W grudniu zaprzysiężony został libertariański polityk Javier Milei, uznawany za anarchokapitalistę. Dotychczas był on postrzegany jako radykalny outsider porównywany przez media do byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych i Brazylii, Donalda Trumpa i Jaira Bolsonaro. Jesienią pokonał w drugiej turze wyborów Sergio Massę, kandydata reprezentującego lewicowy, peronistowski establishment.
Polityk postawił sobie za cel okiełznanie inflacji w kraju, która na początku 2024 r. przekroczyła poziom 200 proc. Jego plan gospodarczy, nazywany potocznie mianem "piły łańcuchowej i blendera", zakłada wdrożenie radykalnych cięć budżetowych i zaciskania pasa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Argentyna w walce z inflacją. Wzrost biedy w kraju
"Terapia szokowa" uderzyła jednak w portfele Argentyńczyków. W grudniu 2023 r. odnotowano największy spadek realnych płac w sektorze prywatnym od co najmniej 29 lat. Wzrósł też odsetek osób ubogich. Według niektórych szacunków wskaźnik podskoczył z niecałych 42 proc. w drugiej połowie 2023 r. do ponad 57 proc. w styczniu.
Jednak prezydent jest zadowolony z dotychczasowych działań władz. Zapewnia, że sytuacja zaczyna się poprawia. Z dumą mówił w ostatnim czasie o zwolnieniach 50 tys. urzędników. Kolejne 70 tys. ma odejść w najbliższych miesiącach. Rząd zdecydował się też zamrozić finansowanie robót publicznych i odebrać świadczenia społeczne w 200 tys. przypadków.
Naszym celem było osiągnięcie zerowego deficytu w 2024 r. i z przekonaniem dążymy do korekty fiskalnej, w której jest dużo piły łańcuchowej i blendera (…) Jest dużo blendera, ale dużo więcej piły – stwierdził Javiel Milei.
Opór wobec reform
Prezydent obniżył oficjalny kurs peso wobec dolara o ponad 50 proc., choć pierwotnie zapowiadał wręcz rezygnację z rodzimej waluty. Ponadto uwolnił ceny niektórych towarów i obciął dotacje na transport. Zlikwidował również połowę ministerstw i wiele agencji rządowych oraz zapowiedział prywatyzację spółek skarbu państwa.
Przyznał, że "brutalna korekta" finansów uderzyła w obywateli. Zaraz jednak dodał, że inflacja – główne zmartwienie Argentyńczyków – w lutym i marcu zaczęła spadać. Najpewniej to właśnie dlatego z najnowszych sondaży wynika, że połowa mieszkańców popiera politykę rządu i z nadzieją patrzy w przyszłość.
Jednak część społeczeństwa stanowczo sprzeciwia się polityce nowego prezydenta. W kraju regularnie dochodzi do ulicznych protestów. W styczniu związki zawodowe zorganizowały 12-godzinny ogólnokrajowy strajk generalny. Kolejny zapowiadany jest na 3 kwietnia.
Argentyńczycy chcieli walki z korupcją
Eksperci sugerują jednak, że Argentyńczycy wybrali Javiera Milei, bo mieli dość rozdętej biurokracji, nieskutecznej walki z inflacją i pogłębiającego się kryzysu. Wielu wyborów uwiodły zapowiedzi odebrania przywilejów politykom, których prezydent określał mianem "kasty".
Swoje dokładały afery korupcyjne, jak ta wykryta niedawno w La Placie, stolicy prowincji Buenos Aires, gdzie związany z peronistowskimi politykami mężczyzna o pseudonimie "Chocolate" ("Czekolada") pobierał pensje za 48 osób fikcyjnie zatrudnionych w sektorze publicznym. Według mediów z kasy prowincji wyprowadzono w ten sposób nawet 800 mln pesos (ok. 3,7 mln zł).
To zresztą kolejna afera korupcyjna dotycząca fikcyjnego pobierania pensji. Ludzi niepracujących, ale odbierających wynagrodzenie, nazywa się w Argentynie "noquis" (dosłownie kluski ziemniaczane, jak włoskie gnocchi czy polskie kopytka). Walka z "noquis" to jeden ze sztandarowych postulatów Javiera Mileia, który nazywa tak zwalnianych przez siebie urzędników.
W tym kontekście wiele propozycji prezydenta cieszy się poparciem zarówno w społeczeństwie, jak i wśród polityków partii centroprawicowych. Komentatorzy jednak oceniają, że wprowadzenie reform utrudnia bezkompromisowa postawa polityka, który nie stroni od kontrowersji i ostrych ataków na przeciwników politycznych.
Analityk argentyńskiej polityki z firmy konsultingowej Horizon Engage Marcelo J. Garcia nazwał pierwsze miesiące rządów "100 dniami samotności". W jego ocenie prezydent skazał się na nią sam, gdyż palił mosty w relacjach z gubernatorami prowincji, liderami partii opozycyjnych i Kongresem. Przeciwników swoich reform nazywał: "zdrajcami", "przestępcami" i "oszustami".
Jednak aby przeforsować zmiany, prezydent potrzebuje wsparcia w dwuizbowym Kongresie. Jego partia La Libertad Avanza (Wolność Postępuje) dysponuje w obu izbach niewielką liczbą mandatów. Dlatego też rządowy projekt szeroko zakrojonych reform, mających między innymi zwiększyć uprawnienia prezydenta, został w lutym odesłany przez Izbę Deputowanych (izbę niższą) z powrotem do komisji parlamentarnych.
Prawicowy prezydent podsycił też napięcia społeczne poprzez podważenie konsensusu dotyczącego charakteru wojskowej dyktatury z lat 1976-1983 oraz liczby jej ofiar. Według szacunków grup praw człowieka państwowy aparat represji zgładził 30 tys. osób uznanych za przeciwników politycznych, natomiast Javier Milei twierdzi, że było ich niecałe 9 tys.
Według lewicowej prasy relatywizowanie zbrodni dyktatury przez prezydenta przyczyniło się do niedawnego ataku na jedną z działaczek organizacji HIJOS, zrzeszającej dzieci osób zaginionych. Grupa twierdzi, że aktywistka została pobita, a na ścianie w jej domu wypisano slogan używany przez prezydenta oraz słowo "noqui".
Na arenie międzynarodowej komentarze głowy państwa pod adresem przywódcy Kolumbii Gustava Petro, którego nazwał "terrorystą" i "mordercą", doprowadziły do kryzysu dyplomatycznego. Pod znakiem zapytania stanęła przyszłość relacji z Chinami i Brazylią, dwoma największymi partnerami handlowymi Argentyny. Javier Milei oświadczył, odnosząc się do tych krajów, że nie będzie "robił interesów z komunistami". Opowiada się natomiast za poszerzaniem współpracy z USA i Izraelem.
Kto powinien otrzymać nagrodę Money.pl w kategorii "Wkład za edukację finansową"? Zadecyduj i oddaj swój głos!