dotyczącej polityki migracyjnej rządu na lata 2021-22 nie doczekał się przyjęcia przez rząd. Dlaczego?
Powodem odrzucenia dokumentu miały być rozbieżne stanowiska w rządzie ws. przyjmowania migrantów zarobkowych. Przykładowo, resort spraw wewnętrznych miał stać na stanowisku, że uzupełnianie braków kadrowych cudzoziemcami to zjawisko przejściowe, które musi podlegać drobiazgowej kontroli.
Z kolei resorty odpowiedzialne za rozwój i za rynek pracy skłonne były uznać imigrację za stan, który będzie już trwałym elementem sytuacji ludnościowej kraju, zwłaszcza wobec niekorzystnych trendów demograficznych.
Którą drogą pójdziemy?
– Problemem jest nie to, że sprowadzamy pracowników, lecz to, że nie mamy żadnej spójnej polityki w tym zakresie – ostrzega ekspertka Ośrodka Badań nad Migracjami UW, dr Dominika Pszczółkowska.
Podobnie jak kraje Europy Zachodniej w latach 60. wierzymy, że te osoby będą tu na krótko. Tymczasem potrzebna jest polityka długoterminowa, w szczególności w zakresie integracji m.in. nauki języka polskiego, by przybysze ci nie byli mieszkańcami drugiej kategorii – dodaje.
Co warte podkreślenia, we wspomnianym projekcie odrzuconej uchwały dotyczącej polityki migracyjnej czytamy, że sytuacja migracyjna w Polsce bardzo dynamicznie się zmienia, potrzebne są narzędzia do szybkiego i elastycznego reagowania. Dowiadujemy się z niej również, że nasz rynek pracy nie został zdiagnozowany – nie mamy np. listy najbardziej pożądanych zawodów, a nadmierna koncentracja cudzoziemców o niskich kwalifikacjach na jednym obszarze będzie prowadziła do napięć.
Wydaje się, że rząd zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Dlaczego więc nic z tym nie robi? W poniedziałek zapytaliśmy o strategię rządową zarówno Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, jak i Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej oraz Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. MSWiA odpowiedziało, że właściwy do udzielenia informacji w tym zakresie jest minister rodziny, a Ministerstwo Rodziny – że odpowiedzi powinien udzielić... minister spraw wewnętrznych.
Ponadto resort rodziny przypomniał, że przepisy regulujące dostęp do rynku pracy dla cudzoziemców spoza UE są w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy i mają na celu uwzględnianie potrzeb rynku pracy.
"Co do zasady, warunkiem wydania zezwolenia na pracę jest brak kandydatów do pracy na lokalnym rynku pracy (stwierdzony przez powiatowy urząd pracy po przeprowadzeniu określonych działań) oraz zapewnienie cudzoziemcowi przez pracodawcę wynagrodzenia na odpowiednim poziomie" – odpowiedział nam resort.
Niemcy dają niebieskie karty
Prof. Męcina podkreśla, że na opracowanie i wdrożenie przemyślanej polityki migracyjnej nie jest jeszcze za późno.
Jak pokazuje sytuacja we Francji, sprowadzanie do kraju zagranicznych pracowników bez żadnych ograniczeń, a następnie pozostawienie tych ludzi samych sobie, może prowadzić do poważnych problemów. Polska w przyszłości – bez wdrożenia odpowiedniej strategii – również może ich doświadczyć.
Przekonali się o tym w przeszłości Niemcy. Ale wyciągnęli wnioski. Kilka tygodni temu Bundestag uchwalił nową ustawę dotyczącą imigrantów zarobkowych. Niemieckie władze wprowadzają nowy system punktowania imigrantów zarobkowych spoza Unii Europejskiej. Mimo że w kraju brakuje docelowo 1,5 mln wykwalifikowanych pracowników, a rocznie potrzeba do pracy nawet pół miliona imigrantów.
Chodzi głównie o zawody deficytowe jak: informatycy, lekarze, ale też dekarze, stolarze, spawacze. Osoby wykonujące te zawody mogą liczyć w Niemczech na przywileje wizowe – tłumaczy dziennikarz Deutsche Welle Bartosz Dudek.
Dodaje, że osoby z najwyższymi kwalifikacjami, których roczne wynagrodzenie będzie nie mniejsze niż 42 tys. euro, mogą liczyć na tzw. niebieską kartę, czyli odpowiednik amerykańskiej zielonej karty. Z programu tego skorzystało już w Niemczech 70 tys. cudzoziemców, głównie informatycy z Indii.
Natomiast ci, którzy nie mają w kraju konkretnej oferty pracy, mogą dostać wizę pracowniczą, o ile osiągną wymaganą liczbę punktów w programie wizowym. Liczy się tu wykonywany zawód, wiek, a także poziom znajomości języka niemieckiego.
Bardzo podobny program punktowy mają od stycznia 2021 r. Brytyjczycy, którzy ograniczyli pozwolenia na pracę dla wszystkich obcokrajowców. Tam z kolei, po brexicie i pandemii COVID-19, brakuje – jak szacuje Bank Anglii – ok. 330 tysięcy rąk do pracy. Głównie w usługach.
By otrzymać zezwolenie na pracę na Wyspach, ubiegający się o wizę pracowniczą cudzoziemiec musi uzyskać co najmniej 70 pkt., z czego od 30 do 50 pkt. przyznawane jest wyłącznie za wykonywany zawód.
Brytyjskie władze stworzyły listę pożądanych profesji, za które jest najwyższa punktacja. Wśród nich są przedstawiciele m.in. wszystkich zawodów medycznych, nauczyciele, fizycy, chemicy, biolodzy, weterynarze, opiekunowie osób starszych i architekci.
Osoby wykonujące te zawody nie tylko mają ułatwienia w otrzymaniu wizy pracowniczej, ale również mniej za nią płacą. Zwykła wiza pracownicza na trzy lata kosztuje 610 funtów, a uprzywilejowani pracownicy z rządowej listy płacą za nią 460 funtów.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl