Jedna konferencja, trzy nowości. W piątek premier Mateusz Morawiecki ogłosił m.in. zamknięcie cmentarzy. W sobotę, niedzielę i poniedziałek Polacy wejść na nie już nie będą mogli. Od 31 do 2 listopada są wyłączone z użycia. Bramy zamknięte, świeczkę i kwiaty trzeba będzie postawić w innym terminie.
Kolejna nowość? Kto tylko może, powinien zostać i pracować w domu. W przypadku administracji praca zdalna będzie niemal obowiązkowa, w przypadku podmiotów prywatnych sugerowana. I na tym zmiany się nie kończą.
Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski chcą skończyć z absurdem domowej kwarantanny. W jaki sposób? Zmieniają przepisy. Cześć osób trafi na nią automatycznie w momencie, gdy któryś z domowników będzie miał dodatni wynik badania.
Mąż ma dodatni wynik na koronawirusa? Żona od dnia informacji o "plusie" zaczyna również swoją kwarantannę. Z domu nie powinna wychodzić.
W drugą stronę sytuacja jest analogiczna. Żona ma dodatni wynik? Mąż powinien sam poddać się kwarantannie. Nikt go o to już nie poprosi, nikt nie nakaże. To samo dotyczy dziadków, dzieci, partnerów i partnerek.
- Eskalacja pandemii wciąż trwa, dlatego budujemy różne warianty i przygotowujemy rozwiązania na sytuacje coraz trudniejsze - mówił minister zdrowia Adam Niedzielski podczas specjalnie zwołanej konferencji.
- Chcemy, żeby domownicy osoby z dodatnim wynikiem testu nie musiały czekać na telefon z sanepidu. Ich kwarantanna zacznie się automatycznie, od momentu, gdy inny domownik uzyska pozytywny wynik badania (czyli będzie miał potwierdzonego wirusa - red.). Prosimy, nie wychodźcie z domu, zostańcie. Będziecie dopisani do kwarantanny automatycznie - wyjaśniał Adam Niedzielski.
O co chodzi? Najłatwiej problem wyjaśnić na przykładzie.
Tak sytuacja wygląda dziś: jeden z domowników jest chory, ma pozytywny test na koronawirusa i trafia na domową izolację. Posiedzi w niej 10 dni. Chorobę przechodzi w we własnych czterech ścianach, które dzieli z innymi osobami.
Dopiero w przypadku dodatniego wyniku testu u osoby badanej, osoby z nią współzamieszkujące są obejmowane kwarantanną, a kwarantanna osoby badanej przekształca się w jej izolację. Wiążącą decyzję o kwarantannie podejmuje sanepid na podstawie wywiadu epidemiologicznego. I tu są problemy.
W praktyce spora grupa może wychodzić z domu. Dlaczego? Bo sanepid nigdy nie dzwoni. Nie ma telefonu, nie ma decyzji, nie ma informacji, jest za to milczenie. Służby sanitarne nie przekazują terminów, bo po prostu nie wyrabiają.
Informacje czasami nie są też przetwarzane elektronicznie. Dane o swojej kwarantannie lub izolacji każdy powinien znaleźć na Indywidualnym Koncie Pacjenta. Nie ma? W teorii nie ma też kwarantanny. A być powinna.
W efekcie domownicy - w świetle prawa - mogą normalnie żyć, robić zakupy lub codziennie pracować. I niestety również zakażać. Telefon często pojawia się w ostatniej chwili. I w efekcie domownik ląduje na kwarantannie, choć druga osoba dawno już chorobę przeszła. Ewentualnie decyzja oznacza zaledwie 1 lub 2 dni w domu, bo obejmuje czas od kontaktu z zakażonym.
I tu pojawia się kluczowa zmiana. Od teraz każdy domownik zakażonego na kwarantannę będzie trafiał automatycznie - od dnia wykrycia zakażenia u bliskiej osoby. Na nic nie musi czekać. Potwierdzenia nie dostanie. Sam musi to wiedzieć.
Ministerstwo Zdrowia i rząd zakładają, że Polacy będą w tym zakresie odpowiedzialni. I bez nakazu z sanepidu po prostu przestaną wychodzić z domu.
Nie oznacza to jednak, że sanepid nigdy i do nikogo już nie zadzwoni. Wręcz przeciwnie, wciąż to zrobi, ale tylko by dopisać do list. Tylko w ten sposób osoby w kwarantannie będą miały prawo do wypłaty świadczeń. Co istotne, premier i minister zdrowia nie poinformowali od kiedy będą obowiązywać nowe zasady - na razie są to propozycje. Najpewniej w ciągu kilku dni pojawi się projekt rozporządzenia.