Na początku lockdownu, kiedy urzędy pocztowe i listonosze pracowali w ograniczonym zakresie, rząd wprowadził przepisy, które miały chronić społeczeństwo przed następstwami sanitarnych ograniczeń. Sytuacja w gospodarce się zmieniła, ale przepisy obowiązują nadal.
Chodzi konkretnie o przepisy, które pojawiły się w "tarczy 2.0". Dotyczą one przesyłek poleconych wysyłanych za pośrednictwem Poczty Polskiej i podlegających doręczeniu za potwierdzeniem odbioru.
W praktyce oznaczają one, że jeśli ktoś nie odbierze takiego pisma w ciągu 14 dni, nie można już go uznać za doręczone aż do końca obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii. Przesyłka nabierze "mocy urzędowej" dopiero po 14 dniach od daty zniesienia tych stanów. W Polsce natomiast stan epidemii obowiązuje od 20 marca i nie wiadomo, kiedy zostanie on zniesiony.
Od reguły tej rząd zrobił kilka wyjątków. Nie podlegają jej m.in. pisma dotyczące postępowań sądowych, wezwania z urzędu skarbowego i kontroli podatkowej, a także przesyłki wysłane przez prokuraturę, organy ściągania czy komornika.
Jednak pisma z wypowiedzeniem od pracodawcy muszą spokojnie odczekać, aż w Polsce skończy się epidemia.
Skorzystać mogą także nieuczciwi
W zamyśle te przepisy chronią pracowników, którzy mają nieobecność nieusprawiedliwioną spowodowaną ważnym powodem. Przykładowo: ulegli wypadkowi, zachorowali lub są na przymusowej kwarantannie i nie mogą o tym fakcie powiadomić skutecznie pracodawcy.
Przy okazji w praktyce chronieni są jednak również ci, którzy porzucili pracę bez słowa wyjaśnienia. Dotyczy to m.in. pracowników ze Wschodu, którzy na początku pandemii opuszczali w pośpiechu nasz kraj, rezygnując z pracy z dnia na dzień.
Ustawa chroni również pracowników, którzy dopuścili się wykroczeń, za które grozi im dyscyplinarka. Wystarczy, że nie odbiorą listu z wypowiedzeniem umowy od pracodawcy. Choć akurat w takiej sytuacji pracodawcy próbują doręczyć wypowiedzenie osobiście lub drogą mailową, wysyłając pismo z podpisem kwalifikowanym.
Ryzykowna walka o rację
Warto zaznaczyć, że teoretycznie pracodawca ma prawo zwolnić pracownika bez zachowania okresu wypowiedzenia, jeśli ten dopuścił się ciężkiego naruszenia obowiązków służbowych, bo np. opuścił miejsce pracy bez usprawiedliwienia i nie wiadomo, co się z nim dzieje. Firma musi się jednak wtedy liczyć z potencjalnymi konsekwencjami, gdyby przegrała taką sprawę w sądzie.
Zwalniając niesłusznie pracownika za niestawianie się pracy, poniesie konsekwencje. Odszkodowanie w takich przypadkach wynosi na ogół równowartość trzech pensji podwładnego. W przypadku niesłusznych dyscyplinarek - sąd może orzec o dodatkowym odszkodowaniu, jego wysokość jest zależna od rozmiaru szkody wyrządzonej pracownikowi.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl