Początek będzie spokojny, ale tegoroczna prezydencja Niemiec w G7 zostanie zdominowana przez napięcia związane z ochroną klimatu, polityką międzynarodową i walką z pandemią koronawirusa – ocenia Tagesschau.
Członkowie G7 nie są jeszcze zgodni w wielu kwestiach. Także nowy rząd RFN wciąż szuka wspólnego stanowiska i w styczniu ma oficjalnie ogłosić, jakie tematy zamierza umieścić w agendzie podczas swojej prezydencji.
Nowa szefowa MSZ Annalena Baerbock (Zieloni) już w połowie grudnia spotkała się w Liverpoolu ze swoimi odpowiednikami z innych krajów G7, czyli Francji, Japonii, Kanady, USA, Wielkiej Brytanii i Włoch. Tam zadeklarowała chęć wspólnego działania, aby "liberalne demokracje w czasach globalnych napięć trzymały się razem". Podkreśliła znaczenie praw człowieka i traktatów międzynarodowych oraz zapowiedziała politykę "skierowaną na przyszłość".
Opozycja sceptyczna
Opozycja w Bundestagu jest sceptycznie nastawiona do możliwości odegrania przez Niemcy kluczowej roli w G7.
Wiceprzewodniczący chadeckiej frakcji parlamentarnej Johann Wadephul skrytykował niespójną politykę zagraniczną obecnej koalicji rządowej.
Podkreślił, że najważniejszą obecnie kwestią pozostaje "polityczne zjednoczenie krajów Zachodu przeciw autorytarnym reżimom, takim jak Rosja i Chiny".
Kanclerz pewien
Kanclerz RFN Olaf Scholz (SPD) nie widzi jednak powodu, by wątpić w jedność rządu.
- Rząd pracuje wspólnie dla kraju, a my będziemy działać razem, także w kwestiach polityki zagranicznej – zapowiedział krótko po wyborze na szefa rządu.
W czerwcu przywódcy krajów G7 mają spotkać się na szczycie w Schloss Elmau w Bawarii.