Jak pisaliśmy przed tygodniem, związki zawodowe poczty z całego kraju domagają się pilnego spotkania z jej prezesem Tomaszem Zdzikotem. Jak wskazują związkowcy, od momentu objęcia przez niego funkcji prezesa, szef Poczty - wraz z przedstawicielami zarządu - odmawiał spotkania ze stroną społeczną.
W odpowiedzi spółka wskazuje, że związkowcy nie mają racji, ponieważ spotkania odbywają się na bieżąco, a tylko od maja do lipca zorganizowano ich około 90.
Związkowcy oprócz spotkania z Tomaszem Zdzikotem żądają również informacji odnośnie do rzeczywistego stanu finansów firmy. Te - według inicjatorów listu - mają być niewystarczająco przejrzyste. Wątpliwości pocztowców jest jednak więcej.
Zdaniem związkowców w urzędach pocztowych i na Węzłach Ekspedycyjno-Rozdzielczych (WER) od dawna brakuje rąk do pracy, a ponad połowa pracowników otrzymuje wynagrodzenie na poziomie płacy minimalnej (ok. 2600 zł). - Nie mamy żadnej wiedzy, co zrobi kierownictwo Spółki od stycznia 2022 r., kiedy to płaca minimalna osiągnie poziom 3000 zł - mówi nam Piotr Moniuszko, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty Polskiej (WZZPP).
Jak wskazuje, mimo setek pytań do zarządu związkowcy nie otrzymują żadnych odpowiedzi. - Oczekiwanie uczciwego dialogu z pracodawcą nie jest niczym wygórowanym - puentuje.
Pocztowcy chcieliby się również dowiedzieć, które ze związków zawodowych zostały zaproszone do rzeczonych rozmów. - Bo także pod tym względem panuje podział na równych i "równiejszych" - mówi nam jeden z nich. Te same pytania skierowaliśmy do biura prasowego Poczty. Na odpowiedź czekamy.
"Miło się nam dowiedzieć za pośrednictwem mediów, że w okresie od maja do lipca odbyło się blisko 90 spotkań, z czego dziewięć na poziomie centralnym oraz 78 na poziomie lokalnym. My natomiast pytamy, w ilu z nich uczestniczył prezes Zdzikot?" - dociekają związkowcy w piśmie, do którego dotarł money.pl.
Na zarzuty o brak dialogu Poczta Polska odpowiada związkom, że spółka "jako podmiot prawa handlowego zobowiązana jest do ochrony danych objętych tajemnicą przedsiębiorstwa, co jest konieczne w sytuacji, gdy niektórzy związkowcy nie są pracownikami Poczty Polskiej, a nawet są pracownikami firm konkurencyjnych".
Zdaniem pocztowców powoływanie się przez spółkę na przepisy RODO, które mają rzekomo uniemożliwiać jej informowanie o zmianach w firmie związków zawodowych, jest "kuriozalne".
"Nie sądziliśmy, że oczekiwanie spotkania i rozmowy z prezesem Poczty Polskiej S.A. panem Tomaszem Zdzikotem podlega ochronie danych objętych tajemnicą przedsiębiorstwa" - ironizują sygnatariusze listu, do którego dotarł money.pl.
Biuro prasowe spółki odsyła związkowców do informacji... na stronie intranetowej firmy, do pracowniczego Forum, magazynu "Poczta Polska" czy newslettera spółki.
Poczta Polska okiem pracowników
Przypomnijmy, że spór na linii związków zawodowych z zarządem Poczty Polskiej trwa od dawna. Związkowcy już w zeszłym tygodniu prosili o spotkanie z wicepremierem i ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem oraz posłami z sejmowej Komisji Infrastruktury. Jak tłumaczyli, "sytuacja ekonomiczna" operatora pocztowego budzi ich wątpliwości.
Związkowcy alarmowali w piśmie o "dramatycznym spadku" udziału Poczty Polskiej w rynku usług pocztowych rok do roku. W ich ocenie jest to efekt błędów "popełnianych przez kolejne zarządy" spółki, które nie potrafiły przystosować PP do "zachodzących zmian rynkowych". Zdaniem autorów pisma, doprowadziło to finalnie do "zapaści finansowej" Poczty.
W tym temacie: Zwolnienia w Poczcie Polskiej. Spór z zarządem się zaostrza
W ocenie środowisk pracowniczych obecny zarząd nie prowadzi z nimi rzeczywistego dialogu i lekceważy głosy partnerów społecznych. Zatrudnieni w Poczcie podkreślają, że sytuacja coraz większej grupy z nich jest trudna, a kondycja ekonomiczna operatora jest "nieznana".
Sam Zdzikot objął funkcję szefa Poczty na początku kwietnia ub.r. Jego pierwszym zadaniem było przeprowadzenie głosowania korespondencyjnego, które ostatecznie nie doszło do skutku.
Przed przyjściem do spółki Zdzikot pełnił funkcje sekretarza stanu w resorcie spraw wewnętrznych i MON. - To polityk-żołnierz, nie lubi się wyrywać, ryzykować. Wcześniej odmówił stanowiska szefa resortu cyfryzacji. Do resortu obrony ściągnął ludzi, z którymi pracował wcześniej w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych - mówił nam wówczas jego były współpracownik.