Pomysł rezygnacji ze zmiany czasy nie jest nowy. Od dwóch lat słyszymy, że państwa Unii Europejskiej mają z niej zrezygnować. Jednak póki co, jak co roku, w ostatnią niedzielę października przestawimy wskazówki zegara z godz. 3.00 na 2.00 w nocy.
Propozycja wyszła z Parlamentu Europejskiego, który wezwał Komisję Europejską do oceny obecnie funkcjonującego rozwiązania. Komisja przeprowadziła konsultacje, zbierając 4,6 mln odpowiedzi, z czego ponad 80 proc. było za zniesieniem zmiany czasu.
A jak na tę sprawę zapatrują się Polacy? Zapytaliśmy. Okazuje się, że 66 proc. ankietowanych w panelu Ariadna opowiada się za rezygnacją ze zmiany czasu. Co piąty badany nie ma zdania, a zaledwie 14 proc. chciałoby nadal przestawiać zegarki.
Wśród ankietowanych zdecydowanie więcej zwolenników ma czas letni. Czyli kiedy później robi się ciemno. Za zimowym jest tylko co dziesiąty ankietowany.
Koronnym argumentem za przestawianiem zegarków jest od lat oszczędność na prądzie. Jesienią i zimą zużywamy więcej energii elektrycznej, chociażby ze względu na krótsze dni (dłużej oświetlamy domy, ulice, itp.) oraz temperaturę powietrza (włączamy ogrzewanie) - mówią zwolennicy.
Tyle, że jak pisaliśmy w money.pl, to nieprawda. - Zmiana czasu wpływa na przebieg krzywej zapotrzebowania, skracając czas trwania szczytu wieczornego. I tu możemy mówić o zmniejszeniu zużycia energii. Jednak nie zapominajmy o zmianie wiosennej, w trakcie której wykonujemy ruch dokładnie przeciwny - mówi Beata Jarosz-Dziekanowska, rzecznik prasowy Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE).
- Zatem, w skali roku, sama zmiana czasu z letniego na zimowy i odwrotnie: z zimowego na letni, nie ma wpływu na istotne oszczędności w konsumpcji energii elektrycznej – tłumaczy.