A to wszystko na oczach 500 wysokiej rangi przedstawicieli rządów, firm, nauki i ruchów obywatelskich z całego świata, podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Atak wyprowadził sekretarz stanu USA Mike Pompeo, który zarzucił Chinom, że mają ciągoty imperialne, po czym skrytykował politykę zagraniczną Kraju Środka. Jak donoszą światowe agencje, miał wprost nazwać Chiny "wrogiem".
Następnie amerykański minister obrony Mark Esper zarzucił chińskiemu rządowi, że realizuje "nikczemną strategię" poprzez firmę telekomunikacyjną Huawei. Nawoływał, by Unia Europejska nie włączała tej firmy w prace nad siecią 5G, bo to może bezpośrednio zagrozić NATO.
Tego było za wiele dla Chińczyków. - Wszystkie te zarzuty wobec Chin są kłamstwami, nie są oparte na faktach - powiedział minister spraw zagranicznych ChRL Wang Yi, cytowany przez PAP. - Jeżeli jednak zamienimy temat kłamstwa z Chin na USA, to może te kłamstwa staną się faktami - dodał.
- Źródłem wszystkich tych problemów i kwestii jest to, że USA nie chcą dostrzec szybkiego rozwoju i odnowy Chin, a jeszcze bardziej nie chcą zaakceptować sukcesu kraju socjalistycznego - wskazał.
Sytuacja między krajami jest napięta od dawna. Od miesięcy toczy się wojna handlowa, w której orężem są cła. Ekonomiści wskazują, że na konflikcie tracą obie strony, a rykoszetem obrywają też inne gospodarki. W połowie stycznia wydawało się, że oba państwa są na dobrej drodze by ten spór zakończyć. Przedstawiciele amerykańskiej i chińskiej administracji podpisali pierwszą część porozumienia handlowego.