W czwartek padł kolejny rekord zakażeń koronawirusem - testy wykazały go u ponad 4,2 tys. osób. W środę nowych zakażeń było o tysiąc mniej, a jeszcze tydzień temu rekordem był próg 2 tys. Epidemia przyspiesza i rząd zdaje sobie z tego sprawę.
Dlatego premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że od soboty cały kraj zostanie objęty strefą żółtą. To oznacza m.in. obowiązek noszenia maseczek na ulicach i wszędzie w przestrzeni otwartej. Mniej osób będzie też mogło brać w wydarzeniach sportowych, kulturalnych, czy choćby w weselach.
Czy postępująca zaraza i nowe obostrzenia doprowadzą do tego, że Polacy znów - jak na początku epidemii - ruszą szturmem na sklepy? A może będzie trzeba wprowadzić specjalne godziny dla seniorów, bo to oni są najbardziej narażeni na groźne konsekwencje zakażenia koronawirusem?
Zniesienie zakazu handlu pomogłoby rozładować kolejki
Jak tłumaczy w rozmowie z money.pl Renata Juszkiewicz, na razie za wcześnie na takie deklaracje. - Handel reaguje błyskawicznie na zmieniające się warunki. Jeśli będzie potrzeba, to będziemy podejmować odpowiednie kroki - zapowiada prezes POHiD, czyli organizacji, która zrzesza największe sieci handlowe w Polsce.
Jest jednak jedna rzecz, o którą apeluje Juszkiewicz i o którą handel głośno dopomina się właściwie od wybuchu pandemii - uchylenie zakazu handlu w niedzielę.
Dziś pod koniec tygodnia, w piątki i w soboty, zrobienie zakupów w dużym sklepie to często konieczność przeciskania się przez tłum klientów i stanie w długiej kolejce do kas. Ludzie robią zapasy przed niedzielą, a dodatkowo sklepy w te dni wprowadzają różne promocje, które jeszcze bardziej zachęcają do odwiedzin właśnie wtedy. O zachowaniu dystansu społecznego można wtedy pomarzyć.
- Byłoby ważne, aby dało się handlować w niedzielę. Uniknęlibyśmy ryzyka większej liczby osób w piątki i soboty - przyznaje Juszkiewicz. - To zapewniłoby bezpieczeństwo i klientów, i pracowników sklepów - argumentuje.
Rekordy zachorowań mogą coś zmienić
Prezes POHiD uważa jednak, że teraz - gdy niemal co dnia mamy rekordy zakażeń - klienci z większą powagą podejdą do obowiązku zachowania dystansu społecznego. - Liczba zakażeń pokazuje skalę problemu. Dlatego z całą pewnością społeczeństwo będzie tego pilnować - ocenia Renata Juszkiewicz.
Chwali też zapowiedź rządu dotyczącą restrykcyjnego egzekwowania obowiązku noszenia maseczek. Juszkiewicz przyznaje, że klienci wchodzili do sklepów bez maseczek i trudno było nakazać im zakrycie ust i nosa. Do tego pojawiały się nawet zorganizowane "szturmy" antymaseczkowców na sklepy. - A przecież stworzenie dobrych przepisów i ich egzekwowania leży w gestii rządu, a nie sklepów - kwituje.
Do tej pory wszystkie apele o zniesieni lub choćby wstrzymanie zakazu handlu na czas epidemii nie trafiały na podatny grunt. Zarówno "Solidarność", która stoi za tym pomysłem, jak i rząd twardo obstają przy tym, że zakaz musi zostać.