Nieco większą dynamikę zmian, szczególnie na parkietach akcyjnych, obserwowaliśmy dopiero po przyłączeniu się do handlu inwestorów z USA. Po bardzo udanym poprzednim tygodniu, kiedy Dow Jones i S&P 500 notowały zamknięcia na historycznych szczytach na każdej z pięciu sesji, poniedziałkowy handel przebiegł pod dyktando sprzedających. Pytanie czy strona popytowa ma się czego obawiać? Wydaje się, że niekoniecznie. Za wczorajszą przeceną stało pogorszenie sentymentu wśród spółek technologicznych i przemysłowych. Jednym z największych przegranych okazała się spółka General Electrics, która tracąc 6.3% zanotowała największy jednosesyjny spadek od blisko sześciu lat. Była to odpowiedź na cięcia poziomu ceny docelowej spółki przez szereg biur maklerskich, na co wpływ miały ostatnio opublikowane wyniki, rodzące spekulacje o możliwym cięciu dywidendy. Spadkowa sesja na Wall Street nie doczekała się jednak kontynuacji, a na innych rynkach została potraktowana jako chwilowe potknięcie. Japoński Nikkei testuje poziomy
nieobserwowane od 1996 roku, parkiety bazowe strefy euro notują dość neutralne otwarcie, a kontrakty indeksów z Wall Street stopniowo oddalają się od wczorajszych minimów. W przypadku tych ostatnich sytuacja fundamentalna nie ulega zmianie. Oczekiwania na cięcie podatków są wysokie, sezon wyników spółek w pełni (dzisiaj swój kwartalny raport opublikuje między innymi McDonald's), a rynek wstrzymuje oddech, czekając na decyzję Donalda Trumpa w sprawie nowego prezesa Fed (decyzję mamy poznać ,,wkrótce"). W tym środowisku znów możemy być świadkami wykorzystania przez inwestorów lokalnego dołka, jako okazji do kupna po nieco lepszych cenach.
Kurs głównej pary walutowej utrzymuje się w ramach wąskiego przedziału ruchu i sporo wskazuje na to, że taki układ utrzyma się do czwartkowego posiedzenia EBC. Z punktu widzenia europejskich aktywów, figurą dnia będą szacunkowe odczyty PMI dla przemysłu i usług strefy euro. Wskaźniki poruszają się po wieloletnich szczytach i patrząc na pozostałe dane ze wspólnej gospodarki, ciężko prognozować tu jakieś załamanie. Dlatego reakcja wspólnej waluty powinna być umiarkowana, natomiast niewykluczone, że europejskie giełdy spróbują potraktować ten odczyt jako pretekst do silniejszego odbicia od wczorajszych minimów. Dla europejskich aktywów czynnikiem ryzyka wciąż pozostaje sytuacja polityczna w Hiszpanii. Obie strony wyglądają na zdeterminowane i mało skłonne do ustępstw. Przełomem może okazać się czwartek, gdyż właśnie na wtedy zaplanowana jest sesja parlamentu Katalonii (początek planowany jest na godzinę 9:00) i korespondenci agencji Bloomberg donoszą, że Carlos Puidgemont może wykorzystać ten moment do
formalnego ogłoszenia niepodległości regionu. Taki ruch powinien ułatwić decyzję Senatowi, który kilka godzin później ma debatować nad zasadnością zawieszenia autonomii (decyzja w tej sprawie powinna zapaść w piątek o 9:30).
Również o polityce należy mówić w przypadku sytuacji nowozelandzkiego dolara, który ponownie znalazł się pod presją sprzedających. Przyszła premier Jacinda Ardern w swoim wystąpieniu sporo czasu poświęciła reformie RBNZ, co spotkało się z nerwową reakcją rynku. Potencjalne zmiany były już jednak dość szeroko dyskutowane wcześniej (nowy rząd chce się przede wszystkim skupić na wsparciu eksporterów, podniesieniu wynagrodzeń i wyrównaniu nierówności w gospodarce), w związku z czym obecne cofnięcie AUDNZD z tegorocznego szczytu wydaje się uzasadnione, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że kurs znajduje się zaledwie pół figury poniżej silnej strefy oporu, która skutecznie powstrzymywała kupujących przez trzy ostatnie lata.