Zakaz podlewania ogrodów, mycia aut, a nawet ścisłe racjonowanie wykorzystywanej wody z miejskich wodociągów czy miejscami w ogóle odcięcie od wody - tak wyglądało ubiegłe lato. Susza i upały zdarzają się coraz częściej. Stąd przybywa osób, które decydują się na zbieranie i wykorzystywanie deszczówki. I chwała im za to!
1200 litrów wody - tyle w ciągu 1,5 dnia opadów zbierają państwo Adam i Barbara Mostalczukowie z Wrocławia, którzy postanowili zostać profesjonalnymi "łapaczami deszczu".
- Z jednej strony dbałość o ekologię, z drugiej, niejako przy okazji, oszczędność - wyjaśnia pan Adam. Jak podkreśla, przymierzali się do tego już od paru lat, jednak z miejskiego programu dopłat skorzystali dopiero w tym roku.
Ekologiczne małżeństwo
- To kolejna nasza proekologiczna inwestycja. Zakładaliśmy już własny kompostownik, dzięki któremu oddajemy mniej śmieci służbom komunalnym. Wykorzystywaliśmy również wszelkie daszki - drewutni i szopy - do zbierania deszczu, podstawiając pojemniki, gdzie tylko się dało. Nie było to jednak zbyt efektywne. Postanowiliśmy zainwestować specjalne systemy i skorzystać z dopłat miasta - opowiada pan Adam.
Wrocławski magistrat pilotażowy program "Złap deszcz" wdrożył już ubiegłym roku. Okazał się na tyle dużym sukcesem, że miasto musiało zwiększyć pulę środków.
Od czerwca ruszyła jego kolejna edycja. Miasto pokrywa 80 proc. kosztów budowy każdemu, kto na własnym terenie zdecyduje się na założenie ogrodu deszczowego - niezależnie od tego, będzie zbierał wodę w pojemnikach, czy w gruncie.
Za miejskie pieniądze można również wybudować studnię chłonną w postaci podziemnego zbiornika na wodę opadową, muldę albo postawić naziemny wolnostojący zbiornik zbierający wodę opadową z dachu. Stąd też program przez mieszkańców bywa nazywany "beczką+".
- Podłączyliśmy w sumie cztery zbiorniki, każdy umożliwia magazynowanie 300 litrów deszczówki - wyjaśnia pan Mostalczuk. Razem z żoną mieszkają w domu wolnostojącym i są na emeryturze. W system łapiący deszcz razem z osprzętem, kranami, rurkami czy łańcuchem kaskadowo-deszczowym w sumie zainwestowali dokładnie 4290 zł.
- Sam wszystko montowałem. Posiłkując się instrukcją to prościzna. Pozwoliło to dodatkowo obniżyć koszty - mówi właściciel domu.
Teraz pan Adam z żoną czekają na zwrot z miasta, które refinansuje 80 proc. kosztów do kwoty 5 tys. zł.
- Podpisaliśmy z miastem umowę, bez problemu przeszliśmy odbiór sporządzony przez urzędniczki z magistratu i teraz czekamy na pieniądze - mówi z zadowoleniem właściciel instalacji.
Cieszą się z każdej kropli deszczu
Pani Barbara po przejściu na emeryturę postanowiła zająć się uprawą własnych warzyw.
- Mamy 600 m kw. działki Teraz mam czas, aby sadzić i zbierać własne, ekologiczne warzywa i owoce. Prowadzenie ogrodu wymaga podlewania, a zwłaszcza w czasie suszy jest to kosztowne - wyjaśnia w rozmowie z money.pl. - Staraliśmy się oszczędzać wodę, np. wykorzystując do podlewania tę z płukania owoców - dodaje.
Teraz korzysta z własnych beczek.
- System umożliwia podłączenie węża ogrodowego, ciśnienie jest grawitacyjne, a podlewanie proste. Teraz myślimy o rozwinięciu go o systemy kropelkowe, które jeszcze bardziej ułatwią sprawę - snuje plany pani Mostalczuk.
Jak przekonuje, jest zadowolona z beczek. Nie tylko są skuteczne, ale też pozwalają obniżyć rachunki. Przy tym wyglądają bardzo estetycznie. A co z komarami i nieprzyjemnym zapachem stojącej wody? I na to "łapacze deszczu" mają swoje sposoby.
- W sklepach można kupić ekologiczne środki, które zapobiegają psuciu się wody i zarastaniu zbiornika rzęsą. To załatwia sprawę. A komary? Beczki są zamknięte, to nie problem - zapewnia i dodaje, że teraz deszczowe dni cieszą ją podwójnie. Jej ogród sam się podlewa, a beczki uzupełniają się darmową wodą z nieba.
- Będziemy się cieszyć z każdej kropli - uśmiecha się.
Miasto też zyskuje
W stolicy Dolnego Śląska program wystartował w sierpniu ubiegłego roku. Jak przekonuje magistrat, pozwala ograniczyć nawet o połowę zużycie uzdatnionej wody pobieranej z miejskich wodociągów. Jednak pozytywów jest znacznie więcej.
Dzięki tzw. małej retencji można mądrzej gospodarować wodą, którą mamy niejako za darmo. Nie chodzi tylko o opad. Woda po roztopach nie spływa do rzek, a jest magazynowana. To szczególnie ważne w sytuacji niedoborów wody, bo Polska ma jedne z najmniejszych zasobów w Europie.
Z drugiej strony dzięki łapaniu deszczu odciążona jest również miejska kanalizacja, co zmniejsza ryzyko miejskich powodzi i podtopień.
Podczas zeszłorocznej pilotażowej edycji programu złożono 143 wnioski, a ostatecznie zawarto 92 umowy. Do końca 2019 roku na terenie Wrocławia powstały 55 zbiorniki naziemne do łapania deszczu, 34 podziemne, 2 studnie chłonne oraz ogród deszczowy w gruncie.
Program działa nie tylko w stolicy Dolnego Śląska. Od 2014 roku, dzięki podobnym dopłatom, np. mieszkańcy Krakowa zbudowali 384 instalacji do gromadzenia i wykorzystania wód deszczowych. Podobne programy uruchomił także Poznań, czy Kielce.
Wirtualna Polska rusza z akcją #NieLejWody. Wszystko, co musisz wiedzieć o skutkach suszy w Polsce, znajdziesz na naszej grupie na Facebooku. Aktualne wydarzenia, najnowsze informacje, wymiana wiedzy, wskazówek jak można pomóc czy gdzie pomocy szukać. Kliknij, by dołączyć
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl