Indeks S&P500 jeszcze przez godzinę po otwarciu parkietów za oceanem próbował bronić ważnej strefy wsparcia 2012 - 2022. Jednak po tym czasie byki skapitulowały i byliśmy świadkami kolejnej fali wyprzedaży.
Na ten stan rzeczy mógł mieć wpływ odczyt PMI sektora usług, który spadł do najniższego od sześciu miesięcy poziomu 56.2. Po listopadowym, drugim najwyższym odczycie od niemal dziesięciu lat, który osiągnął 59.3, rynki spodziewały się usłyszeć dziś wartość 58.2. Gorszy wynik ma związek ze słabszą kondycja gospodarek poza USA. Również w Stanach Zjednoczonych część firm, które mogą sobie na to pozwolić, wstrzymują się zamówieniami w oczekiwaniu na to, że wciąż spadająca cena ropy spowoduje obniżenie cen zaplanowanych zakupów.
W tym samym czasie został opublikowany raport na temat wydatków kapitałowych przedsiębiorstw w USA. Zamówienia przemyśle spadły o 0.7%, co jest już czwartym spadkiem z kolei. Miał na to wpływ mniejszy popyt na elektronikę oraz maszyny przemysłowe.
Po ogłoszeniu powyższych danych, indeks S&P500 początkowo wzrósł do swojej najwyższej wartości z wczorajszego dnia, lecz zaraz potem osunął się pokonując poziom 2000. Początkowy wzrost dał bowiem chwilową nadzieję na to, że gorsze dane wpłyną na oddalenie się perspektywy rozpoczęcia cyklu podwyższania stóp procentowych.
Obecnie najistotniejszym wsparciem jest obszar 1986 - 1980, który odpowiada szczytom z lipca 2013 oraz ekspansji 100% grudniowej fali wyprzedaży. Istnieje szansa na to, że tak bliskie i tak podobne charakterem zniżki jak obecna i ta grudniowa, mogą być podfalami a i c tej samej korekty pędzącej. To by oznaczało, że po jej zakończeniu pojawi się dynamiczny impuls wzrostowy.