Jak powiedziała PAP szefowa resortu rodziny, pracy i polityki społecznej, zmiany w kodeksie to odpowiedź na apele biznesu, ale również pracowników.
Nowe przepisy mają być oparte w dużej mierze o coś, co już w prawie jest, czyli tzw. telepracę. Teraz praca w domu mogłaby być wykonywana za wspólną zgodą pracodawcy i pracownika. Może to być ustalane już przy zatrudnianiu albo później - na wniosek jednej ze stron.
- Praca zdalna wykonywana byłaby z wykorzystaniem środków bezpośredniego porozumiewania się na odległość np. mail, telefon czy komunikatory wskazane przez pracodawcę, ale także bez użycia takich środków np., gdy powierza się pracownikowi analizę dokumentów - powiedziała Maląg.
W wyjątkowych przypadkach możliwa byłaby praca zdalna na polecenie pracodawcy, pod warunkiem, że pracownik ma w domu warunki do jej wykonywania.
Co istotne, w przepisach ma się znaleźć zastrzeżenie, że to pracodawca zapewnia wszystkie narzędzia nawet podczas pracy zdalnej oraz pokrywa koszty ich działania.
- Zakłada się możliwość wykorzystania prywatnych materiałów i narzędzi, ale tylko za zgodą pracownika i na zasadach z nim uzgodnionych. Wówczas pracownikowi przysługiwałby ekwiwalent pieniężny w wysokości z nim uzgodnionej i na zasadach określonych w porozumieniu ze związkami albo w regulaminie - powiedziała Maląg.
Nie doprecyzowała jednak, czy chodzi na przykład o regulowanie przez pracodawcę części rachunku za prąd. O tym pracownicy przebąkiwali od dłuższego czasu i podobny zapis miał się znaleźć w nowelizacji Kodeksu pracy. Informowaliśmy o tym w money.pl.
Szczególnie że podczas epidemii znacząco wzrosły rachunki za energię elektryczną, płacone przez Polaków. To również opisywaliśmy wielokrotnie w naszych serwisach.